6/11/2016

Rozdział IV: Kątem oka

        Cześć, Kochani. Kolejny rozdział, bardzo proszę. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Sesja się zaczyna i w ciągu następnych dwóch tygodni mam siedem egzaminów, więc nie wiem, jak to będzie z następnym. Pisze mi się dobrze, ale znaleźć czas i połączyć go z pracą... to trudniejsze.
        Idę korzystać z mojego ostatniego dnia wolności (uznałam, że dzisiaj jest sobota i dzisiaj jeszcze nie zamierzam się uczyć... "od jutra" brzmi świetnie). A Wam życzę miłego czytania dla tych, co czytają, a dla wszystkich studentów... przetrwajcie ;) Pozdrawiam!





Rozdział IV

Kątem oka





        "You have always worn your flaws upon your sleeve
        And I have always buried them deep beneath the ground
        Dig them out, let's finish what we started
        Dig them out, so nothing's left unturned

        All of your flaws and all of my flaws, when they have been exhumed
        We'll see that we need them to be who we are
        Without them we'd be doomed"*


        13 października 2015 r.

        – Wydaje mi się, że trochę... – Oliwer przerwał na moment, szukając odpowiednich słów. – ...brakuje jej wizji – zdecydował w końcu. 
       – Poli? – upewnił się Bartek nieco rozleniwionym tonem. Leżał na swojej kurtce raz na jakiś czas otwierając jedno oko, żeby skontrolować, gdzie był Julian, choć wiedział przecież, że Oliwer go pilnował. 
        – Mhm – mruknął. – Ale nie mogę jej tego powiedzieć – dodał, krzywiąc się nieco.
        – Dlaczego? – zapytał Bartek z zaciekawieniem. Wiedział, że Pola była managerem zespołu Oliwera, i że Oliwer nie zawsze do końca się z nią zgadzał. 
      – Bo... bo to Pola – odparł, zupełnie jakby to był wystarczający argument. – No i dzięki niej mam gdzie mieszkać – dodał zdawkowo, na co Bartek parsknął śmiechem. 
        – To cię stawia w kiepskiej sytuacji – zauważył, mrużąc oczy i zerkając na niego. – Bo nie możesz sobie za bardzo pozwolić z nią kłócić, a z drugiej strony przecież nie powinieneś poświęcać dobra zespołu dla... 
        – Wiem, wiem – westchnął Oli, odpalając papierosa i samemu kładąc się na trawie. – Julian! – zawołał po chwili. – Zostaw to i chodź tu na chwilę! 
        Bartek uśmiechnął się do siebie. Od jakiegoś czasu często to robili, to stało się wręcz taką małą tradycją. Właściwie to wyszło samo z siebie. Odkąd Bartek dołączył do nich nad rzeką w tamtą pierwszą niedzielę, zaczął dołączać do nich regularnie. Tak po prostu, dlatego, że Julian chyba lubił jego towarzystwo. I Oliwer chyba też lubił jego towarzystwo, a przynajmniej nigdy nie zasugerował, żeby było inaczej. To było coś, co im dobrze wychodziło; leżenie na trawie i gadanie o głupotach. Zwłaszcza, kiedy nie było nikogo innego. Bartek nie był pewien, dlaczego Oliwer wybrał sobie akurat jego do spędzania czasu ze swoim nieformalnym dzieckiem, ale nie miał nic przeciwko. Oliwer był w porządku. To znaczy był w porządku, kiedy nie gwiazdorzył, nie był złośliwy, nie wymądrzał się i go nie irytował. Czyli czasami. A czasem bywał z kolei nie do zniesienia. 
      – Powinieneś z nią pogadać, przecież jesteście najlepszymi przyjaciółmi, nie? Na pewno nie będzie miała z tym problemu – stwierdził Bartek kilka minut później, kiedy żaden z nich nie pamiętał już, o czym rozmawiali, a Oliwer próbował zmazać czekoladę z twarzy Juliana. Po chwili dodał niechętnie: – Muszę iść zaraz na zajęcia... 
    – Przynajmniej odetchnąłeś świeżym... smogiem – odparł Oliwer przepraszającym tonem, po czym nagle coś mu się przypomniało. – Ej, chcesz tego posłuchać? Nagraliśmy w weekend – zaproponował, wyciągając z kieszeni swój telefon. 
       – Jasne – rzucił Bartek, wkładając słuchawki do uszu. Zacisnął oczy ze skupieniem, wsłuchując się dokładnie przez całe trzy minuty. Uśmiechnął się do siebie, kiedy usłyszał skrzypce. – Ballada? Co cię naszło na balladę? – zapytał mile zaskoczony, kiedy utwór się skończył, na co Oliwer wzruszył ramionami nieco zażenowany i zabrał mu słuchawki. 
        – Wszystkiego trzeba spróbować, nie? – zapytał retorycznie. – Ale jest okej? – upewnił się. 
      – Ładne – odparł Bartek z nieco rozmarzonym uśmiechem. – Bardzo... harmonijne. I uspokajające. Trochę jak kołysanka. – Wydawało mu się, że po tym komentarzu Oliwer odetchnął i zaczął się rozluźniać. – O czym to? – dodał z zaciekawieniem, przekrzywiając nieco głowę. Kawałek był co prawda na razie tylko instrumentalny, ale Bartek był pewien, że kryła się za nim jakaś historia. Odkrył już, że wszystko, co Oliwer komponował, opowiadało o czymś
       – Trochę o tym momencie zaraz po obudzeniu, zanim jeszcze zaczniemy myśleć, kiedy nie musimy być sobą, w ogóle nikim nie musimy być, tylko sobie zwyczajnie dryfujemy – odparł po chwili zastanowienia. – Tak sobie wyobrażam śmierć. I trochę o moim ojcu, jak wracał pijany do domu i każdego ranka zasypiał w innym miejscu... 
      – Myślałem, że to kołysanka – zaprotestował Bartek, kręcąc głową i najwyraźniej nie chcąc się z tym pogodzić. – A jest o śmierci i o pijaństwie. 
        Oliwer parsknął śmiechem. 
        – Kołysanka też może być o śmierci i o pijaństwie – zauważył. Bartek zaczął powoli dźwigać się na nogi. 
