Dobry wieczór ;) Proszę bardzo, oto nowy rozdział, jednocześnie kończący pierwszy tom :) Ale nie martwimy się, jeszcze mnóstwo historii przed nami. Nie mam pojęcia, ile tego wyjdzie, ale zapowiada się, że sporo, bo pomysłów też nie brakuje.
Troszkę nadrobiliście z komentarzami, bardzo dziękuję, jesteście kochani :) Postaram się utrzymywać tempo, więc kolejny będzie na pewno za jakiś tydzień. Zapraszam serdecznie do czytania ;)
Rozdział XII
On, Julian i ktoś jeszcze
"Julian, I thought I told you this
But I guess I was wrong, yeah, yeah
Oh, Julian, it probably scares you now
In the future it counts, you got to trust me, trust me, yeah
So lock this song away for the darker day
When you're down on your knees, screaming "oh Lord"
I am always there, you just keep that in mind
When you wake in the morning you'll be satisfied
'Cause there is always a wrong to your right
And there will always be a war somewhere to fight
And God knows I've had some rough fuckin' years
Oh, oh Lord, oh Lord, keep on keepin' on"*
Bartek zbiegł za nimi na dół po schodach i uniósł brwi, kiedy zobaczył drugi motor stojący obok tego Oliwera. Pola zdążyła już założyć kask, kiedy Oliwer rzucił roztargnionym tonem:
– A Oskar?
– Już do niego dzwoniłam, jest w drodze – odparła nadal nieco roztrzęsionym tonem, choć już się trochę uspokoiła. Oliwer jedynie pokiwał głową, a Bartek bez słowa usiadł za nim, nie widząc za bardzo innego wyjścia, chociaż w tej pozycji wszystko bolało go jeszcze bardziej. Oliwer obrócił się, żeby spojrzeć na niego pytająco, na co Bartek tylko przewrócił oczami.
– Jedź, jedź – ponaglił go. Tym razem naprawdę myślał, że za chwilę zginie, bo Oli jechał o wiele szybciej niż poprzedniej nocy i Bartkowi przez moment zachciało się wymiotować. Kiedy jechali alejami, Pola siedziała im na ogonie. Co oni mieli z tymi motorami? Bartkowi przeszło przez myśl, że kiedy byli razem musieli być taką ładną parą, po czym przeklął się w duchu i nakazał sam sobie nie zachowywać się absurdalnie. Podczas jazdy wreszcie miał moment, żeby pomyśleć i dotarła do niego świadomość tego, że była dziewczyna Oliwera zastała ich właśnie razem w łóżku, nagich, w dość jednoznacznej sytuacji. Ani Oliwer, ani Pola nie wydawali się tym jednak przejmować, więc Bartek postanowił zrobić to samo, zwłaszcza że mieli o wiele bardziej naglące sprawy na głowie.
Odetchnął z ulgą, kiedy zatrzymali się na nowohuckim osiedlu. Razem z Polą dogonili Oliwera, który w kilka sekund znalazł się przy drzwiach do klatki, a następnie na schodach. Zatrzymał się na pierwszym piętrze i zaczął dobijać się do drzwi. Potem zadzwonił dzwonkiem, a później znowu walnął kilka razy, tak na wszelki wypadek.
W końcu drzwi uchyliły się i wyjrzała zza nich młoda kobieta, sporo niższa od Oliwera. Bartek nie był pewien, ile mogła mieć lat. Wyglądała na okolice trzydziestki, ale miała bardzo zniszczoną cerę, więc prawdopodobnie to było spowodowane tym, bo Bartek wiedział przecież, że Olga była młodsza od Oliwera. Poza tym podobieństwo było może nie uderzające, ale wyraźne. Miała niebieskie oczy, większe i bardziej okrągłe niż jej bracia i długie, brązowe włosy, choć na czubku jej głowy widać było jasne odrosty. Spojrzała na Oliwera tymi swoimi wielkimi oczami i zmarszczyła brwi.
– Jest tu twój mąż? – zapytał Oli bez żadnych wstępów. Bartek wyczuwał w jego tonie, że ledwo nad sobą panował. Olga jakby skuliła się w sobie. Bartek zmarszczył brwi. Bała się go?
– Nie ma – odparła cicho. Miała zachrypnięty głos, który zupełnie nie pasował do jej drobnej budowy.
– A Julian? – zapytał znowu, najwyraźniej mając ją kompletnie w dupie i potrzebując jedynie informacji. Olga spojrzała na niego bez zrozumienia. W ogóle sprawiała wrażenie jakiejś takiej... otępiałej.
– Co? – rzuciła bezmyślnie. Oliwer wciągnął głęboko powietrze, a jego pięści zacisnęły się. Nawet Bartek i Pola jakby bardziej wtopili się w ścianę, woląc się nie narażać.
– Twój syn, Julian – powtórzył ledwo kontrolowanym tonem, bardzo powoli, jakby zwracał się do osoby upośledzonej. Olga zamrugała.