        – Odprowadzę cię! – zawołał radośnie Julian, podbiegając do nich. 
      – Na uczelnię? – zdziwił się Bartek, unosząc brwi. – To trochę daleko. Ale możesz mnie odprowadzić do tamtych schodów – powiedział, wskazując palcem. Julian pokiwał obowiązkowo głową, a Oliwer położył się z powrotem na trawie, odprowadzając ich wzrokiem. 
     Przemierzając miasto i wiedząc już dokładnie, w który tramwaj wsiąść, Bartek czuł się niemal jak u siebie. Powoli przyzwyczajał się do nowej wolności – do tego, że musiał sam pilnować się, żeby chodzić na zajęcia i organizować swój wolny czas, co okazało się prostsze niż myślał. Przyzwyczajał się też do życia, w którym niemal bez przerwy miał coś do roboty. Jeśli nie miał akurat nic do zrobienia na zajęcia to albo przesiadywał w kawiarniach z Karoliną, albo nad rzeką z Oliwerem, albo spotykał się ze znajomymi ze studiów. Bartek chyba nigdy wcześniej nie miał tylu osób, które chciałyby spędzać z nim czas. Wcześniej miał tylko dwoje najlepszych przyjaciół, którzy na dodatek byli parą, więc poza spędzaniem czasu z nim spędzali też czas sami. Przez to dla Bartka samotność była naturalnym stanem i chwilę zajęło, zanim przywykł do czegoś odwrotnego. 
        Nigdy wcześniej nie dogadywał się również tak dobrze ze swoimi siostrami. Co prawda więcej się teraz kłócili niż kiedyś, ale jednocześnie czuł się z nimi bardziej na równi. Zawsze były starsze i jakby krok przed nim, a teraz zaczęły traktować go jak równego sobie. Mieszkali razem i musieli sobie jakoś wspólnie radzić. 
      Nie tęsknił za domem. Myślał, że będzie, ale wcale nie tęsknił. Może jedynie odrobinę za swoim dwojgiem przyjaciół, Wojtkiem i Magdą, ale poza tym nigdy wcześniej nie czuł się bliżej ludzi i nie miał tylu motywacji do wyjścia z domu. Jednak miał rację; teraz, kiedy już się wydostał, zaczynał bardzo powoli stawać się osobą, jaką zawsze miał potencjał, by być. Czuł, że zaczyna odnajdywać w Krakowie swoje miejsce na świecie. Powiedział o tym tego popołudnia Karolinie. Rzadko zdarzały się wieczory, żeby całą trójką zostawali w domu, więc usiedli sobie razem w salonie, nie robiąc niczego konkretnego. 
        – I co, widzę, że zaklimatyzowałeś się w porządku? – zagaiła Karolina znad swojego laptopa. Bartek wzruszył ramionami. 
        – Jest okej. To dopiero dwa tygodnie – odparł z zastanowieniem. – Ale myślę, że powoli się przyzwyczajam. 
        Karolina już zamierzała mu odpowiedzieć, ale przerwała jej Ala. 
        – Mama dzwoniła po południu, mówiła, że nie odbierałeś – oznajmiła, podnosząc wzrok znad notatek. – Powiedziałam jej, że byłeś na zajęciach. 
        – Byłem na zajęciach – potwierdził szybko Bartek. Ala zmarszczyła brwi. Najwyraźniej coś jej się nie zgadzało.
        – O czternastej? – zdziwiła się. 
        – No nie, o czternastej nie – przyznał, wyraźnie niezbyt przejęty. 
        – To odbieraj od niej telefon, wiesz jak wariuje na punkcie twojego wyjazdu – poprosiła. – Ja mogę jej mówić, że wyszedłeś ze znajomymi czy coś, ale ona wolałaby usłyszeć to od ciebie. 
    Bartek przewrócił oczami, ale pokiwał posłusznie głową. Wiedział, że dla jego mamy to, że jej najmłodsze dziecko wyprowadziło się z domu było nie lada wydarzeniem, ale umówmy się, po to właśnie się wyniósł, żeby nie musieć jej się non-stop odmeldowywać. 
       Chociaż... kiedy Bartek jeszcze mieszkał w domu, nie miał za bardzo z czego jej się odmeldowywać. Ta zmiana sama w sobie mogła wydać jej się niepokojąca. 
        – Okej, przedzwonię do niej jutro – obiecał. 
        – O, mały Bartek dorasta i mama się martwi – zaśmiała się Karolina. Spojrzał na nią spode łba. 
       – Hej, nawet nie chcę mówić, jak mama mnie wypytuje o to, co ty robisz... – zaczęła Ala zmęczonym tonem. Karolina zrobiła spanikowaną minę. 
        – Ale chyba jej nie mówisz, co? – upewniła się, na co Ala prychnęła. 
       – Ja o niczym nie wiem – odparła, kręcąc głową. Karolina sprawiała wrażenie nieco uspokojonej. Ala kontynuowała: – No, więc zadzwoń do niej, bo mam wrażenie, że tylko ja to robię. 
      – No przecież powiedziałem, że zadzwonię jutro wieczorem – żachnął się. – Mogę przełączyć? – dodał, zmieniając temat i wskazując na idiotyczny teleturniej, który oglądali. 
        – Myślałam, że w środy kończysz wcześniej – mruknęła Ala, ignorując jego drugie pytanie.
        – Znowu się widzisz z Olim? – wtrąciła Karolina, nagle zainteresowana tematem. 
        – Nie – odparł Bartek trochę za szybko. – Z Klaudią – dodał zdawkowo. 
        – O! – zawołała Karolina z jeszcze większym zaciekawieniem. – Chcę usłyszeć o Klaudii – oznajmiła.
        – To szkoda, bo nie mam wiele do powiedzenia o Klaudii – oświadczył sarkastycznym tonem. – To laska ode mnie z roku. 
       – To zawsze lepsze towarzystwo niż Oliwer – prychnęła Ala, na co zarówno Karolina, jak i Bartek spojrzeli na nią z wyrzutem. 
        – Rany, znowu? – jęknęła Karolina, wznosząc oczy do nieba. 
        – Co ty tak naprawdę masz do niego, co? – zapytał Bartek, nie mogąc się już powstrzymać. Ala zacisnęła usta. 
     – Nic, tak sobie gadam – stwierdziła po chwili, wzruszając ramionami i próbując to wszystko zbagatelizować. Bartek nie zamierzał tego tak zostawić. 
       – Nie no, poważnie, cały czas się go czepiasz. Rozumiem, że można kogoś nie lubić, ale przecież obiektywnie on nie jest aż taki zły – zaprotestował Bartek, nie mogąc zrozumieć jej sposobu myślenia. 
      – Nie, jasne, jest małym aniołkiem – odparła drwiąco, najwyraźniej powstrzymując się przed posiedzeniem czegoś więcej. Bartek przewrócił oczami. 
        – Nie, jasne, jest diabłem wcielonym – odparował równie ironicznym tonem. – Już nie przesadzaj. 
        Ala jedynie wzruszyła ramionami, kończąc tym samym dyskusję. 
        – Daj mu spokój, on ma prawie dwadzieścia lat, niech się spotyka z kim chce – mruknęła Karolina. Ala próbowała coś wtrącić, ale jej siostra kontynuowała: – Chociaż trochę się zgadzam, Bartek. Przydałoby się, gdybyś znalazł jakichś znajomych w swoim wieku i z podobnymi... no nie wiem, zainteresowaniami? Oli może nie być najlepszym wyborem. 
        Bartek spojrzał na nią z niedowierzaniem, a Ala uniosła brwi. 
        – No nie, ty też? – zapytał, zupełnie jakby nie wierzył własnym uszom. Karolina odwróciła wzrok, wyglądając na zażenowaną.
        – A od kiedy ty stajesz po mojej stronie? – zdziwiła się Ala. – Nie mów mi, że tak szybko ci przeszło – prychnęła. 
        – Nie przeszło – odparła cicho Karolina. – To znaczy... nie do końca. 
        Bartek stwierdził w duchu, że jego siostra zachowywała się bardzo, bardzo dziwnie. I kompletnie jak nie ona.
        – To o to ci chodzi? Że on ci się podoba, a ja spędzam z nim czas? – domyślił się, potrząsając z niedowierzaniem głową. 
        – Daj spokój, oczywiście, że nie – obruszyła się Karolina, zupełnie jakby sam pomysł był idiotyczny. – No ale... co wy tak ciągle razem robicie? – zapytała zdawkowo, starając się brzmieć na niewinnie zainteresowaną i nic więcej. Bartek zrobił nieco ogłupiałą minę. 
        – Nic nie robimy – odparł bez wahania. – Siedzimy i gadamy o głupotach. To przestępstwo? 
      – Nie, nie – zapewniła go szybko. – Po prostu... – zaczęła, zastanawiając się, jak to wyjaśnić. – Nieważne – zrezygnowała w końcu, kręcąc głową.
        Bartek już nic z tego nie rozumiał. Alicja najwyraźniej też nie, bo tylko wpatrywała się w swoją młodszą siostrę podejrzliwie. Zawsze była przekonana, że Karolina uwielbiała takich ludzi jak Oliwer i nie widziała żadnego powodu, dla którego miałaby nie chcieć, żeby Bartek się z nim spotykał. Powinno być wręcz odwrotnie, powinna się cieszyć, że Oliwer tak zakumplował się z jej bratem, bo w ten sposób pewnie częściej miałaby okazję go widzieć. Jedyny powód, jaki Ala była w stanie sobie wyobrazić, było to, że Karolina rzeczywiście była zazdrosna o zainteresowanie, jakie Oliwer okazywał Bartkowi, a jakiego nie okazywał jej. To by miało sens. Powiedzmy. 
        Ala nie miała zresztą czasu na myślenie o zazdrości swojej siostry czy o tym, co jej brat robi ze swoim życiem. Miała swoje problemy, o których ostatnio myślała bardzo dużo. Ala nie była zbyt refleksyjną osobą, przez większość czasu starała się ograniczyć niepotrzebne rozważania do minimum. Wszystko, co Ala robiła było praktyczne. Jej studia były praktyczne. Jej związek był praktyczny. Wszystko to było jak idealny, dokładnie wyliczony projekt, który konstruowała przez całe życie i w który włożyła całą siebie. Kiedyś sądziła, że to dobrze i tłumaczyła sobie, że wykazywała się większym sprytem niż jej rówieśnicy. Uważała, że ludzie, którzy marnują w tym wieku czas wykazują się głupotą, bo właśnie teraz waży się całe ich życie. Ala wiedziała, że jest nadmiernie ambitna, wiedziała też, że nie będzie usatysfakcjonowana, dopóki nie osiągnie wiele ponad przeciętność. Dlatego pracowała kilka razy ciężej niż ktokolwiek, kogo znała. Nie umiała za bardzo inaczej. 
       A Paweł... powoli zaczynała dostrzegać, że chyba jednak nie chcieli tego samego. Na początku o tym nie wiedziała, kiedy jeszcze nie znała go tak dobrze. Ala mogła być praktyczna i mogła nie okazywać swojej refleksyjności, ale nie była głupia. Widziała doskonale, że Paweł zwyczajnie potrzebował pobyć jeszcze dzieckiem. Że jego rodzice nigdy za bardzo nie dali mu na to szansy, przez co teraz, kiedy upewnili się, że pójdzie w ich ślady i grzecznie zostanie prawnikiem, i zaczęli mu trochę odpuszczać, postanowił to wykorzystać. Chciał się bawić, chciał marnować czas, ani myślał o zakładaniu rodziny i rozpoczynaniu życia na poważnie. Niepokoiło ją to, ponieważ to był naprawdę duży problem. Ludzie, którzy są razem, nie mogli zmierzać w zupełnie różnych kierunkach. Ale z drugiej strony... 
       …z drugiej strony to był Paweł. Paweł, który od trzech lat towarzyszył jej na każdym kroku, który uspokajał ją, kiedy była zdenerwowana, który rozśmieszał ją, kiedy sekundy dzieliły ich od kłótni, i który stawał w jej obronie, kiedy ktoś się jej czepiał. Miała wrażenie, że on sam czasami nie za bardzo ją lubił, ale nigdy nie pozwoliłby nikomu powiedzieć na nią złego słowa. Bo może i była sztywniarą, ale była jego sztywniarą. I on o tym wiedział i lubił ją taką, jaka jest. Prawdopodobnie  to właśnie dlatego czuła się tak bardzo winna, że to jej nie wystarczyło.