– A – mruknęła, wreszcie rozumiejąc, o co mu chodziło. Oliwer miał ochotę złapać ją za szyję i potrząsać nią tak długo, aż informacje po prostu z niej wypadną. To na pewno byłoby szybsze niż czekanie, aż jej opóźniony umysł skonstruuje pełną wypowiedź. – Był wcześniej... ale chyba go już nie ma.
– Chyba? – powtórzył Oliwer z niedowierzaniem, kręcąc głową, po czym odepchnął ją naprawdę mocno, tak że uderzyła tyłem głowy o drzwi z głuchym łupnięciem, i wszedł do mieszkania.
– Kurwa, Oli, pierdolnij się w łeb – rzuciła jeszcze za nim, ale chyba nikt jej nie słuchał. Bartek i Pola spojrzeli po sobie niepewnie, Pola oparła się jedynie o betonową ścianę i mierzyła Olgę morderczym wzrokiem, więc Bartek bez zastanowienia poszedł za Oliwerem.
– Julian? Julian! – wołał Oli, zaglądając po kolei do każdego pomieszczenia. Bartek nie był pewien, jak mógłby pomóc, zwłaszcza że nawet nie wiedział, gdzie co jest, więc tylko przeszedł przez salon, myśląc w duchu "ale tu syf", zajrzał na balkon i odwrócił się w momencie, w którym Oliwer stanął bezradnie na środku pomieszczenia. Bartek widział w jego twarzy ten moment, kiedy dotarło do niego, że Juliana tutaj nie było. Wyglądał, jakby zapadł się w sobie.
– Chodź, nie ma go tu – powiedział cicho, podchodząc do niego i kładąc dłoń na jego łokciu. To był taki odruch, tylko po to, żeby zasugerować mu, że nie ma sensu tutaj stać, muszą szukać dalej, ale Oliwer odskoczył od niego jak oparzony i spojrzał na niego jakimś takim wpół oszalałym, wpół gniewnym wzrokiem, po czym odszedł bez słowa. Bartek przez moment zastanawiał się, co to miało być, po czym zdał sobie sprawę, że jego siostra chyba nie wiedziała. Westchnął wewnętrznie, idąc za nim. Teraz to nie było ważne.
Oli natychmiast podszedł do Olgi, złapał ją za szyję i przycisnął do drzwi.
– Gdzie on jest? – zapytał, mrużąc niebezpiecznie oczy. Jego siostra odchrząknęła.
– Dusisz mnie – wyszeptała, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami. Oliwer niechętnie poluzował uścisk.
– Gdzie on jest?! – zawołał tym razem podniesionym tonem.
– Nie wiem – wychrypiała Olga, spoglądając na niego nieufnie, jakby próbowała zdecydować, co powinna powiedzieć, żeby znowu się na niej nie wyżywał. – Krzysiek tu był z nim przez chwilę, ale potem wyszłam. Jak wróciłam to już ich nie było – dodała cicho. Oliwer wpatrywał się w nią przez chwilę, po czym puścił ją i bez słowa skierował się w stronę schodów. Bartek, który nadal stał w mieszkaniu, przeszedł obok Olgi, która przylgnęła do drzwi, oddychając głęboko. Zmierzyła go krzywym spojrzeniem, po czym zawołała za oddalającym się Oliwerem.
– Pierdol się, Oli!
– Ty też – mruknął Oliwer pod nosem, myślami będąc już wyraźnie gdzieś indziej. Zeszli na dół, a Bartek nagle poczuł się bardzo kiepsko, bo nie rozumiał, jak ta dziewczyna mogła być taka tępa i powiedzieć „pierdol się” do kogoś, kto zajmował się jej dzieckiem, nie mówiąc już o tym, że nie znaleźli Juliana w najbardziej oczywistym miejscu, w którym mógł być, więc teraz nie wiedział za bardzo, gdzie mogli jeszcze szukać. Miał nadzieję, że Oliwer miał jakiś pomysł. Poza tym martwił się i cała sytuacja go przytłaczała, i Oliwer był taki zestresowany, a był strasznym chujem dla wszystkich wokół, kiedy był zestresowany, a Bartka wszystko bolało i w ogóle było beznadziejnie. Jednak mimo tych wszystkich rzeczy podążył posłusznie za nimi, a wychodząc z klatki niemal zderzyli się z Oskarem.
– I co? Nie ma go? – zapytał Oskar z zaniepokojeniem. Jeśli był zaskoczony, widząc tu Bartka, to kompletnie tego nie okazał. Oliwer jedynie pokręcił głową.
– Może powinniśmy... – zaczął Bartek, a Oli spojrzał na niego, sprawiając wrażenie zaskoczonego. Chyba znowu zapomniał, że Bartek w ogóle tu był. – Może ktoś powinien pojechać do waszego mieszkania? – zasugerował nieco mniej pewnie, teraz kiedy wszystkie spojrzenia zwróciły się na niego. – Może go odstawił? Albo w ogóle... powinniśmy się rozdzielić? – dodał, wcale nieprzekonany do tego, czy jego pomysł był dobry. Oliwer zastanawiał się przez chwilę.