***

        14 października 2015 r.

        – Hej – rzucił nieśmiało Bartek, po czym uśmiechnął się, kiedy stojąca obok grupka się odwróciła. – Długo czekacie? 
        – No co ty, dopiero przyszliśmy – oświadczyła Klaudia, niska dziewczyna z burzą rudych loków. 
     – Ktoś jeszcze ma być? – zapytał wysoki chłopak w okularach i kraciastej koszuli, którego imienia Bartek nie był pewien. Zapamiętał zaledwie parę imion osób ze swojego roku, w tym Klaudii, z którą jako jedyną jak dokąd jako tako się zaprzyjaźnił. Poza nimi obecni byli jeszcze ten typ z długimi włosami, którego zapamiętał jako Patryka, postawny blondyn o bardzo głębokim głosie, który pochodził z Ukrainy i nazywał się Dimitri, i drobna blondynka, której imię również wyleciało Bartkowi z głowy. Niewiele osób jak na ich pierwszą oficjalną integrację na studiach. Choć z drugiej strony to dobrze, że nie było aż takich tłumów. Bartek nie miał nadmiernego doświadczenia w imprezowaniu, więc parę osób na początek stanowczo wystarczyło.
        – Dobra, to gdzie idziemy? – zapytał Patryk, rozglądając się po twarzach obecnych. 
     – Pytanie powinno raczej brzmieć: czy ktoś mieszkał tutaj wcześniej i zna jakieś dobre knajpy? – poprawiła go Klaudia, wychodząc na środek i wyraźnie przejmując dowodzenie. Spojrzała pytająco na Bartka, jako że jego znała najlepiej, ten jednak w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami. 
        – Ja znam parę fajnych pubów... – zaczęła blondynka, wyraźnie się zastanawiając. – ...ale to zależy, czego dokładnie szukamy. 
        – Właśnie, chcemy iść do baru czy do klubu? Jak myślisz, Pati? – zapytał Dimitri swoim głębokim tonem. 
       – Jeśli do klubu to możemy iść do Lokalu. Mój kumpel tam pracuje – wtrącił Bartek, spoglądając na wszystkich pytająco. – To znaczy nie wiem, czy pracuje dzisiaj, ale ogólnie tam pracuje – uściślił. – Też jeszcze tam nie byłem, ale wiem, gdzie to jest. 
        – To fajne miejsce? – upewnił się koleś w okularach, którego imię Bartek sobie właśnie przypomniał. Konrad. 
        – Podobno – mruknął. 
       – No dobra, no to w drogę! – zawołała Klaudia. Bartek posłusznie wyszedł na przód, żeby prowadzić. Nie był pewien, czy to będzie w porządku – tak po prostu pojawić się w jego miejscu pracy. W zasadzie nie wiedział, czy można było nazwać ich przyjaciółmi, więc może Oliwer wolałby, żeby Bartek nie przeszkadzał mu, kiedy pracuje. No cóż, jeśli będzie miał takie wrażenie to po prostu nie będzie wchodził mu w drogę. A mogli przecież posiedzieć w klubie, napić się i potańczyć, prawda? To znaczy mogliby, gdyby myśl o tańczeniu w miejscu publicznym nie doprowadzała Bartka do lekkiego ataku paniki. Bartek nie tańczył. Potrafił wymyślić mnóstwo rzeczy, które mógł robić, a które nie kończyłyby się publicznym zawstydzeniem. 
        Zbliżyli się do wejścia, które było otoczone barierkami i przed którym stało dwóch napakowanych gości. Bartek tak naprawdę czuł się dosyć niepewnie, ale chciał udawać, że tak nie było, więc bez wahania do nich podszedł. Obaj zmierzyli go nieprzychylnym spojrzeniem, przez które poczuł się dwa razy mniejszy niż był w rzeczywistości. Wyciągnął pospiesznie portfel słysząc, że jego znajomi za jego plecami robią to samo. Wręczył bramkarzowi piętnaście złotych myśląc, że może to jednak nie był najlepszy pomysł, ale ten jedynie wyciągnął pieczątkę i podbił nią jego nadgarstek, po czym przesunął się i przeniósł swoją uwagę na Klaudię, nadal wyglądając na skrajnie niezadowolonego. Bartek przeszedł niepewnie obok drugiego ochroniarza, rozglądając się z zaciekawieniem.
       Kiedy zeszli na dół po schodkach prawie mogli dostrzec, że klub był sporych rozmiarów i całkiem ładnie urządzony. Prawie ponieważ na każdym metrze kwadratowym stali ściśnięci ludzie. Bartek od razu poczuł się tym nieco przytłoczony, ale posłusznie podążył za Klaudią w stronę szatni. 
        – Idziemy do baru czy na parkiet? – zawołał Konrad, starając się przekrzyczeć otaczający ich z każdej strony hałas. 
       – Do baru! – zadecydowała Patrycja, po czym znowu zaczęli się przeciskać. Bartek już zaczynał mieć dosyć i nie był w stanie zrozumieć, jak można z własnej woli spędzać zbyt dużo czasu w takim miejscu. Nie to, żeby klub nie był imponujący; pod wieloma względami robił wrażenie. Nie było to chyba jednak miejsce dla Bartka. Było zbyt ciasno, zbyt chaotycznie i zbyt głośno. Najwyraźniej był pod tym względem bardziej podobny do Alicji niż przypuszczał.
    Przedarli się przez zastawiający bar mały tłum i Bartek zobaczył stojącego za nim Oliwera, który wyglądał, jakby przygotowywał sześć drinków naraz, jednocześnie rozmawiając z wysoką blondynką, która wychylała się w jego stronę, opierając się o ladę. Oliwer uśmiechnął się, stawiając drinki na podkładkach, po czym zabrał jej kartę kredytową i gdzieś sobie poszedł, ale wrócił po kilku sekundach i rozejrzał się ukradkiem po twarzach obecnych, jakby zastanawiając się, kogo obsłużyć w następnej kolejności. Jego wzrok w końcu padł na Bartka, oczy rozszerzyły się nieco, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 
        – To ten twój kolega? – zapytała go na ucho Klaudia. – Fajny – dodała, uśmiechając się znacząco i unosząc brwi. 
     – Hej – zawołał Oliwer, podchodząc do nich i opierając się. – To ostatnie miejsce, w którym bym się ciebie spodziewał – powiedział, zwracając się bezpośrednio do Bartka, który skrzywił się, urażony. 
        – Sugerujesz, że jestem mało rozrywkowy? – oburzył się na żarty. 
        – Ty to powiedziałeś – odparł Oli. – Czego się napijecie? – dodał beztroskim tonem. 
     – Zawsze obsługujesz swoich znajomych w pierwszej kolejności? – zapytał Bartek z zaciekawieniem i lekką dezaprobatą. Oliwer zmarszczył nos. 
        – Pewnie, inaczej nikt by się ze mną nie kumplował – rzucił samokrytycznie ze śmiechem. Bartek przewrócił oczami, po czym spojrzał pytająco na swoich towarzyszy. 
        – Wystarczy mi piwo – powiedział Dimitri, na co Patrycja, Konrad i Patryk pokiwali głowami. 
        – A co polecasz? – zapytała Klaudia kokieteryjnym tonem, przepychając się koło Bartka, żeby stanąć przy samym barze. 
        – Zrobię co tylko będziesz chciała – odparł uśmiechając się czarująco, jednocześnie zaczynając nalewać piwo.
        – Zaskocz mnie – zdecydowała. Oliwer przez moment wpatrywał się w nią zmrużonymi oczami, po czym bez słowa oddalił się na drugi koniec baru. Bartkowi przeszło przez myśl, że nie zdążył złożyć zamówienia, ale postanowił to zignorować. 
        – Spróbuj – polecił Oliwer, podchodząc do nich z powrotem z dwoma szklaneczkami, z których zawartość jednej była żółtawa, a drugiej ciemnobrązowa. Klaudia wzięła spory łyk. 
        – Ale pyszne, co to? – zapytała. 
        – Whisky Sour – odparł Oliwer, po czym podstawił drugą szklankę Bartkowi pod nos. – A to dla ciebie. 
        – Czyli nie mam nic do powiedzenia w kwestii swojego zamówienia? – upewnił się.
     – Oczywiście, że nie – oświadczył bez wahania Oliwer. Bartek przewrócił oczami, ale posłusznie spróbował. Było pyszne, bardzo mocne, gorzkie i rozgrzewające. 
        – Nawet niezłe – skomentował z nadmiernym krytycyzmem, na co Oliwer spojrzał na niego z wyrzutem. 
     – Bo nie dostaniesz zniżki – zagroził, po czym dostrzegł, że druga barmanka najwyraźniej potrzebowała pomocy. – Przepraszam na chwilę – rzucił, podchodząc do kolejnej stojącej przy barze grupki. 
       – Bartek się przydaje, załatwia tańsze drinki w klubach i obsługę poza kolejką – oświadczył ze śmiechem Dimitri, sprawiając wrażenie zadowolonego. 
        – I to jaką obsługę – dodała Klaudia. – Jak on się nazywa? – dopytała z zaciekawieniem. 
      – Oliwer – mruknął Bartek, z jakiegoś powodu czując irytację, choć wiedział, że to było idiotyczne. Nie był zły, że ktoś inny poświęcał uwagę Oliwerowi, a już na pewno nie był zły, że Oliwer poświęcał uwagę komuś innemu. Aż tak bardzo mu jeszcze nie odbiło. 
      Kolejne kilka godzin minęło miło, choć chaotyczne. Dziewczyny i Dimitri większość czasu spędzali na parkiecie, a Bartek głównie opierał się o bar, sączył drinka i rozmawiał z Konradem i Patrykiem. Okazało się, że byli naprawdę w porządku i mieli z nim sporo wspólnego, co nie było wcale takie dziwne biorąc pod uwagę, że wybrali ten sam kierunek studiów. Raz na jakiś czas zamieniał też parę słów z Oliwerem, ale ten ciągle był zaganiany, a ludzi przy barze nie ubywało, wręcz przeciwnie. Klaudia co jakiś czas podchodziła i próbowała go zagadywać, a on odpowiadał z tym szerokim, zaraźliwym uśmiechem, przez co Bartek stawał się jeszcze bardziej naburmuszony. Patrycja z kolei, ku jego zaskoczeniu, o ile nie tańczyła głównie dotrzymywała towarzystwa jemu, najwyraźniej podchodząc do prób podrywu w wykonaniu Klaudii z pobłażaniem. Znały się już wcześniej i Patrycja poinformowała go, że Klaudia zachowywała się w ten sposób zawsze, to nie było z jej strony świadome. To był odruch. To nieco poprawiło Bartkowi humor. 
        Dał się namówić na przetańczenie jednej piosenki, ale tylko dlatego, że Oliwer usłyszał jak o tym rozmawiali i sam zaczął go podpuszczać. Bartek zgodził się dla świętego spokoju, a potem spędził prawie cztery minuty na obsesyjnym wyobrażaniu sobie, że wszyscy obecni na parkiecie gapią się na niego i śmieją. To było straszne. 
      Bartek był już mocno zmęczony, ale wszyscy jeszcze się bawili, więc on też się bawił. Rozejrzał się wokół, ale ze swoich znajomych widział tylko Klaudię, która rozmawiała z jakimś gościem po drugiej stronie baru. No i Oliwera, który właśnie był zagadywany przez grupkę studentek w minispódniczkach i najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. Bartek uniósł szklankę do ust, śledząc jego ruchy. Nigdy wcześniej nie podejrzewał, że może być cokolwiek interesującego w przygotowywaniu drinków, ale Oliwer robił to z takim wdziękiem i tak odruchowo, że Bartek przez moment nie mógł oderwać wzroku. 
       – Hej – powiedział cichy głos za jego plecami, na dźwięk którego lekko się wzdrygnął. Zdał sobie sprawę z tego, że chyba nieco się zawiesił, i odwrócił głowę. Patrycja pochyliła się nad nim. – Klaudia ma podstępny plan, żeby poczekać, aż twój kolega skończy pracę i gdzieś go wyciągnąć, jak już sobie pójdziemy. Postaram się ją od tego odwieść albo przynajmniej odwrócić jej uwagę – obiecała. Bartek zamrugał z zaskoczeniem. 
      – Co? – zapytał głupio, po czym w końcu dotarło do niego znaczenie jej słów. – To znaczy wiesz... nie musisz jej od tego odwodzić. Jak będą chcieli gdzieś pójść to przecież pójdą. Mi to obojętne – poinformował ją suchym tonem. Miał nadzieję, że zabrzmiało szczerze, nie był o tym jednak zbyt przekonany, bo Patrycja jedynie uniosła wątpliwie brwi. 
     – Aha. No, skoro tak twierdzisz. Ale... nie musisz udawać, wiesz? – upewniła się niepewnym tonem, na co Bartek zrobił nierozumiejącą minę. 
        – Czego udawać? 
        – Że ci to obojętne – uściśliła. 
        – O co ci chodzi? – zapytał ostrym tonem, jednocześnie próbując odepchnąć od siebie nadchodzący atak paniki. 
     – Jestem dobrym obserwatorem – oznajmiła, niczego więcej nie wyjaśniając. Bartek nie przestawał wpatrywać się w nią pytająco, więc dodała z uśmiechem: – Nie możesz oderwać od niego wzroku odkąd tu przyszliśmy. Większość ludzi raczej się nie zorientuje, ale jeśli nie chcesz, żeby ci co bardziej spostrzegawczy dowiedzieli się, że ci się podoba, powinieneś przestać się gapić – poradziła spokojnym tonem, jednak Bartek już w połowie jej wypowiedzi zakrztusił się drinkiem i właśnie próbował odkaszlnąć. Spojrzała na niego wyrozumiale. 
        – Nie wiem o czym mówisz – oświadczył, kiedy doszedł do siebie, jednak nawet w jego uszach zabrzmiało to tak sztucznie jak tylko się dało. 
       – To nie taka stracona sprawa, wiesz? – dodała beztrosko, jakby nawet go nie usłyszała. – On też się trochę gapi. To znaczy podnosi głowę co jakiś czas i patrzy, czy ty patrzysz. 
      – Co? Niemożliwe – zaprotestował Bartek, oczywiście natychmiast się odwracając i spoglądając na Oliwera, który właśnie patrzył, więc Bartek opuścił głowę, czerwieniąc się jak kretyn. Usłyszał, że Patrycja zachichotała. Wredna małpa. 
        – W ogóle to... nie – wyrzucił z siebie, kierując swoją uwagę z powrotem na nią. Wiedział, że to nie był najlepszy argument. – To znaczy... mylisz się. Nawet go nie lubię. 
        Nie, nie, nie. Powinien zareagować czymś w rodzaju: „Zwariowałaś, dziewczyno, nie jestem gejem!”. „Nawet go nie lubię” było bardziej w stylu „On nie jest w moim typie”. Co za debilny coming out na środku nocnego klubu w otoczeniu kilkuset osób i przed dziewczyną, z którą rozmawiał drugi raz w życiu, a spędzi następne pięć lat. Świetnie.