– Dobra, jedź z Polą do nas i czekajcie tam, my pokręcimy się po okolicy – zdecydował, ciągnąc za sobą Oskara.
– Czekaj – zawołał Bartek, doganiając ich. Oliwer odwrócił się.
– Co? – warknął niecierpliwie.
– Nie masz telefonu, kretynie – powiedział cicho Bartek, wciskając mu w rękę swoją komórkę. – A ja nie mam numeru Poli, więc weź od Oskara i jak coś, to dzwoń – dodał. Oli spojrzał na telefon i pokiwał głową.
Bartek już wcześniej stwierdził, że jazda na motorze nie była najprzyjemniejszym doświadczeniem w jego życiu, ale jednak lepiej jechało mu się z Oliwerem, bo to był Oliwer. Z Polą było trochę bardziej niezręcznie, bo jakoś głupio było mu zbyt mocno się jej trzymać, ale musiał, bo tak nakazywał mu instynkt przetrwania. Tak czy inaczej bez tego pozytywnego aspektu jazdy, jakim było przytulanie się do Oliwera, Bartek uznał, że w ogóle nie było w tym niczego fajnego.
Kiedy weszli na górę, Bartek niemal zasłabł z ulgi. Julian siedział sobie grzecznie pod drzwiami z podkulonymi nogami, sprawiając wrażenie znudzonego. Pola natychmiast się na niego rzuciła, a Bartek stał tam tylko, oddychając głęboko i czując, że adrenalina zaczyna go opuszczać, a jego mięśnie w końcu się relaksują.
– Zadzwonię do niego – oznajmiła Pola, podnosząc się i wyciągając jednocześnie telefon i klucze do mieszkania, więc Bartek wyciągnął jej z dłoni klucze i sam otworzył, żeby nie musiała robić dwóch rzeczy naraz.
Oliwer pojawił się może dziesięć minut później, co oznaczało, że jechał przez całe miasto na łeb, na szyję, a Bartek miał ochotę go opieprzyć, że kiedyś się w ten sposób zabije, ale uznał, że to nie był najlepszy moment. Wszedł do mieszkania i opadł na kolana, przyciskając Juliana do siebie. Przez moment wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać.
– Gdzieś ty był? – zapytał w końcu w miarę opanowanym tonem, odsuwając go na długość ramion.
– Tata mnie zabrał – odparł Julian, wpatrując się w niego niepewnymi oczami.
– Przyszedł tutaj? Dlaczego nie obudziłeś Poli?
– Bo kazał jej nie budzić.
– Trzeba było go nie słuchać – warknął Oliwer. Julian spuścił wzrok, najwyraźniej okropnie zawstydzony. – Co, bałeś się? – zapytał Oliwer bardzo cicho. Julian ledwo widocznie pokiwał głową, gapiąc się w podłogę. Oliwer westchnął, przeczesując włosy palcami i zamykając na chwilę oczy, żeby się uspokoić.
– I co, odprowadził cię tutaj z powrotem? – zapytał już konkretniejszym tonem.
Julian pokręcił głową.
– Nie, oboje sobie gdzieś poszli, więc wyszedłem i wróciłem tu – oznajmił, chyba samemu do końca nie wiedząc, czy dobrze zrobił.
– Sam?! – zawołał Oliwer, wytrzeszczając oczy.
– Autobusem – odparł chłopiec, wzruszając ramionami. Oliwer pokręcił głową.
– Nie możesz sam jeździć po mieście. Wiesz, ile rzeczy mogło ci się stać? Powinieneś tam zostać i czekać na mnie – powiedział Oliwer, wpatrując się w niego intensywnie, zupełnie jakby chciał mu w ten sposób wcisnąć tę informację do głowy. W oczach Juliana pojawiły się łzy.
– A-ale cię nie było, więc co miałem z-zrobić? – zapytał cichym, płaczliwym tonem.
Gdzieś w połowie tego przesłuchania wszyscy obecni uznali, że nie powinni tutaj stać i niezręcznie się przysłuchiwać, więc Oskar wszedł do salonu, Pola chwilowo zamknęła się w łazience, a Bartek usiadł na krześle w kuchni, gapiąc się tępo w ścianę.
Oliwer przez moment wpatrywał się w Juliana bez słowa, po czym wstał powoli i odwrócił się. Stanął w wejściu do kuchni, opierając ramię na framudze, a swoje czoło na ramieniu i Bartek widział tylko jego profil, ale miał wrażenie, że z jego oczu naprawdę za chwilę pociekną łzy. Chyba jeszcze nigdy nie widział tak ogromnego poczucia winy na niczyjej twarzy. Nie był pewien, co powinien zrobić, więc tylko wpatrywał się w niego w napięciu. W końcu wstał i podszedł do niego powoli.