        – Ty możesz go nie lubić, ale twoje oczy mają inne zdanie na ten temat – stwierdziła z lekkim uśmieszkiem, po czym dodała a'propos niczego: – W ogóle to nie przepadam za imprezami, a wy zapewniliście mi nieco rozrywki. Więc dzięki. Tak czy inaczej chyba pójdę ogarnąć Klaudię. I tak powinnam już ją odciąć.
       Po czym mrugnęła do niego i zaczęła przeciskać się przez tłum w stronę swojej koleżanki, która nie przestała zagadywać dwóch wysokich Hiszpanów, choć zaczynała już nieco kiwać się na barowym krześle. Bartek przymknął na chwilę oczy, po czym otworzył je i oczywiście musiał spojrzeć. Tak, Oliwer też patrzył – trochę z zaciekawieniem, trochę z rozbawieniem, jednocześnie potrząsając shakerem i jednym uchem słuchając czyjegoś zamówienia. Bartek znowu odwrócił wzrok, z jakiegoś powodu nagle zażenowany. 
        Koło drugiej w nocy cała jego ekipa zebrała się z powrotem przy barze i zaczęła rozważać powrót do domu. Patrycja wyszła wcześniej. Bartek zdążył tylko pomachać jej ponad tłumem, na co ona wzruszyła bezradnie ramionami. Nie miał pojęcia, co to miało oznaczać.
        – Do której pracujesz? – zapytał, kiedy Oliwer postanowił podejść do nich widząc, że o czymś dyskutują. Zerknął na zegarek. 
     – Jeszcze godzinka z hakiem i się zbieram – odparł. – A ty już idziesz? – dodał z przesadnym smutkiem. Bartek parsknął śmiechem. 
        – Mogę dotrzymać ci towarzystwa, żebyś nie był samotny – zaoferował łaskawym tonem. 
     – Co? Zostajecie? – dopytała Klaudia. – Bo też bym jeszcze została, ale nie chciałam sama... Nie macie nic przeciwko? – zapytała z nadzieją. 
        Bartek wiedział, że był zbyt miłą osobą, żeby się nie zgodzić. Otworzył usta, ale Oliwer go ubiegł. 
       – Nie, jasne, że nie – odparł z uśmiechem. Teraz pytanie, czy Oliwer też był zbyt miłą osobą, żeby powiedzieć komuś, żeby sobie poszedł, czy może zwyczajnie... lubił Klaudię? Tego już Bartek nie wiedział. 
        A nawet gdyby Oliwer lubił Klaudię to Bartkowi nadal by to nie przeszkadzało. Ponieważ nie, Patrycja wcale nie miała racji, i nie, Bartek wcale się nie gapił. Ani trochę.
      Reszta więc sobie poszła, a klub zaczął bardzo powoli się wyludniać. Coraz więcej osób było wyprowadzanych z powodu mocnych objawów nietrzeźwości, czemu Oliwer przypatrywał się zupełnie obojętnie, więc Bartek podejrzewał, że była to dość standardowa praktyka w tym przybytku o tej godzinie. Wzruszył więc ramionami i usiadł na stołku przy barze, a Oli miał coraz więcej przerw, podczas których podchodził do Bartka i monologował, głównie narzekając na tych wszystkich głupich i niewychowanych klientów. Im później się robiło, tym bardziej zaczynał bredzić, a Bartkowi coraz bardziej zaczynał uderzać do głowy alkohol, czego efektem w jego przypadku zawsze było schodzenie na filozoficzne tematy.
       – Zwykle myślę tutaj o takich rzeczach, bo... nie muszę tak naprawdę wchodzić z nikim w interakcje, nie muszę się skupiać. Wystarczy słuchać zamówień. 
        – Więc... siedzisz tu, robisz ludziom drinki i zastanawiasz się nad sensem życia? – upewnił się Bartek, parskając śmiechem, po czym pokręcił głową. – Jesteś bardzo dziwny – dodał bez zastanowienia, po czym ledwo stłumił szerokie ziewnięcie. 
        – Zmęczony? – zapytał Oli z nieco kpiącym uśmiechem. – Zaraz będziemy mogli się stąd ewakuować – obiecał. 
        – A ty nie? – zdziwił się Bartek. 
      – Jadę na oparach, czekoladzie i napojach energetycznych – odparł raźnym tonem. – Śpiewanie też pomaga – dodał, wzruszając ramionami. Bartek potrząsnął głową ze śmiechem. 
      – Nie brzmi zbyt zdrowo. Powinieneś pić Yerba Mate – poradził poważnym tonem, na co Oliwer spojrzał na niego jak na idiotę. 
        – Z pewnością dopiszę to do swojego planu zdrowego trybu życia – odparł sarkastycznie, po czym oparł się o bar naprzeciwko Bartka. – Jak jesteś bardzo zmęczony to wracaj do domu – powiedział cicho. 
       – Nie, spoko. Zostanę – odparł Bartek, sam nie wiedząc dlaczego. Przecież mógłby iść się wyspać, zwłaszcza że jutro musiał wstać na zajęcia. – W końcu ktoś może cię zabić jak będziesz wracał do domu po nocy – dodał tytułem wyjaśnienia, na co Oliwer uniósł brwi. 
        – Mm, no z tobą będę czuł się bezpiecznie jak nigdy – stwierdził ironicznie, obrzucając wątpliwym spojrzeniem Bartka i jego posturę. – Ostatni na drogę? – zaproponował po chwili, znowu mieszając ze sobą kilka różnych alkoholi, po czym nalewając po trochu do dwóch kieliszków. – Już oficjalnie nie jestem w pracy – dodał wyjaśniająco. Bartek wzruszył ramionami, podnosząc jeden z nich. 
       – Zdrówko – rzucił, wychylając zawartość. Zaczynał pić naprawdę sporo alkoholu i nie podobało mu się to, jak bardzo mu się to podobało. Postanowił jednak chwilowo nie przejmować się tą kwestią. 
        Znaleźli Klaudię i wyszli po schodkach na zewnątrz.
      – Mieszkam koło Nowego Kleparza... a ty? – zapytała Klaudia z nadzieją, lekko bełkocząc. Bartek uważał to za dość okropne, ale Oliwer jedynie się uśmiechnął.
        – Na Królewskiej – odparł z rozbawieniem. 
       – O! To możemy iść razem, jak już odstawimy Bartka na tramwaj – oświadczyła z zadowoleniem. – Dojdziemy do alei i ja pójdę do siebie... 
      – Za kogo ty mnie masz? – obruszył się Oliwer. – Jestem gentlemanem, odprowadzę cię pod sam dom – oznajmił, na co Klaudia uśmiechnęła się do niego oślepiająco, a Bartek przewrócił oczami, kiedy nie patrzyli. – Spieszy ci się do domu? – dodał po chwili, zwracając się do Bartka. 
        Trochę tak – pomyślał Bartek. 
        – Nie – odparł natychmiast.
       – To chodź na herbatę. Ode mnie tak samo dojedziesz jak stąd – zaproponował Oli beztroskim tonem. Bartek przez moment toczył ze sobą wewnętrzną walkę, ale potem zauważył, że Klaudia trochę oklapła, więc szybko się zgodził. Przez jakiś czas szli w ciszy, Klaudia próbowała zagadywać, a Oliwer odpowiadał jej krótko, nie rozwijając żadnego tematu. Dopiero teraz zaczął wyglądać na zmęczonego. Kiedy dotarli pod mieszkanie Klaudii, dziewczyna zaczęła działać. Bartek stanął z boku, słuchając jak sprytnie wymusza na Oliwerze wymienienie się numerami telefonów. Blondyn powiedział w końcu, że może się odezwie, co dla niewprawnego obserwatora brzmiało jak flirt, ale Bartek był przekonany, że był po prostu cholernie wykończony i chciał już sobie iść. W końcu zostali sami i zaczęli powolnym krokiem zmierzać w stronę Królewskiej. 
       – Cholera, przeklinam swój brak asertywności – mruknął pod nosem Oliwer, kiedy znaleźli się pod jego mieszkaniem. Bartek spojrzał na niego pytająco. – Nie wiem, po co to wszystko. I tak do niej nie zadzwonię – wyjaśnił, gmerając kluczem przy zamku. 
        – Możesz zadzwonisz – zastanowił się Bartek na głos. – Klaudia jest całkiem w porządku...
        – Nie mówię, że nie jest w porządku – zaprotestował Oli, zaczynając wspinać się po schodach. – Po prostu... nie chce mi się już podrywać dziewczyn. 
        – Robisz to cały czas – zauważył Bartek, a w jego głosie słychać było odrobinę niedowierzenia. Oliwer parsknął śmiechem. 
        – No wiem. To odruch – przyznał, wchodząc do mieszkania. Bartek pokręcił ze śmiechem głową, po czym zaczął zachowywać się cicho, żeby nikogo nie obudzić. Weszli do pokoju Oliwera i zapalili światło. 
      – Nie sądziłem, że można zarzucić ci brak asertywności – zagadnął Bartek, posłusznie przyjmując butelkę piwa, mimo że przecież przyszedł na herbatę. 
        – Dlaczego? – zapytał Oliwer, marszcząc brwi. 
        – No bo jesteś zawsze taki... pewny siebie – wyjaśnił niezręcznym tonem. Oliwer roześmiał się. 
        – Nie jestem pewny siebie – stwierdził z przekonaniem. – Tylko udaję. To wystarczy, wiesz? Udawaj, że jesteś pewny siebie, a ludzie ci uwierzą. A jakiekolwiek głęboko ukryte pokłady niepewności zostaw... głęboko ukryte.
     – Jakie masz głęboko ukryte pokłady niepewności? – zapytał Bartek niewinnym tonem. Oli zmierzył go poważnym spojrzeniem, wyraźnie przez moment się zastanawiając, po czym pokręcił głową. 
        – Jestem zbyt trzeźwy na tę rozmowę – oświadczył, biorąc łyk piwa. 
        – I wyglądasz, jakbyś miał zaraz paść na twarz – dodał Bartek, stwierdzając fakt. 
        – Nic mi nie będzie – uspokoił go Oliwer, machając ręką. Przez chwilę obaj milczeli. 
        – Powinienem zacząć udawać? – zapytał w końcu Bartek. – Wiesz... że jestem pewny siebie? 
      Oli obrócił się i zaczął się w niego wpatrywać. Po kilku sekundach Bartek poczuł się niepewnie, bo te oczy były cholernie niebieskie i cholernie uważne. 
     – Myślę, że nie. Ta nieśmiałość do ciebie pasuje – odparł w końcu, odwracając wzrok. – Poza tym... nie ma nic fajnego w udawaniu. Jeśli nie musisz tego robić, to nie zaczynaj.
        – A ty musisz? – zapytał Bartek cicho. – Kogo chcesz przekonać? 
      – Głównie siebie – odparł obojętnie Oli. – Jestem jeszcze dzieciakiem i gówno wiem o życiu. Ale muszę nauczyć Juliana wierzyć w siebie. Więc najpierw sam powinienem zacząć. 
        Bartek przeanalizował jego słowa. To była cholerna prawda. Miał jednak jeden zarzut. 
        – Nie wymagaj od siebie zbyt wiele. I tak ostatecznie nie zdołasz zrobić wszystkiego za niego. To zresztą część całej zabawy. O! – rzucił nagle, gdy coś przyszło mu do głowy i uniósł butelkę. – Wypijmy za to, że nie ma rodziców doskonałych. 
        Oliwer parsknął śmiechem i posłusznie wzniósł toast, po czym odstawił piwo i oparł się o ścianę, więc Bartek zrobił to samo. 
        – Chciałbyś pobyć jeszcze dzieckiem? – zapytał cicho po kilku minutach ciszy. Przez chwilę odpowiedź nie nadchodziła. 
        – Chyba tak – odparł w końcu Oliwer. 
       – Ile masz lat? – zapytał Bartek, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że właściwie to nadal nie wiedział. Oliwer parsknął śmiechem. 
        – A jak myślisz? 
        – ...dwadzieścia pięć? – strzelił Bartek na ślepo. 
        – Blisko. Rocznik osiemdziesiąty dziewiąty – poprawił go. Bartek szybko przeliczył w myślach. 
        – Dwadzieścia sześć lat... ale jesteś stary – powiedział złośliwie. 
        – Nawet mi nie mów – zajęczał Oliwer, zakrywając oczy dłonią. 
        – Czyli patrząc na ciebie mogę spokojnie założyć, że przez następne siedem lat raczej nie uda mi się ogarnąć swojego życia... świetnie – dodał Bartek kwaśnym tonem, na co Oli wybuchnął krótkim śmiechem. 
        – Nigdy tego nie zrobisz, młody – zapewnił go, uśmiechając się krzywo i przekręcając głowę, żeby na niego spojrzeć. – Ale po co ci to? Płyń z prądem. Gdzieś na pewno dopłyniesz. 
        – A jak nigdzie nie dopłynę? – zapytał cicho Bartek chwilę później.
       – Zawsze gdzieś dopłyniesz – odparł Oliwer bez wahania. – Strasznie równy z ciebie gość, a to zdumiewające, jak bardzo to czasami wystarczy – dodał. Zanim Bartek zdążył powtórzyć w myślach z triumfem, że Oliwer nazwał go równym gościem, kontynuował: – Ale powiem ci taką rzecz... gdyby nie jeden cholerny zbieg okoliczności to na pewno by mnie tu dzisiaj nie było. Być może zrobiłbym niewiarygodną karierę, być może zaćpałbym się gdzieś w rowie. I nigdy się tego nie dowiem, bo wydarzyła się jedna rzecz, która wszystko zmieniła.
        – Co się stało? – zapytał Bartek. 
      – Julian się urodził. A ja rzuciłem wszystko i wróciłem do tej dziury – odparł Oli ponurym tonem. Przez moment panowała cisza. 
        – Żałujesz tego teraz? – wyszeptał w końcu Bartek. 
        – ...tak. 
     Wiedział, że to musiało być dla Oliwera cholernie trudne do przyznania. Jednocześnie zaczął zastanawiać się, czy coś się zmieniło. Nadal nie był pewien, czy można było nazwać ich przyjaciółmi, ale... chyba takie rzeczy mówi się właśnie przyjaciołom, prawda? A potem przypomniało mu się, jak Karolina kiedyś powiedziała mu, że Oliwer nie był chodzącym stereotypem. To było tej samej nocy, kiedy go poznał. I chyba miała rację, rzeczywiście było w nim coś więcej. Więc może... może jednak? Może warto sprawdzić, dokąd by go to poprowadziło. W końcu... Oliwer sam mu powiedział, żeby płynąć z prądem i zobaczyć, dokąd się dopłynie. 
      Właśnie się nad tym zastanawiał, kiedy poczuł, że czyjaś głowa kiwa się obok niego, po czym opada na jego ramię. Przez chwilę był zaskoczony, po czym obrócił się delikatnie, żeby go nie obudzić, i zacisnął wargi, próbując zapanować nad cisnącym mu się na usta szerokim uśmiechem, aż w końcu oparł policzek na jasnych włosach i zamknął oczy. Kiedy odpływał, po głowie krążyła mu tylko jedna myśl. Może jednak...?