– Hej, to nie twoja wina – zaczął, wcale nie wiedząc, czy to były odpowiednie słowa i czy zdoła nimi w jakikolwiek sposób pomóc. Oliwer spojrzał na niego. Jego oczy bardzo błyszczały, a jego szczęka była zaciśnięta tak mocno, że aż nie wyglądało to naturalnie i miał chyba jakiś tik nerwowy, przez co generalnie wyglądał jak człowiek, który jest na skraju załamania. Najwyraźniej z niego adrenalina też już opadła i teraz zaczął wchodzić w fazę absolutnej rozpaczy, że to w ogóle się wydarzyło. Zacisnął powieki, a kiedy z powrotem spojrzał na Bartka w jego oczach widać było tylko rezygnację.
– Słuchaj, Bartek, po prostu... idź już do domu – powiedział tonem, któremu brakowało jakichkolwiek emocji, zupełnie jakby nagle uszło z niego życie. – Dzięki... dzięki za pomoc, ale... – zawiesił się na moment, jakby nie wiedział do końca, co tak naprawdę chciał powiedzieć.
– Okej – odparł cicho Bartek. Czy było mu przykro? Jasne, ale z drugiej strony rozumiał. Czegokolwiek Oliwer teraz potrzebował, zdołować się w samotności, rozpłakać, gapić się na Juliana godzinami, żeby upewnić się, że rzeczywiście nic mu nie było... proszę bardzo. To właśnie Bartek mu zapewni.
Nie miał już żadnych słów w zanadrzu, więc postanowił po prostu wyjść z kuchni, kiedy Oliwer nagle złapał go za rękę.
– Ja... odezwę się, dobra? – powiedział jeszcze, nie patrząc na niego, tylko gdzieś w bok, po czym wyminął go bez słowa i wyszedł na balkon. Przez chwilę Bartek obserwował przez szybę, jak drżącymi dłońmi odpala papierosa i zaciąga się nim tak głęboko, że ten cholerny dym chyba wypełnił go od stóp do głów. Starając się nie myśleć o tym, jak to zwykle się kończyło, kiedy Oliwer obiecywał, że się odezwie, wrócił do korytarza. Wiedział, że powinien już iść, ale w zamian ukucnął jeszcze na moment przed chlipiącym Julianem.
– Jest na mnie z-zły – wyjąkał, patrząc na Bartka z rozpaczą.
– Nie jest zły na ciebie, tylko na siebie – odparł Bartek, kładąc ręce na jego ramionach i starając się brzmieć spokojnie i wyrozumiale. – Cśśś... wszystko będzie dobrze – dodał banalnie, przyciągając go do siebie. Chłopiec przylgnął do niego całym ciałem i rozpłakał się na dobre, a Bartek tylko głaskał go po plecach i włosach, mrucząc pod nosem uspokajające bzdury. W którymś momencie do korytarza weszła Pola i przez chwilę przyglądała się tej scenie w milczeniu. Bartek złapał z nią kontakt wzrokowy ponad ramieniem Juliana, a ona kiwnęła głową, więc wypuścił go, pocałował w czoło i podniósł się na nogi, po czym zabrał ze stolika swój telefon i bez słowa wyszedł z mieszkania.
***
– Mały zasnął? – zapytał cicho Oskar, kiedy Oliwer wszedł do salonu. Pokiwał głową bez słowa i usiadł obok niego na kanapie.
– Będę musiał z nim porozmawiać. Jutro – postanowił Oli, a w jego głosie słychać było skrajne poczucie winy. To nie było tak, że on nie wiedział, że to nie była wina Juliana. Oczywiście, że o tym wiedział, w końcu to było tylko dziecko. Ale nadal jak tylko pomyślał o tym, co mogło się stać, to miał ochotę coś rozszarpać. To, że w ogóle pozwolił, żeby coś takiego się wydarzyło... Gdzie on, kurwa, wtedy był? W łóżku z Bartkiem – podpowiedział mu złośliwy głos w jego głowie. A powinien być, kurwa, tutaj, ponieważ przecież obiecał, że zawsze będzie. A teraz... Julian go potrzebował, a jego nie było. Nie, to nie było coś, z czym mógł przejść do porządku dziennego.
Gdzieś w środku niego kłębiła się ogromna wściekłość, dlatego nie chciał rozmawiać z Julianem, bo bał się, że ją na nim wyładuje. Musiał się uspokoić, musiał... musiał się wyspać, spojrzeć na to z dystansu i dopiero wtedy z nim porozmawiać.
– Przepraszam – rzucił nagle Oskar. Oliwer uniósł gwałtownie głowę, wyrwany z rozmyślań i zobaczył, że Oskar patrzył prosto na niego zażenowanym wzrokiem. Przez chwilę nie był pewien, o co mu chodziło, więc uniósł pytająco brew. – Nie powinienem tego mówić – wyjaśnił niezręcznym tonem. – On jest twój w każdym znaczeniu tego słowa.
Do Oliwera dotarło, co jego brat próbował mu przekazać i oczy nieco mu się rozszerzyły, ale pokiwał głową, co miało oznaczać „wybaczone, zapomniane”. Oskar sprawiał wrażenie, jakby odetchnął z ulgą.
– Naprawdę cieszę się, że nic mu nie jest – dodał jeszcze szczerze.
– Ja też – wyszeptał Oliwer nieco łamiącym się głosem. Nie był w stanie nawet wyobrazić sobie, co by zrobił, gdyby Julianowi coś się stało. Prawdopodobnie byłby w stanie zabić gołymi rękoma każdego, kto miałby w tym swój udział, a później siebie, bo sam byłby najbardziej winny. I chyba nawet zrobiłby to bez zastanowienia, bo jego życie i tak przestałoby mieć większy sens.
– Nie wiem, co mam teraz zrobić – wydusił, zamykając oczy. Gdzieś w głębi duszy czuł ogromną ulgę, że mógł znowu porozmawiać z Oskarem. Oskar rozumiał jego podejście do życia, rozumiał jego sposób myślenia tak, jak tylko rodzeństwo jest w stanie zrozumieć, nikt inny. – Skąd mam wiedzieć, że to się nie powtórzy, że Krzysiek nie przyjdzie sobie znowu i go nie zabierze? A Julian nie powie mu, że nie chce iść, zresztą bardzo dobrze, bo jeszcze mógłby wtedy... – głos Oliwera załamał się, jakby nie był w stanie nawet wypowiedzieć tej myśli głośno. – A przecież nie mogę pilnować go cały czas, muszę chodzić do pracy, muszę... – przerwał, bo jego głos już zupełnie odmówił mu posłuszeństwa i przyłożył pięść do ust, rozmyślając intensywnie. Oskara aż coś bolało w środku, kiedy widział go w takim stanie. Przybliżył się.
– Hej, uspokój się – rozkazał, starając się brzmieć konkretnie. – Jakoś uda nam się to zorganizować tak, żeby ktoś zawsze z nim był...
– Pola z nim była – przypomniał mu Oliwer zrezygnowanym tonem.
– Okej, więc będziemy spać z nim w jednym pokoju – zdecydował Oskar, po czym coś nagle przyszło mu do głowy: – Ej, może powinniście się przeprowadzić? Tak, żeby oni nie wiedzieli?
Oliwer przez chwilę wyraźnie to rozważał, po czym wzruszył bezradnie ramionami.
– I myślisz, że jak długo by to zadziałało? Poza tym co, jeśli on pójdzie do sądu...?
– Jeśli pójdzie do sądu to my też pójdziemy do sądu – oświadczył bez wahania Oskar, starając się brzmieć rozsądnie. Po chwili zawahał się. – A nie byłoby lepiej, gdybyśmy zrobili to pierwsi? I złożyli wniosek o pozbawienie ich praw rodzicielskich? Albo chociaż ograniczenie? – zapytał niepewnie. Oliwer pokręcił głową z nieszczęśliwą miną.
– Ale wtedy umieszczą go w placówce opiekuńczej i będą sprawdzać nas wszystkich, więc co będzie, jeśli sąd zdecyduje, że ja też nie jestem zdolny do opieki? Wiesz, że to jest kurewsko prawdopodobne. Myślisz, że zabiorą go od jego matki ćpunki i dadzą jego wujkowi ćpunowi? – zapytał ironicznie. – Nawet w mojej głowie to brzmi absurdalnie.
– To zupełnie co innego – zaprotestował Oskar ostrym tonem. – Mamy przecież wszystkie twoje papiery, wszystkie zaświadczenia...
– A co ich to obchodzi? To nadal wybór pomiędzy mną a jakąś miłą rodziną zastępczą – prychnął Oliwer, po czym dodał o wiele ciszej: – Czasami się zastanawiam, czy tak by nie było dla niego lepiej...
– Nie pierdol głupot, przecież wiesz, że to nieprawda – stwierdził Oskar bez wahania. – Każdy, kto cię zna wie, że skoczyłbyś w ogień dla tego dzieciaka, więc nie, z nikim innym nie byłoby mu lepiej, niezależnie od ich głupich zasad – dodał, na co Oliwer pokiwał głową bez przekonania.
– Wiem... ale tak się boję – wyznał cicho, nie patrząc na Oskara. Te słowa z trudem przeszły mu przez gardło, ale po prostu... przez ostatnie siedem lat całe jego życie kręciło się wokół tego dzieciaka. Najpierw dał mu motywację do tego, żeby pójść na odwyk, a potem do tego, żeby codziennie rano wstawać z łóżka, chociaż Oliwerowi chciało się wyć, bo świat bez dragów nie był już taki kolorowy, a dni zlewały się w jedną wielką szarą plamę. Ale od tego zależało, czy Julian będzie miał co jeść, więc Oliwer wstawał i zapierdalał. Tylko dla niego zaczął się starać, naprawdę starać się coś sobą reprezentować. Wcześniej był jedynie wrakiem człowieka i wiedział, że gdyby Julian nagle zniknął z jego życia to wróciłby do bycia wrakiem człowieka. Dlatego zupełnie egoistycznie nie mógł na to pozwolić.
Jego brat pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym wrócił do poprzedniego tematu, bo Oliwer, który przyznawał się głośno do tego, że się boi to nie było coś, z czym Oskar czuł się komfortowo.
– Na razie ustalamy plan na czas zanim pójdzie do sądu. Po prostu zrobimy tak, żeby zawsze ktoś z nim był... – zaczął konkretnym tonem.
– I myślisz, że to się uda? – wtrącił wątpliwie Oliwer. – Ja, ty, Pola, wszyscy mamy obowiązki...
Oskar zamyślił się na moment.
– Bartek? – zasugerował niepewnie. Oliwer spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami.
– Naprawdę chcesz jeszcze jego w to pakować? – zapytał bez przekonania.
– A nie jest już w to wpakowany? – odpowiedział Oskar pytaniem na pytanie, unosząc brwi. – Wie, jak wygląda sytuacja. Julian go lubi. Mógłby go czasami wziąć, kiedy my wszyscy bylibyśmy zajęci...
– Czasami może i tak, ale nie mogę przecież zrobić z Bartka pełnoetatowej opiekunki – prychnął Oliwer. – W ogóle nie... nie powinienem go w to wciągać – dodał, a w jego głosie znowu słychać było poczucie winy.
– Być może, ale już go w to wciągnąłeś, idąc z nim do łóżka – oświadczył Oskar. Oliwer uniósł gwałtownie głowę, patrząc na niego ze zdumieniem. – Nawet nie próbuj zaprzeczać. Pola mi powiedziała – prychnął, po czym jego mina nieco złagodniała. – To co się z wami dzieje? Jesteście parą czy jak?
– Nie wiem – odparł Oliwer z westchnieniem. Oskar uniósł brwi.
– Okej... a chciałbyś, żebyście byli?
– Nie... – zaczął Oli, po czym postanowił nie odpowiadać na to pytanie. W zamian dodał tylko bezbarwnym tonem: – Nie chcę, żeby Julian się dowiedział.
– Jasne, stary, rozumiem to, ale spójrz na to z innej strony – zasugerował Oskar. – Gdzie kończy się chronienie go, a zaczyna po prostu... zatajanie czegoś, co jest ogromną częścią twojego życia? – Oliwer spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami, zastanawiając się nad jego słowami, podczas gdy Oskar kontynuował: – No bo zobacz, jeszcze niedawno to nie był żaden problem, bo Julian i tak nic za bardzo nie czaił. Ale teraz ma siedem lat i zaczyna czaić wszystko, co się wokół niego dzieje. Będzie ci cholernie trudno to ukryć, a pomyśl, co będzie za parę lat? Jak będzie nastolatkiem? Wtedy to już będzie niemożliwe do ukrycia, chyba że będziesz żył w cholernym celibacie, a na to jakoś się nie zanosi. Prędzej czy później i tak się dowie i będzie na ciebie o wiele bardziej wkurwiony za to, że mu nie powiedziałeś niż za sam fakt bycia gejem – stwierdził z przekonaniem. Oliwer pokiwał bezmyślnie głową.
– Czyli myślisz, że powinienem...? – zaczął, ale Oskar wszedł mu w słowo.
– Powinieneś zrobić tak, żeby Julian pokochał twojego faceta zanim dowie się, że jest twoim facetem – stwierdził, najwyraźniej dumny ze swojego pomysłu. Oliwer zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodziło.
– Co? – zapytał głupio. Oskar przewrócił oczami.
– Dobra, zacznijmy od Bartka – zdecydował. – Lubisz go? Kochasz go?
– Tak – odparł po chwili Oli, nie uściślając, na które pytanie odpowiadał. Oskar najwyraźniej tego nie potrzebował.
– Okej, w takim wypadku zyskujesz fajnego chłopaka i darmową pomoc z Julianem, której na dodatek możesz zaufać. Mały przywiąże się do Bartka, a Bartek do niego. W ten sposób może za parę miesięcy albo parę lat, jak uważasz, kiedy Julian jeszcze trochę podrośnie i postanowisz mu powiedzieć, to nie będzie żaden szok, bo będzie pamiętał, że Bartek rzeczywiście zawsze był gdzieś w pobliżu. To będzie raczej coś w rodzaju... no tak, oni są razem, przecież to oczywiste. To nie będzie tak, że przedstawiasz mu jakiegoś zupełnie obcego gościa.
Oliwer nie sprawiał wrażenia, jakby zbytnio uwierzył w ten plan.
– Chyba w ogóle nigdy nie brałem pod uwagę przedstawiania mu kogokolwiek – powiedział powoli. Oskar znowu uniósł brwi.
– A, czyli zamierzałeś altruistycznie zrezygnować z jakiegokolwiek życia prywatnego i po prostu poświęcić się samotnemu wychowywaniu dziecka? Albo już do końca świata kryć się po kątach z chłopcami z klubu? – upewnił się tonem pełnym wątpliwości. – Daj spokój, stary. Ty też potrzebujesz kogoś, kto cię w tym wszystkim wesprze. Ja czy Pola możemy ewentualnie pomagać, ale to nie to samo. Wiesz, to, że masz Juliana to nie jest żaden wyrok.
– Nie wiem też, czy myślałem o Bartku w tak... długoterminowym sensie – dodał Oliwer niepewnie.
– To lepiej zacznij, bo nie chcę cię martwić, ale nie robisz się młodszy – poradził mu z krzywym uśmiechem. Oliwer pokręcił głową.
– On ma dziewiętnaście lat, Oskar – przypomniał mu. – Może nie być długoterminowy czy tego chcę, czy nie. A co będzie, jeśli Julian zdąży się do niego przywiązać, a między nami coś się popsuje? Nie mówiąc już o tym, że Bartek może w ogóle nie być chętny, żeby pakować się w coś tak... poważnego. Bo jak dzieci wchodzą w grę to zaczyna robić się poważnie – stwierdził z przekonaniem. Oskar wzruszył ramionami.
– Po prostu spróbuj – poradził. – Bartek może i teraz jest jeszcze bardzo młody, ale za parę lat to już nie będzie miało znaczenia. Jak dla mnie wydaje się rozsądny, myślę, że wybrałeś wcale nieźle. Może masz rację, może nie będzie chciał pakować się w poważny związek. A może jest zupełnie odwrotnie i właśnie będzie chciał. Po prostu spróbuj – powtórzył.
Oliwer oparł się o kanapę i przez kilka minut rozważał to wszystko intensywnie. Nawet nie myślał o stałym związku, nie teraz i nie... nigdy. Aż do tej rozmowy. Czy rzeczywiście tak było, że w którymś momencie zacznie potrzebować kogoś na dłuższą metę, żeby nie dźwigać tego wszystkiego samemu? Czy to było to słynne ustatkowywanie się, kiedy zaczynasz myśleć o takich rzeczach praktycznie w kategoriach typu: „zwiążę się z nim, to będzie mi pomagał zajmować się dzieckiem”?
Oliwer nagle stwierdził, że chyba zwyczajnie był w stanie wyobrazić sobie życie z Bartkiem. I to było zdumiewające odkrycie, bo po raz pierwszy dopuścił do siebie myśl, że to wcale nie musi tak być, że już zawsze będą tylko on i Julian. Mógłby być on, Julian i ktoś jeszcze, a to już podejrzanie kojarzyło mu się z czymś strasznie przytulnym, ciepłym i bezpiecznym, ale nie był w stanie dopasować do tego żadnego słowa. Pewnie gdyby miał większe doświadczenie w tej kwestii to wiedziałby, że chodziło mu o rodzinę.
Rany boskie, chyba naprawdę robił się stary.
– A co się stało z tym, że go zdemoralizuję? – zapytał sarkastycznie, zerkając ukradkiem na Oskara, który jedynie wzruszył ramionami.
– Przemyślałem sytuację i uznałem, że jednak nie jesteś aż taki zły – odparł beztrosko.
***
Bartek wszedł po cichu do mieszkania. Nie był pewien, jak się czuł; fizycznie chyba tak się dzisiaj przećwiczył, że aż ból zaczął przyćmiewać. Psychicznie był wykończony i dopiero siedząc w tramwaju zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo zmartwił się o Juliana przez tę godzinę czy ile to tam trwało. Nie był w stanie sobie wyobrazić, jak Oli musiał się czuć.
Co do Oliwera... nie był pewien. Miał nadzieję, że kiedy już poradzi sobie z tym wszystkim, co się stało, to odezwie się do Bartka, zamiast znowu się od niego odcinać. Albo to Bartek odezwie się do niego, bo wiedział już, że nie zamierzał odpuścić. Był niemal przekonany, że Oli coś do niego czuł, ale wiedział z kolei na sto procent, że on czuł coś do Oliwera. Miał wręcz wrażenie, że czuł do niego zbyt dużo rzeczy, przez co w jego obecności miał wrażenie, że emocje rozsadzą go od środka. Oliwer był po prostu... był jak spełnienie marzeń. Bartek skrzywił się na swoją patetyczność. Był jak spełnienie marzeń, które odnalazł w miejscu, w którym w życiu by się go nie spodziewał. Oliwer nie pasował do Bartka, a jednocześnie pasował tak bardzo, jakby był szyty na miarę. Bartek kompletnie tego nie rozumiał, ale nie zamierzał się w to zagłębiać. Zamierzał po prostu to przyjąć, ponieważ w jakiś sposób wiedział, że on i Oliwer byliby razem fantastyczni. Miał nadzieję, że to nie była z jego strony naiwność albo czar pierwszych razów albo cokolwiek innego. Ponieważ poprzedniej nocy... Bartek jeszcze nigdy nie miał tak przejmującego poczucia, że wszystko było na swoim miejscu.
Tylko... niech Oliwer przestanie uciekać. Mógłby, do cholery, po prostu uwierzyć w Bartka. Przecież musiał wiedzieć, że wystarczyło jedno słowo, a Bartek będzie cały jego.
Wszedł do kuchni pogrążony w swoich rozmyślaniach i zatrzymał się w progu, kiedy zobaczył Alę. Uniosła głowę.
– Hej – rzuciła bezbarwnym tonem. Bartek zmarszczył brwi. Jej głos brzmiał bardzo dziwnie i miała rozmazany makijaż. Ala nigdy nie miała rozmazanego makijażu.
– Hej – odparł. – Wszystko okej? – zapytał ostrożnie.
– Tak – odparła Ala nie do końca przekonującym tonem, uśmiechając się do niego w wymuszony sposób. – A u ciebie?
– Też – odparł bez zastanowienia. Przez szalony moment oboje mieli absurdalną ochotę opowiedzieć o wszystkich tych strasznych, dziwnych i niesamowitych rzeczach, które przytrafiły im się w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, ale ostatecznie Ala wzruszyła ramionami.
– To dobrze – oznajmiła przesadnie radosnym tonem, wstając od stołu, a Bartek jedynie pokiwał głową, po czym oboje rozeszli się do swoich pokoi.
Bartek doskonale wiedział, że Ala kłamała, a Ala doskonale wiedziała, że Bartek kłamał, jednak żadne z nich się nie odezwało.
Koniec tomu pierwszego
_________________________________________________________________________________
* Foxy Shazam – "Oh Lord"
Dobrze, że Julianowi nic się nie stało, mam nadzieję, że koniec tomu nie spowoduje długiej przerwy i cdn natapi wkrótce:-)
OdpowiedzUsuńDzisiejszy rozdział był strasznie smutny. Teoretycznie znaleźli Juliana, ale nic sie między chłopakami nie wyjaśniło.
OdpowiedzUsuńA Oliego uwielbiam, tylko... jest strasznie niezdecydowany, w pewnym sensie go rozumiem, bo jestem dokładnie taka sama, no ale... Kurcze, czasem szkoda mi Bartka.
Ech...
W każdym razie opowiadanie staje sie coraz ciekawsze. Czekam z niecierpliwością na kolejne posty.
Weny!!
_HitoShi_
Właśnie zdałam sobie sprawę jak życie Oliwiera jest smutne. Bardzo milo z jego strony, że opiekuje się Julianem, poświęca mu każdą wolną chwilę i troszczy się o niego bardzo mocno, ale jego mentalność mnie przeraża. Wgl to, że nie pozwala sobie na przyjemności i nie chce dopuścić do siebie kogoś bliżej. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo równy z niego gość a z Bartkiem tworzą świetną parę i mogłabym czytać o nich na bieżąco :D Ogromy plus za systematyczność ;) Pozdrawiam i weny
OdpowiedzUsuńna okrągło** oczywiście ;)
UsuńDobrze, że z Julianem wszystko ok (choć przy takiej sytuacji rodzinnej, to pewnie nie na długo). Bartek imponuje dojrzałością i zdeterminowaniem (i oby tak dalej), Oliwier zaczyna dopuszczać myśl, żeby kogoś wpuścić do twierdzy zwanej życiem Oliwiera- idealne zakończenie I tomu, zaostrzającego chęć na kolejny:) czekam z niecierpliwością na trochę czułości ze strony Oliego do Bartka ^^
OdpowiedzUsuńIpi
Niby taki smutny i dość ciężki rozdział, ale skończyłam go z refleksją, że napisane przez Ciebie sceny +18 byłby złotem o.O. Weny i pamiętaj o magiaterce! ♥
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńdobrze, że Julianowi sinic nie stało, niech Oliver da szansę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, dobrze, że Julianowi nic się nie stało, niech Oliver da jednak szansę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, jak dobrze, że Julianowi nic się nie stało, Oliver niech da tą szansę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Droga Autorko!
OdpowiedzUsuńZnalazłam Twoje opowiadanie jakiś czas temu, ale czekało w zakładkach... I teraz zabrałam się za nie w majówkę i I tom pochłonęłam błyskawicznie :D Wspaniała historia, barwne postacie, po prostu się mocno wciągnęłam i od razu zabieram się za dalszy ciąg.
Pozdrawiam i życzę weny na kolejne opowiadania!
Alys
PS. Zadziwiają mnie powyższe komentarze Izy, Agi i Basi - jakby miał ktoś roztrojenie osobowości, bez urazy oczywiście xD
Szczerze mówiąc też mnie one już od jakiegoś czasu intrygują.
UsuńCieszę się, że Ci się podobało i mam nadzieję, że przebrnęłaś przez dalszy ciąg ;)