_________________________________________________________________________________
Bastille – "Flaws"

14 komentarzy:

  1. Pierwszy rozdział tego opowiadania, który mi się podobał <3
    Oficjalnie uwielbiam Bartka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadal próbuję przekonać się do Oliwera. A Bartek to strasznie słodkie bubu.
    Bardzo lubię twoje prace, staram się wyciągać z nich coś dla siebie. Są dla mnie taką trochę Biblią, haha. Często po przeczytaniu rozdziału zaczynam się zastanawiać nad tyloma sprawami, że aż głowa boli. Powodzenia na egzaminach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! bo zapomniałam - jakoś tak miło mi się zrobiło, kiedy czytałam o znaczeniu utworu, ponieważ przypomniał mi się prolog Zejdź na Ziemię: „Ten moment zaraz po obudzeniu zawsze był moją ulubioną porą doby. Jeszcze niczym nie jestem, jeszcze niczego nie muszę.“

      Usuń
    2. Ten moment to też moja ulubiona pora doby, dlatego lubię do tego wracać :)

      Usuń
    3. Chyba każdy go lubi. ♡ Tylko potem jest nieco gorzej, kiedy już trzeba się dźwignąć i zacząć być tym czymś.

      Usuń
  3. Jezu proszę następny rozdział :( !!!
    Rozdział piękny czekam w napięciu na następny . Kocham Bartka ♡ chłopak zaczyna żyć ^^. Czekam aż coś między nim a Oliwerem się rozwinie :( . Jak długo jeszcze będę musiała czekać ??
    Życzę weny :* i powodzenia na egzaminach !! ♡♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu proszę następny rozdział :( !!!
    Rozdział piękny czekam w napięciu na następny . Kocham Bartka ♡ chłopak zaczyna żyć ^^. Czekam aż coś między nim a Oliwerem się rozwinie :( . Jak długo jeszcze będę musiała czekać ??
    Życzę weny :* i powodzenia na egzaminach !! ♡♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyno, serio...Z każdym rozdziałem coraz bardziej się przekonuję do tego opowiadania. Od początku mi się podobało i wiedziałam, że będzie to coś dla mnie i z każdą notką się w tym utwierdzam. Polubiłam Oliviera i Bartka...jeju ja ich widzę razem :D Są świetni w swoim towarzystwie i uwielbiam ich przekomarzanie się, ale też i te szczere rozmowy. Nie czuj presji. Zejdź na ziemię to odrębna historia, świetna historia, ale wierzę, że ta również taka będzie, bo już mi się podoba. Jest cudownie! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam, trochę nielegalnie (bo w pracy), ale zakazany owoc smakuje najlepiej! Chyba w oczekiwaniu na dalszą część przeczytam sobie wszystko od początku(prologu)(na pewno coś ciekawego mi umknęło, a nawet jeśli nie to tekst przeczytany drugi raz zawsze jest w pewnym sensie nowy/a zarazem ekscytujący bo wiadomo czego się spodziewac i człowiek się cieszy/.....Trochę się zamotałam w tym komentarzu(niestety lepiej mi chyba nieczęsto wyjdzie). Bardzo podoba mi się, jak wplatasz jakieś wątki filozoficzno-psychologiczno-abstrakcyjne. . .Właściwie każdy bohater wydaje się być ciekawy, jeszcze nie wiem kogo najbardziej polubiłam(oczywiście chłopcy są świetni). Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć!
    Wciąż nie mogę przeboleć tego, że Julian nie jest synem Oliwera. :/ No to byłoby takie słodkie, że szok. Poważnie. <3 Uwielbiam to opowiadanie. Nie wiem, czy bardziej niż Zejdź na ziemię, czy mniej, bo tego nie da się porównać. Obie te historie są różne, postaci pełne sprzeczności, walczące z życiem i przeciwnościami losu. I to jest piękne. Piszesz niesamowicie, a twoja twórczość to balsam na moją udręczoną duszę. Bartek to taka kochana kluseczka. <3 Tylko udaję. To wystarczy, wiesz? Udawaj, że jesteś pewny siebie, a ludzie ci uwierzą. A jakiekolwiek głęboko ukryte pokłady niepewności zostaw... głęboko ukryte. To było głębokie, naprawdę. Bo to taka życiowa prawda, nic dodać, nic ująć. Czekam na następny rozdział i, co tu kryć, romans, który spadnie na chłopaków. :D
    Pozdrawiam!
    szerly x
    piata-pora-roku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    Bartek jest bardzo zazdrosny o Olivera, bosko, ech Klaudia chciała poderwać, ale nic z tego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    no, no Bartek irracjonalnie zazdrosny o Olivera, ech Klaudia chciała poderwac, ale nic z tego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    pięknie, pięknie, Bartek jest bardzo zazdrosny o Olivera, ech Klaudia chciała poderwać, ale nic jednak z tego nie będzie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń