6/17/2016

Rozdział V: Dramat w trzech aktach

       Hej, słoneczka. Sam środek sesji, a ja piszę Kontrapunkt. W ogóle ciągle piszę Kontrapunkt. Ale tak na wszelki wypadek ostrzegam, że w przyszłym tygodniu z pewnością nie napiszę nic, więc rozdział pojawi się w okolicach przyszłego weekendu, prawdopodobnie po.
        Nie mam siły, więc wiele więcej Wam nie napiszę, bo jutro egzamin o 10, a ja nie wiem w zasadzie nic. Idziemy na żywioł. Dzięki za komentarze i zapraszam do czytania. Trzymajcie się ciepło ;)





Rozdział V

Dramat w trzech aktach




        "All my life I've been living in the fast lane
        can't slow down
        I'm a rollin' freight train
        one more time
        gotta start all over
        can't slow down
        I'm a lone red rover

        Oh
        how did it come to this
        Oh
        love is a polaroid
        better in picture
        but nothing can fill the void"*


        15 października 2015 r.

        To się musiało skończyć. 
       Z tą myślą Ala przekręciła klucz w zamku i weszła do mieszkania, po czym ściągnęła buty i skierowała się prosto do pokoju swojego młodszego brata. 
        – Bartek! – zawołała stając nad łóżkiem, w którym leżał w rozkopanej pościeli. – Jest czternasta. Czwartek. A ty od rana masz zajęcia. Dlaczego cię na nich nie ma? – zapytała groźnym tonem. Bartek najwyraźniej już nie spał, bo otworzył jedno oko. 
      – Rany, nie krzycz. Źle się czuję – ściemnił spontanicznie, dla lepszego efektu łapiąc się za głowę. Mina Alicji się nie zmieniła. 
       – Źle się czujesz, co? Może to dlatego, że chlałeś z Oliwerem do rana? – zapytała unosząc wyczekująco brwi. 
      – Oliwer nie pił, był w pracy – mruknął Bartek, chowając twarz w poduszce. Najwyraźniej jego siostra nie takiej odpowiedzi oczekiwała. – Poza tym nie do rana... 
        – Karolina powiedziała mi, że wróciłeś, jak wychodziła na zajęcia. O ósmej piętnaście, Bartek. 
        O cholera. Miał przesrane. 
        – No i co z tego? – zapytał i tak obronnym tonem. – Raz nie zawsze... 
     – Jest środek tygodnia. Raz zmieni się w kolejny i kolejny... Nie można nie chodzić na ćwiczenia na pierwszym roku, ty kretynie. Wszystko zależy od pierwszego roku. Będziesz chory czy coś i wtedy będziesz chciał wykorzystać nieobecności, a nie na chlanie z Oliwerem. Jeśli on ma na ciebie wpływać w ten sposób... – zaczęła opanowanym tonem, ale wciąż brzmiąc niebezpiecznie.
       – On nie ma nic do tego, sam chciałem zostać... – wszedł jej w słowo Bartek. Cholera, był dorosły, nie powinien w ogóle musieć się tłumaczyć, więc dlaczego to robił...? 
       – Dobrze wiedzieć, że jesteś tak samo nieodpowiedzialny jak on – skwitowała Alicja. – Ale w sumie co się dziwić, jesteś jeszcze dzieciakiem, spuścić cię raz ze smyczy i oszalejesz... 
        – Hej, no tego już za wiele – rzucił Bartek, otwierając oczy i patrząc na nią z oburzeniem, a nawet podnosząc się na łokciu. 
        – Czego za wiele?! – zawołała Alicja. – Taka jest prawda, skoro nie jesteś w stanie podejść rozsądnie i wiedzieć, kiedy możesz sobie pozwolić włóczyć się po mieście, a kiedy masz obowiązki, to najwyraźniej nie dorosłeś jeszcze do organizowania sobie czasu samemu. A skoro tak, to zadawanie się z kimś takim jak Oliwer na pewno ci nie pomoże. 
        – Ej, odwal się od niego, okej? – ostrzegł ją Bartek ostrym tonem. Ala uniosła brwi, niewzruszona. 
    – O, już go bronimy? Już jesteście najlepszymi przyjaciółmi? – zakpiła. – Powodzenia z tym. Zresztą nie będziesz go potrzebował, bo nie będziesz się już z nim spotykał – dodała z satysfakcją, zakładając ręce na piersi. Bartek spojrzał na nią z niedowierzaniem i zamrugał.
      – Słucham? A kim ty jesteś, moją matką? – Alicja nie zaszczyciła go odpowiedzią, tylko odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju. – Ala! – zawołał za nią. – Ala! 
      Szlag by to. Przez chwilę rozważał podniesienie się z łóżka, pójście za siostrą i kontynuowanie tej dyskusji, ale ostatecznie poddał się i z powrotem przykrył się kołdrą. To mogło poczekać. Rzeczywiście wrócił do domu po ósmej po trzech godzinach snu, pokiwał głową w korytarzu zdumionej Karolinie, padł na swoje łóżko i spał do teraz. Był po prostu zmęczony, a przecież nie będzie tego robił często. To był tylko taki pojedynczy wybryk. Zebrałby się do domu wcześniej, ale... Oliwer tak ładnie spał. A że spał na jego ramieniu, żeby samemu wstać musiałby go obudzić, a nie miał serca tego zrobić. Po prostu... on też zasługiwał na trochę odpoczynku. To wszystko dlatego. Nic więcej. To był tylko jeden dzień. Nic wielkiego się przecież nie stało. 
        Zamiast się z nią kłócić uniósł się jedynie na łokciu i sięgnął po swój telefon.

        Do: Oliwer. Masz jakiś dobry pomysł na pozbycie się irytującej siostry? 

      Wysłał, po czym położył się z powrotem na plecach. Po jakimś czasie postanowił dźwignąć się z łóżka i pójść zorganizować sobie jakieś śniadanie. O szesnastej. Nie otrzymał odpowiedzi od razu. Nie otrzymał jej też parę godzin później ani następnego dnia.


***


        – Słyszałem, że znowu włóczyłeś się wczoraj z Bartkiem – mruknął Oskar, nie odrywając wzroku od laptopa. Obaj starali się być cicho, bo Julian spał za ścianą. 
      – Czy twoje życie jest naprawdę tak smutne, że interesuje cię to, z kim inni ludzie spędzają swój wolny czas? – zapytał spokojnie Oliwer lekko drwiącym tonem. Oskar zmierzył go krzywym spojrzeniem. 
        – Pierdol się – zripostował dojrzale. – Po prostu Karolina mi powiedziała. 
        – Wow, jeśli Karolina każde moje włóczenie się z Bartkiem będzie tak przeżywać... – zaczął Oliwer. 
        – Nie każde, ale trochę się tam wszyscy u niego pokłócili, bo to był środek tygodnia i nie poszedł na zajęcia – wyjaśnił Oskar, wpatrując się w swojego brata z dezaprobatą. Oliwer uniósł brwi, przez chwilę nie wiedząc, o co mu chodziło. 
        – Ale to co ja mam zrobić w związku z tym? – zdziwił się. – To duży chłopiec, wie kiedy chce zostać na mieście, a kiedy chce wracać do domu. 
     – Aha.... czyli ma dziewiętnaście lat, jest w tym mieście od dwóch tygodni, ty jesteś pierwszą osobą, z którą się tutaj zakumplował i wcale nie wzoruje się na tobie...? – zasugerował Oskar ironicznym tonem. Oliwer spojrzał na niego bez zainteresowania. 
        – Miałem raczej na myśli, że nie potrzebuje niańki. Ani tym bardziej kilku nianiek – wyjaśnił spokojnie. 
      – Po prostu... postaraj się nie popsuć chłopaka, okej? – rzucił cicho Oskar, zwracając uwagę z powrotem na ekran swojego laptopa. Oliwer parsknął niezbyt wesołym śmiechem, kręcąc głową. 
        – Tak, bo rzeczywiście jestem tak straszną osobą, że po spotkaniu ze mną inni są straumatyzowani – mruknął. 
      – Nie o to chodzi – zaprotestował natychmiast Oskar, znowu podnosząc głowę. – On jest trochę... nie z naszego świata. I lepiej dla niego, żeby tak pozostało. 
        – O, więc teraz nagle żyjemy w getcie? – zdziwił się Oliwer. 
        – Nie, ale to nie znaczy, że dzieciak ma zawalić studia tylko dlatego, że poznał starszego kumpla, który mu imponuje – odparł Oskar, wzruszając ramionami. 
        – Czyli przyznajesz, że jestem imponujący? – powtórzył Oliwer, uśmiechając się z samozadowoleniem, na co Oskar zmierzył go krzywym spojrzeniem. – Poza tym Bartek nie zawali studiów z takiego idiotycznego powodu. Jest za mądry. Dajcie mu trochę kredytu zaufania. 
        Oskar uniósł brwi i przez chwilę wpatrywał się w Oliwera bez słowa z czymś w rodzaju politowania. 
        – Wow. Twoje zauroczenie jest naprawdę przesłodkie – wycedził kpiąco. Oliwer tylko zaśmiał się pod nosem, nie reagując w żaden inny sposób. – Co, myślisz, że nie wiem? – dodał Oskar prowokacyjnym tonem. 
        – O czym? – zapytał niewinnie Oliwer. 
        – O tym, że jesteś pedałem – odparł natychmiast, nie patrząc mu w oczy, a w zamian zerkając gdzieś w bok.
        – Nie jestem pedałem – zaprzeczył obojętnie Oliwer. Oskar przez chwilę wpatrywał się w niego bez słowa. 
      – Owszem, jesteś – zaprotestował głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Słuchaj, rób sobie co chcesz. Wyrywaj sobie laski dla niepoznaki, a potem chłopców w swoich gejowskich klubach czy gdzie tam lubisz. Wykopuj ich zaraz po, żeby przypadkiem nie pomyśleli, że ci zależy. Wmawiaj sobie, że jesteś bi, jeśli to ci poprawia humor. Ale, do kurwy nędzy, zostaw Karoliny brata w spokoju. 
     – A masz świadomość tego, że mogę rozmawiać z facetem nie próbując go wyrwać? – zapytał Oliwer, mrużąc oczy. Najwyraźniej zaczynał być zirytowany. 
       – Przestań – żachnął się Oskar. – Myślisz, że nie wiem, o co ci chodzi? Masz to wypisane na czole i nie wiem, czy postanowiłeś się nim pobawić, żeby zrobić mi na złość, czy po prostu uznałeś, że fajnie byłoby go przelecieć... 
        – To miłe, że masz o mnie tak dobre mniemanie – wtrącił Oliwer nieco urażonym tonem.
        – …ale on nie jest gejem, Oli – kontynuował Oskar, zupełnie jakby go nie usłyszał, na co Oliwer znowu wybuchnął śmiechem. – I z czego się cieszysz? To wszystko skończy się tylko tak, że popsujesz wszystkie relacje między nami. Wszystkimi – uściślił Oskar. – Albo dostaniesz w mordę. 
     – Od Bartka? – wyrwało się Oliwerowi, choć jego słowa zostały nieco zagłuszone przez głośny śmiech. Pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym uniósł ręce w pokojowym geście. – Okej, Bartek z pewnością nie jest gejem. I przyjmijmy na chwilę, że byłby w stanie dać mi w mordę, gdyby chciał. Choć oba te twierdzenia są absurdalne. Powiedziałem już, że nie zamierzam ani się nim bawić, ani go wyrywać, ani go „przelecieć”, jak to ładnie określiłeś. Dzięki za zaufanie. Właśnie ustaliliśmy, że raczej nie chciałbym go traumatyzować – oznajmił z nieco gorzkim uśmiechem. Oskar przez chwilę przypatrywał mu się z zamyśleniem. 
        – O Boże, czy mi się wydaje, czy ty naprawdę go lubisz... – Oskar przerwał, kręcąc głową i najwyraźniej nawet nie wiedząc, jak to skomentować. – Mam cholerną nadzieję, że rzeczywiście tego nie spierdolisz, bo to dobry dzieciak i jeśli naprawdę cię on obchodzi to sam powinieneś wpaść na to, żeby się trochę zdystansować. – Oliwer tylko pokręcił głową, ale nie odpowiedział. Oskar najwyraźniej czekał na konkretniejszą reakcję. – Co? Żadnych złośliwych komentarzy?
      – Myślę, że ty powiedziałeś już wszystko za nas obu – rzucił Oliwer, wyraźnie starając się trzymać nerwy na wodzy. – Naprawdę nie mam słów, ale tłumaczę to sobie tym, że wyżywasz się na mnie, bo nie masz odwagi zrobić niczego w sprawie Karoliny, więc ci wybaczam. Okej? – zapytał Oliwer z fałszywym uśmiechem. Oskar nachmurzył się. 
        – To nie ma nic wspólnego ze mną i Karoliną... – zaprotestował natychmiast.
     – Oczywiście, że nie, ponieważ nie ma czegoś takiego jak „ty i Karolina” – zgodził się Oliwer złośliwym tonem. – Może to dlatego, że Karolina lubi, jak jej faceci mają jakieś życie poza ekranem swojego komputera... – zastanowił się na głos. 
        – Ale z ciebie skurwiel – mruknął Oskar zaciskając wargi. 
       – Ej, mamy tutaj chwilę szczerości, nie psuj jej! – zawołał Oliwer. – Może i ja jestem bezdusznym sukinsynem, który bawi się uczuciami biednych, niewinnych chłopców i dziewcząt też, i w ogóle wszystkich, ale to ty tutaj nie umiesz zdobyć laski, za którą szalejesz od dwóch lat, więc... 
        – Rany boskie, Oli, w życiu chodzi o coś więcej niż o wyrywanie lasek... – mruknął Oskar, odwracając wzrok. 
        – Oczywiście, że chodzi o coś więcej – zgodził się spokojnie Oliwer. – Chodzi na przykład o to, że jesteś w niej zakochany. Ty to wiesz, ja to wiem, podświadomie ona też to wie. Wszyscy to widzą, ludzie mijający was na ulicy są w stanie to dostrzec. I co zamierzasz zrobić w związku z tym? – zapytał poważnie Oliwer. Oskar przez chwilę nie odpowiadał. – Bo szczerze mówiąc zaczyna mnie to już wkurwiać. Jak ciężkie to może być? Karolina nie wydaje się nadmiernie trudna do zdobycia. Nie wiem, chcesz, żebym ją uwiódł, a potem porzucił, żebyś mógł ją pocieszyć? Myślę, że mógłbym to zrobić. Myślę, że mógłbym też wyrwać jej brata. Właściwie prawdopodobnie mógłbym wyrwać ich oboje jednocześnie – stwierdził Oliwer z zastanowieniem. Oskar pokręcił głową. 
        – Jesteś żałosny. 
      – Jasne, że jestem – przyznał Oli bez wahania. – Wszyscy jesteśmy. Ty nie umiesz poderwać dziewczyny, ja zabujałem się w dziewiętnastoletnim dzieciaku. Zdarza się. Długo jeszcze zamierzasz to analizować? 
        – O, nie sądziłem, że się do tego przyznasz – stwierdził z zaskoczeniem Oskar. 
       – Można mówić o mnie wiele złych rzeczy, ale nie mam skłonności do życia w zaprzeczeniu – zripostował Oliwer. – Spokojnie, nie zamierzam go zdemoralizować, jego dziewictwo też pozostanie w stanie nietkniętym, przynajmniej na tyle, na ile będzie to zależne ode mnie – powiedział ze złością. – O, mam dla ciebie propozycję. Zostawię Bartka w spokoju, jeśli zrobisz jakiś ruch w kwestii Karoliny. Stoi? 
        Oskar uniósł brwi.
        – Naprawdę byś odpuścił? – zapytał wątpliwym tonem. Oli wzruszył ramionami. 
      – Powiedziałem tylko, że się zabujałem, jeszcze nie wyznałem mu dozgonnej miłości. Z pewnością jakoś to przetrwam. To tylko jakiś tam facet – mruknął obojętnie. Oskar przez chwilę wpatrywał się w niego w zamyśleniu.
        – A już przez chwilę wierzyłem, że zaczęło ci na kimś zależeć – skomentował cicho. 
        – O co ci chodzi? – burknął Oliwer. – Sam powiedziałeś, że będzie lepiej dla niego, jeśli się usunę. 
       – Będzie lepiej dla niego – przyznał Oskar. – Zostań przy chłopaczkach z klubu. Oni przynajmniej chcą tego samego co ty. – Oliwer przez moment zmarszczył brwi i sprawiał wrażenie, jakby chciał zaprotestować, ale Oskar mu na to nie pozwolił. – I przynajmniej miej na tyle jaj, żeby przyznać się do tego. 
        – Dlaczego? – zapytał natychmiast Oliwer. – Co to zmieni dla ciebie, że się przyznam? Wiem, że nie chcesz o tym słuchać ani o tym myśleć, więc o co ci chodzi? Nie martw się, będę grzecznym pedałem, nie dostaniesz przeze mnie w mordę ani nie ośmieszę cię idąc na Paradę Równości owinięty tęczową flagą z różowymi pomponami. Ale to co robię z ludźmi w łóżku nie jest twoją sprawą. 
       – Trochę to jednak jest moja sprawa – nie zgodził się Oskar. – Gówno mnie obchodzi co pomyślą, po prostu... po prostu jestem facetem z Nowej Huty i takie rzeczy mnie... 
        – Ja też jestem facetem z Nowej Huty – przerwał mu Oliwer. – Więc coś chyba poszło nie tak. 
        – No najwyraźniej – mruknął Oskar. – Wiesz... 
     – Po prostu powiedz mi prosto z mostu, czy jesteś w stanie to przełknąć czy nie – powiedział spokojnie Oliwer. Oskar zastanawiał się przez chwilę. 
        – Prawdopodobnie jestem – stwierdził w końcu, krzywiąc się lekko. – O ile tylko nie będziesz robił tego przed moim nosem i to nie będzie brat dziewczyny, którą kocham, którego będziesz ruchał... 
      – Przecież już ci powiedziałem, że nie zamierzam przelecieć brata twojej drogocennej Karoliny, czego jeszcze chcesz?! – zawołał Oliwer, w końcu tracąc cierpliwość i podnosząc głos. W tej samej chwili skrzypnęły drzwi i obaj natychmiast się odwrócili. – Hej, obudziliśmy cię? – zapytał Oliwer cichym, o wiele delikatniejszym tonem, podrywając się z kanapy i podchodząc do Juliana. 
       – Sam się obudziłem – odparł chłopiec rozespanym tonem, unosząc głowę, żeby na niego spojrzeć. Oliwer ukucnął i pogłaskał go po włosach. 
       – Chcesz kakao? Chodź, zrobimy kakao – rzucił, kładąc mu dłoń na plecach i popychając w stronę kuchni. Miał świadomość utkwionych w jego plecach szeroko otwartych oczu Oskara, i choć sam próbował trzymać fason, nie był w stanie przestać zastanawiać się panicznie, czy Julian cokolwiek słyszał. A jeśli tak, to czy cokolwiek z tego zrozumiał. Niepewnie spojrzał w dół i dostrzegł utkwione w nim ufne oczy. Uśmiechnął się nieco na siłę, po czym podniósł chłopca do góry i posadził na blacie.
        – A czy Bartek przyjdzie? – zapytał Julian z nadzieją dziecinnym tonem, machając nogami. Oliwer wahał się przez chwilę.
     – Przykro mi, słoneczko, ale Bartek nie przyjdzie – odparł możliwie zdecydowanym tonem. – A co, ja ci nie wystarczę? – zażartował, zerkając na niego z ukosa. Julian przez chwilę poważnie to rozważał.
        – Wystarczysz – zdecydował, prezentując przy tym wszystkie zęby. Oliwer automatycznie odwzajemnił uśmiech. 
        – No widzisz? – rzucił beztrosko, pochylając się i całując go w czoło, po czym oparł policzek na jego włosach i dodał szeptem: – Tak samo jak ty mi wystarczysz. W ogóle nikt inny nie ma żadnego znaczenia. Ty jesteś najważniejszy na świecie.
        Mówił to nie tylko dlatego, że święcie w to wierzył, ale też dlatego, że jemu nikt nigdy nie powiedział niczego takiego, kiedy był dzieckiem, a już dawno temu przysiągł sobie, że sprawi, żeby Julian był wszystkim tym, czym on nigdy nie miał okazji być. 
        Przez moment tkwił w tej samej pozycji, przeczesując lekko jego włosy, bo to zawsze go uspokajało. Mimo wszystko było mu nieco przykro. Tylko troszeczkę, nie był nawet pewien czemu. Nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu z czegoś rezygnował i za każdym razem wystarczyło mu przypomnienie sobie, że były tylko dwie rzeczy, które w jego świecie się liczyły – muzyka i ten mały dzieciak, którego trzymał w ramionach. Bez całej reszty mógł się spokojnie obejść. 
        A jeśli chodziło o Bartka... tak pewnie będzie lepiej. Wszelkie romantyczne uniesienia w jego wykonaniu zawsze kończyły się katastrofalnie, a Bartek nie zasługiwał na bycie obarczonym katastrofą o imieniu Oliwer na tak wczesnym etapie swojego życia. Oli starał się unikać angażowania się w głębokie relacje z innymi ludźmi. Zaangażował się tylko parę razy. Z Polą, która była prawdopodobnie jedyną kobietą, z którą byłby w stanie ułożyć sobie życie, którą autentycznie kochał, która była jego powierniczką i najlepszą przyjaciółką, nieprawdziwą matką jego nieprawdziwego dziecka, z którą seks był w porządku i która kochała Juliana. Byliby w stanie to zorganizować, gdyby naprawdę chcieli, nawet Oliwer dałby radę, ponieważ akurat z Polą mógłby z radością udawać do końca życia. W udawaniu był niezły. Z tym, że Pola nie chciała udawać, więc wszystko runęło po paru spektakularnych kłótniach. Poza nią było ich jeszcze tylko dwóch; Adrian, który dzwonił do niego czasami w środku nocy, a potem wykopywał go z łóżka nad ranem nawet na niego nie patrząc, i Filip, którego znalazł zimnego na podłodze w jego mieszkaniu. Był aktorem, najweselszym i jednocześnie najbardziej skrycie zdołowanym człowiekiem na ziemi. Brał różne rzeczy, przez co Oli tak naprawdę nigdy się nie dowie, czy zrobił to specjalnie czy nie. Był jedyną osobą, która wierzyła w to, że to mogło być samobójstwo, wszyscy inni mówili tylko: „Przecież to był taki pogodny chłopiec”. Kiedy Oliwer go znalazł, pokonawszy pierwsze mdłości, stanął nad nim i powiedział, że jest głupim, tchórzliwym, kłamliwym sukinsynem, a potem zadzwonił po policję i czekał na nich, zamknięty w łazience. Skłamał, że nie był nikim bliskim, a tylko dalszym znajomym, który przyszedł mu coś przynieść i go znalazł, a później nawet nie poszedł na pogrzeb. Zamiast tego pojechał na Woodstock. Nie sądził, żeby ktokolwiek wiedział, że cokolwiek ich łączyło.
        Tak więc miłość w wykonaniu Oliwera nigdy nie wychodziła najlepiej. Nie pokazywał po sobie, że chciałby znaleźć ją gdzieś w świecie, ale nie dlatego, że bał się wyjść na romantyczną pizdę, ale dlatego, że bał się o siebie. Tak już miał, że szybko się przywiązywał, wiedział o tym. Był wierny do bólu, dlatego kiedy Adrian odzywał się po paru tygodniach milczenia, Oliwer zawsze przychodził, a gdy Filip znowu brał to świństwo, którego Oliwer zakazywał mu brać, to pomimo licznych kłótni zawsze wracał. Nigdy nie umiał ruszyć dalej, zawsze trzymał się kurczowo osoby, do której już zdążył się przywiązać i za każdym razem odpowiadał: „Tak, możemy tak zrobić. Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko”. A potem tylko wymazywał kolejne gówniane wspomnienia, oznaczał w swojej głowie jako nieudane i zamykał w pudełku, byleby tylko o tym nie myśleć, wściekły na siebie za to, że był taką cipą. 
        A Bartek... nie oszukujmy się, Bartek był zbyt młody, zbyt ułożony i zbyt ładny. Oliwer nie lubił ładnych ludzi, ponieważ jemu samemu kiedy był młodszy inni bardzo często mówili, że był ładny. Kiedy był dzieckiem wyglądał trochę jak dziewczynka, a potem, będąc nastolatkiem, zaczął być określany właśnie jako ładny. Nie przystojny, nie atrakcyjny, ale ładny. Teraz rysy jego twarzy nieco się wyostrzyły i nie golił się, jeśli tylko nie musiał, żeby nadać sobie bardziej męski wygląd, ale nadal miał z tyłu głowy słowa swojego ojca, który kiedyś spojrzał na Oliwera i prychnął, że jeszcze ciota z niego wyrośnie. To ciekawe, że to już wtedy było widoczne. 
      Oli nie lubił swojej ładnej buźki, ale jak na złość niewiele się ona zmieniła w miarę jego dorastania. Miał mnóstwo uszczerbków na ciele, kiedy był dzieciakiem chodził pokiereszowany jeszcze częściej niż teraz, ale jego twarz nadal była słodka i chłopięca. Miał bliznę z tyłu głowy w miejscu, gdzie jego ojczym uderzył go kiedyś butelką za to, że Oli wylał mu piwo, ale była zasłonięta włosami. Miał wielką szramę ciągnącą się przez całe żebra, której dorobił się od jakiegoś gnojka pod klubem, z którym wdał się w sprzeczkę; gość nie miał nawet noża, tylko jakiś drut czy inne świństwo. Miał kolejną sporą bliznę na łydce z czasów, kiedy uciekał przed policją skacząc przez ogrodzenie, a poza tym mnóstwo pomniejszych zadrapań, dzięki którym cała historia jego życia wydawała się być wyryta na jego ciele. Tak to już było na Nowej Hucie, że jak ktoś krwawił, wzruszało się ramionami; jak się wykrwawiał, warto było go zabandażować. Nikt nie bawił się w szpitale. 
    Oliwer unikał więc klasycznego piękna. Jego zmysł estetyczny uznawał wszelkie niedoskonałości za o wiele bardziej interesujące. Kiedy jeszcze zdarzało mu się od czasu do czasu sypiać z przypadkowymi osobami jedynie dla zastrzyku adrenaliny bardzo uważnie wybierał tylko tych uroczo niedoskonałych. To musiał być jakiś dziwny fetysz. Takich jak Adrian, który miał wypadek w dzieciństwie i jego szczęka była nieco wykrzywiona, Filip, który miał najbardziej odstające uszy na świecie, czy Pola, której oczy, nos i usta były zwyczajnie zbyt blisko siebie, zostawiając resztę jej twarzy pustą. 
      Bartek był ładny, tak zwyczajnie ładny, mimo że miał trochę zbyt duży nos i zbyt dużo pieprzyków i zbyt okrągłą twarz. Z każdym kolejnym „zbyt”, jakie Oli odkrywał w Bartku, wydawał się lubić go jeszcze bardziej, nie mówiąc już o tym, że Bartek go krytykował i słuchał uważnie i nie wymagał nie wiadomo czego i nie traktował jak zabawki i nie robił tych wszystkich rzeczy, które bezduszni ludzie mieli w zwyczaju robić osobom takim jak Oliwer, pozbawionym nadziei i perspektyw małym chłopcom uwięzionym w ciałach dużych mężczyzn, rozpamiętującym obsesyjnie słowa swoich nieżyjących ojców sprzed piętnastu lat. 
        "Tak, Bartek. Przecież wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko." 
        Nawet nie próbuj znowu się w to pakować – powiedział sobie w duchu. – Nie masz dość bycia deptanym? 
      Z tą myślą pocałował Juliana jeszcze raz w czoło, bo przecież to dziecko potrzebowało go tu i teraz o wiele bardziej niż on będzie kiedykolwiek potrzebował jakiegokolwiek faceta, po czym wyprostował się, wziął się w garść i zabrał za przygotowywanie kakaa.


***


        19 października 2015 r. 

        Ala zebrała wszystkie swoje notatki i wsunęła je elegancko do teczki, po czym zarzuciła torbę na ramię i zbiegła po szerokich schodach. 
        – Panie doktorze? – zagadnęła, podchodząc do mównicy. Wysoki, brązowowłosy mężczyzna z lekkim zarostem, który właśnie wyłączał komputer, uniósł głowę z zaciekawieniem. 
        – Słucham panią, pani Alicjo – rzucił pogodnie, prostując się. 
       – Mam pytanie dotyczące wymagań na kolokwium w przyszłym tygodniu... Nie rozumiem dwóch zagadnień i mam wrażenie, że reszta grupy również, więc... – Ala zawiesiła sugestywnie głos. Mężczyzna przez moment sprawiał wrażenie rozdartego. 
       – Czy ma pani coś przeciwko, żebyśmy omówili je w drodze do kawiarni? – zapytał nieco przepraszającym tonem. – Mogę paść, jeśli zaraz nie wypiję kawy – zażartował. Ala pokiwała nieśmiało głową. 
       Rozmawiała z nim już parokrotnie. To był jeden z niewielu prowadzących, z którymi dało się bez problemu dogadać, a Ala miała to do siebie, że nie miała najlepszego kontaktu z rówieśnikami. Wszyscy wydawali jej się dziecinni, więc spędzenie przerwy na kawie z doktorem Marczewskim wcale nie brzmiało dla niej źle. A właściwie z doktorem Adamem, bo tak właśnie kazał się nazywać. Przyszedł w ramach zastępstwa parę tygodni wcześniej i wyglądało na to, że póki co zostanie. Studenci go lubili, bo był młody, niewiele starszy od nich, i preferował alternatywne metody nauczania oparte na dyskusji i samodzielnym dochodzeniu do wniosków, a jednocześnie był wymagający. Można było też porozmawiać z nim bez obawy, że potraktuje cię jak idiotę albo niższą formę życia. Ala go uwielbiała. 
        Po paru zdaniach na temat nadchodzącego kolokwium, podczas których doktor Adam wcale nie naprowadził Ali na to, jakie będą pytania, ton rozmowy zaczął robić się o wiele swobodniejszy. 
        – Cokolwiek by pan nie zrobił oni i tak będą niezadowoleni i będą uważali, że to niesprawiedliwe – zauważyła Ala, biorąc łyk latte i przewracając lekko oczami. Adam zachichotał. 
       – Nie zrozum mnie źle, uwielbiam studentów, ale od początku widać, którzy z nich tak naprawdę chcą się czegoś nauczyć i włożyć w to wysiłek, a którzy są tutaj tak po prostu, bo są – odparł, kiwając głową. – To mnie zawsze jakoś tak niezrozumiale dołowało, bo przecież wiem, że nie wszyscy studiują farmację z pasją... 
        – ...ale chciałby pan, żeby tak było – weszła mu w słowo Ala, uśmiechając się ze zrozumieniem. – Bo bez tego to wydaje się takie... puste. 
        – Dokładnie! – przyznał jej rację. – Byle odbębnić, zaliczyć, zapomnieć. Rozumiem, że nie każdy musi iść od razu na doktorat, ale odrobina zainteresowania... 
      – Ja też nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy tylko chodzą i narzekają, że o matko, trzeba się nauczyć tego i tego. A czego innego spodziewali się po studiach? W jakim innym celu tu są, jeśli nie po to, żeby się uczyć? 
        – Dlatego nie do końca pasuje mi to, jak współcześnie powszechne jest studiowanie. Kiedyś ono było przeznaczone dla tych, którzy rzeczywiście chcieli zgłębić jakąś dziedzinę, ale można było sobie poradzić bez tego, a teraz każdy idzie na studia, bo wiadomo, że bez nich ani rusz, ale przez to obniża się poziom uniwersytetów i poziom samego studiowania – zauważył, na co Ala przytaknęła.
     – To prawda. Sama zaczynam mieć wrażenie, że to za mało, rzeczywiście trzeba iść na doktorat, bo stopień magistra przynajmniej tak naukowo nic już nie znaczy... 
        – A ty nie myślałaś o tym? – zapytał Adam, gładko przechodząc na „ty”. – O doktoracie? – uściślił. Ala zaczerwieniła się i uśmiechnęła z zadowoleniem. 
        – Trochę jeszcze za wcześnie na takie planowanie– stwierdziła. – Ale... może kiedyś. 
        – Powinnaś poważnie to rozważyć – poradził jej z uśmiechem, na co Alicja niemal pękła z dumy. 
        Jakiś czas później poniedziałkowa kawa z doktorem Adamem stała się niemal jej tradycją. Zawsze podchodziła do niego po zajęciach, na początku jeszcze udając, że rzeczywiście miała jakieś pytanie, a potem tak po prostu – ponieważ wiedziała, że będzie na nią czekał. Rozmawiali głównie o kwestiach naukowych i o tym, co ostatnio omawiali na zajęciach. Czasami polecał jej nadprogramową literaturę, z którą Alicja sumiennie się zapoznawała i później dzieliła się z nim swoimi refleksjami. Po jakimś czasie zaczęli poruszać inne tematy; sposób funkcjonowania wydziału, organizację i to, że oboje boją się panicznie pani Kingi z sekretariatu. Większość ludzi bała się pani Kingi z sekretariatu, ale Ala nie sądziła, że doktor Adam również należał do tej grupy. Po jakimś czasie te rozmowy stały się dla Ali najprzyjemniejszą częścią dnia na uczelni, na którą czekała z niecierpliwością. A później, zanim się zorientowała, stały się najprzyjemniejszą częścią jej dnia w ogóle. Teraz była prawdopodobnie jedyną osobą na świecie, której ulubionym dniem tygodnia był poniedziałek. 
        Ala lubiła myśleć, że to była całkowicie profesjonalna relacja i wcale nie była jedną z tych głupich dziewczyn, które zadurzyły się w swoim wykładowcy. To w końcu byłoby takie niedojrzałe.


***


        23 października 2015 r.

       – Hej... dzięki, że przyjechałeś – rzuciła Karolina, otwierając drzwi do samochodu. – Ostatnie, na co teraz mam ochotę, to wlec się sama przez całe miasto... 
        – Nie ma problemu – odparł Oskar z uśmiechem. – Myślisz, że bym po ciebie nie przyjechał i zostawił cię na pastwę losu?
       Karolina z trudem wtoczyła się na siedzenie pasażera, podczas gdy Oskar odpalił silnik. Był środek nocy, dochodziła druga, ale nie miał nic przeciwko nieoczekiwanej pobudce. To wręcz pasowało do jego planu. W jego planie co prawda była bardziej cywilizowana pora, a Karolina była trzeźwa, ale to były tylko detale. 
        – To gdzie się włóczyłaś? – zagadnął. Karolina przewróciła oczami. 
        – A daj spokój... to znaczy ze znajomymi ze studiów, ale taki jeden gość tak mnie wkurzył... 
        – Jaki gość? – zapytał natychmiast Oskar, nadstawiając uszu. 
        – Z mojego roku – odparła beztrosko. – Już mnie wnerwia od jakiegoś czasu, taki typ „co to nie ja”... Próbuje wyrwać Olkę, a ja próbuję ją przekonać do tego, żeby nie dała się wyrwać, ale ta jest głucha i ślepa...
        Oskar mruknął jedynie zgodnie. Romanse Karoliny znajomych niezbyt go interesowały. 
        – A ty co, piątek w domu? – zapytała z zaciekawieniem, lekko zaskoczona, na co wzruszył ramionami.
       – Czasami trzeba. Nie chciało mi się nawet nigdzie wychodzić. Dzwoniłem do Oliego, ale nie odbierał, więc nie wiem co z nim. 
      – Na pewno nie włóczył się z Bartkiem, bo wiem, że Bartek też siedzi w domu i uczy się na swoje pierwsze kolokwium – poinformowała go lekko kpiącym tonem. – W piątek! – dodała z oburzeniem, zupełnie jakby uczenie się w piątek było zbrodnią. 
      – Wiem, że nie włóczył się z Bartkiem – przytaknął Oskar cicho, po czym dodał nieco głośniej: – Ale to dobrze, że Bartek bierze studia poważnie, nie? 
        Karolina jedynie wzruszyła ramionami. 
      – Cały czas brał studia poważnie – zaprotestowała. – Ale musi mieć też jakieś życie towarzyskie, nie? – Oskar skwitował to stwierdzenie milczeniem. – W ogóle jakiś taki osowiały chodzi ostatnio, ale nie wiem dlaczego. 
        Oskar zerknął na nią z zainteresowaniem przez sekundę, po czym przeniósł uwagę z powrotem na drogę. 
        – Tak? Ciekawe czemu... – zastanowił się na głos, czując lekkie ukłucie winy i rozważając, czy to możliwe, że Oli rzeczywiście postanowił się od niego nieco odciąć. – A od kiedy? – dodał niewinnie. 
      – A bo ja wiem... od tygodnia? – rzuciła Karolina. – Nie wiem co się stało, wcześniej ciągle gdzieś wychodził, a teraz nagle zaczął siedzieć w domu. Ale... – dodała pogodniejszym tonem. – Nie nasza sprawa. Chce się skupić na nauce to niech się skupia. 
       – Dokładnie – przytaknął Oskar. To nie tak, że obecność Oliwera miała jakiś wielki wpływ na Bartka nastrój. Może nawet w ogóle się nie zorientował, cały czas pochłonięty studiowaniem. Prawdopodobnie tak właśnie było. Tak czy inaczej to było lepsze niż gdyby on i Oliwer mieli odkryć, że mają wobec siebie zupełnie różne intencje. To mogłoby narobić niemałego bałaganu, a Oskar nie miał wielkiej wiary w zdolności Oliwera do subtelnego rozwiązywania tego typu spraw. 
        Zaparkował przez blokiem na Kobierzyńskiej, odruchowo spoglądając w górę na ich mieszkanie, gdzie wszystkie światła były pogaszone, po czym skierował swoje spojrzenie z powrotem na Karolinę, która uśmiechnęła się do niego w nieco zblazowany sposób. 
        – Naprawdę dzięki za podwózkę – powiedziała cicho. – Jesteś kochany. 
        Oskar wpatrywał się w nią przez chwilę, zastanawiając się, co robić. Jej oczy błyszczały i sprawiała wrażenie zadowolonej, co mogłoby wskazywać, że to był dobry moment. Jej słowa też nastrajały optymistycznie. Odetchnął głęboko, próbując wydobyć na światło dzienne całą odwagę, jaką miał w sobie.
      – Wiesz, że zrobiłbym wszystko, o co byś poprosiła – rzucił starając się, żeby zabrzmiało to jak żart, choć mówił zupełnie poważnie. Karolina parsknęła śmiechem pod nosem. 
        – Nie wiem, po co w ogóle zawracam sobie głowę kimkolwiek innym – stwierdziła, kręcąc głową. – Ty i tak jesteś najlepszy. 
        Tak, tak, tak! – pomyślał Oskar.
      – No właśnie, po co? – powtórzył, uśmiechając się szeroko. Karolina oparła się o zagłówek fotela ze zmęczeniem, mrużąc oczy. 
        – Taka już jestem beznadziejna – rzuciła beztrosko, wzruszając ramionami i uśmiechając się jeszcze szerzej. 
        Ty jesteś beznadziejna? – zapytał Oskar z niedowierzaniem. – To co ja mam powiedzieć? 
    – Umówmy się, że oboje jesteśmy beznadziejni – odparła ze śmiechem. Oskar przez chwilę wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany, po czym pochylił się lekko. 
        – Bycie beznadziejnym w takim towarzystwie to zaszczyt – powiedział bez zastanowienia. Jako że Karolina wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, a on wpatrywał się w jej oczy i już był pochylony, bardzo chciał w jakiś sposób wykorzystać ten moment, ale był tak zdenerwowany, że nie był w stanie się poruszyć i tylko tkwił w miejscu. Nie wiadomo było do końca, co działo się w głowie pijanej Karoliny, że kazało jej samej się pochylić, przymknąć oczy, pochylić się jeszcze bardziej, aż w końcu jej usta trafiły na usta Oskara. 
        Oskar z początku był nieco skamieniały i zajęło dobrą chwilę, zanim do jego mózgu dotarła informacja, co się dzieje i że to się naprawdę dzieje. Karolina nie wydawała się tym przejmować, przekrzywiła lekko głowę, na co Oskar ocknął się i zrobił to samo, po czym uchylił lekko usta i naparł na jej wargi nieco mocniej, jednocześnie unosząc lewą dłoń i kładąc ją na jej szyi. Przeszło mu przez myśl, że jest idiotą, bo nadal miał zapięte pasy, co mocno komplikowało sprawę, ale nie skupiał się na tym zbyt długo. Ona była już odpięta, więc przekręciła się nieco na swoim fotelu, żeby siedzieć do niego przodem, a potem owinęła ręce wokół jego ramion, więc złapał ją w pasie, przez cały czas nie przerywając pocałunku i kompletnie rujnując jej fryzurę, bo jego palce nie były w stanie przestać przeczesywać jej włosów. Serce kołatało mu w piersi i przez moment był zawstydzony, bo był pewien, że zarówno on, jak i ona to słyszeli, ale tę myśl też szybko od siebie odepchnął. W tym momencie żadna myśl nie była w stanie utrzymać się w jego głowie.
      Karolina oderwała się od niego z cichym mlaśnięciem, gdy obojgu im zaczęło brakować powietrza, po czym odsunęła się na kilkanaście centymetrów. Jej wzrok przez pierwszą chwilę był nieco zamglony, a potem jej oczy zaczęły się powoli rozszerzać. W głowie Oskara z kolei panował kompletny chaos, zamrugał kilkakrotnie, nie mogąc oderwać od niej wzroku, choć jednocześnie zaczął czuć się trochę niezręcznie. Karolina w końcu najwyraźniej się ocknęła, bo odsunęła się jeszcze bardziej, zdejmując dłonie z jego pleców i zerkając gdzieś w bok. Dopiero teraz Oskar zdał sobie sprawę z tego, że nadal ją obejmował, więc sam niechętnie zabrał ręce.
        – Rany... sorry, ja nie wiem co... – zaczęła, plącząc się nieco. 
       – Nie, nic się nie stało... – zapewnił ją natychmiast Oskar, nie mając jednak pomysłu, co mógłby jeszcze powiedzieć. Czuł, że „kocham cię” nie byłoby najlepszym wyborem. Na pewno jeszcze nie teraz. Cholera, kompletnie się na tym nie znał i miał wrażenie, że każde jego słowo mogło doprowadzić do absolutnej katastrofy i wszystko zniszczyć. Przez chwilę wpatrywali się w siebie niepewnie. 
        – Dobra, to ja... pójdę – oznajmiła w końcu, siląc się na spokojny ton. 
    – Okej. Zobaczymy... zobaczymy się jutro? – zapytał Oskar z nadzieją. Miał nadzieję, że w jego głosie nie słychać było desperacji. 
        – Co? – rzuciła z rozkojarzeniem. – A... jasne, że tak – odparła najbardziej konkretnie jak potrafiła, otwierając drzwi od strony pasażera. – To... to pa – rzuciła, chcąc unieść rękę na pożegnanie, ale w połowie gestu zmieniając zdanie i w efekcie wykonując dość dziwny, niezręczny ruch. Wysiadła i ruszyła szybkim krokiem przed siebie, zanim Oskar zdążył odpowiedzieć, więc tylko odprowadził ją wzrokiem do klatki, wreszcie oddychając głęboko i próbując przekonać samego siebie, że to naprawdę się wydarzyło i wcale sobie tego nie wyobraził. Czuł się roztrzęsiony i nie do końca wiedział, co myśleć, uznał więc, że najlepiej skupić się na jakiejś czynności. Odpalił silnik, jednocześnie wyciągając telefon z kieszeni i bez zastanowienia pisząc krótkiego sms-a. 

        Do: Oli. Pocałowałem ją!!!

        To nie miało znaczenia, że teoretycznie to ona jego pocałowała. Efekt był ten sam. Efekt był... obiecujący. 
        Pozwolił sobie jeszcze na sekundę oprzeć się w fotelu, przymknąć oczy i odtworzyć całą scenę po raz kolejny w pamięci, przez co przez dłuższą chwilę nie był w stanie zetrzeć z twarzy szerokiego uśmiechu. W końcu zrobił jeszcze kilka uspokajających wdechów, ganiąc się w duchu, żeby nie zachowywał się jak zakochana nastolatka, po czym ruszył w stronę swojego domu.
        W tym samym czasie Karolina zatrzymała się zaraz za drzwiami swojej klatki schodowej, zerkając przez szybę i wpatrując się bezmyślnie w nadal stojący na parkingu samochód Oskara. Wiele różnych myśli krążyło jej po głowie, ale w głównej mierze zdominowane były one przez: „Kurwa, kurwa, kurwa, właśnie przelizałam się ze swoim najlepszym kumplem!!!”. Nie wiedziała jeszcze, co z tym fantem zrobić, ale pocieszała się tym, że Oskar nie wydawał się być na nią zły z tego powodu. Porozmawia z nim jutro i wszystko sobie wyjaśnią. Takie rzeczy się zdarzają, zwłaszcza pod wpływem alkoholu, a to był w końcu tylko pocałunek, nie było z czego robić afery. To nie tak, że się z nim przespała czy coś. Na samą myśl o tym Karolina zmarszczyła brwi. Nie była pewna dlaczego, ale natychmiast poczuła, że to byłoby bardzo niewłaściwe.
     Miała tylko nadzieję, że to nie popsuje ich przyjaźni. Nie wiedziała, jak poradziłaby sobie bez niego. Ale przecież... Byli Karoliną i Oskarem. Nic nie było w stanie stanąć między nimi, a tym bardziej taka bzdura. Oczyma wyobraźni widziała, jak za parę lat śmieją się z tego, mówiąc: „A pamiętasz, jak pocałowałaś mnie po pijaku w samochodzie? No to było dopiero dziwne”. Ale poza tym... to nic nie zmieni.
       Uspokojona, odetchnęła głęboko i zaczęła wspinać się po schodach.

_________________________________________________________________________________
* Imagine dragons – "Polaroid"

9 komentarzy:

  1. Okeej, nie podoba mi się to, co się dzieje między Bartkiem a Oliwierem. Czy oni są tacy ślepi? *wzdycha*
    Jakie urocze, Oli przyznał się do uczuć co do Bartka.
    Osobiście uważam, że Karolina spieprzy sprawę, ale co ja tam wiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym w końcu napisać jakiś dłuższy i w miarę składny komentarz, ale: sesja, medycyna, więc powiem tylko że pokochałam w tym rozdziale Oliwera i Alicję i nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału.
    Theta

    OdpowiedzUsuń
  3. no nie mogę! jesteś niesamowita! przeczytałam trzy rozdziały, jeszcze na haju po poprzednim opowiadaniu, więc potrzebowałam chwilę, żeby wyrobić sobie opinię. a teraz wchodzę, a tu tak pracowicie dodajesz rozdziały! jestem pod wrażeniem i jestem bardzo wdzięczna, że znajdujesz czas i siły. Bałam się wyczekiwania na kolejne rozdziały, ale nie byłam w stanie czekać, aż skończysz- ach ta ciekawość:D
    Opowiadanie bardzo mi się podoba- wiesz, że uwielbiam twój styl:) każdy powoli pokazuje swoje inne oblicza, dzisiaj Oliwier okazał się bardzo uroczy i uczuciowy. Nie przypuszczałam, że tak szybko się zorientuje, że się zakochał. Myślałam że Bartek, będzie pierwszy, który pozna swoje uczucia i zawalczy. Mam nadzieję, że Bartek okaże niedługo się ogarnie, bo samotność Oliwiera jest strasznie smutna... Podobają mi się wątki innych- taka powieść obyczajowa, wielowątkowa. nie wiem jak ty to robisz, ale twoje postacie, czy ich zachowania nawet jak mi się nie podobają (jako takie), nie drażnią, nie irytują i nie zniechęcają do dalszego czytania!
    Życzę powodzenia na egzaminach i skutecznych potyczek z kolejnymi rozdziałami:)
    Ipi

    OdpowiedzUsuń
  4. Po prostu uwielbiam to opowiadanie <3
    Strasznie polubiłam Oliwera. Jest taki... ludzki i realny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kakao się nie odmienia, więc popraw to rażące 'kakaa'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie określiłabym tego błędu jako rażący ;) Wiem, że oficjalnie "kakao" wciąż jest nieodmienne, jednak ze strukturalnego punktu widzenia ten wyraz da się poddać deklinacji, a polski jest językiem fleksyjnym i skłania się ku odmienianiu wyrazów. Nigdy nie byłam purystką językową, nie lubię sztywnych ram i słuchałam radia, zanim język polski łaskawie mi na to pozwolił, a teraz nie gardzę kubkiem kakaa i stoję przy kserze ;) Tak już mam i przepraszam najmocniej, ale profesor Miodek mówi mi, że nie zrobiłam aż tak wielkiego gramatycznego faux pas, więc mu wierzę ;)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Hej,
      Oliver się przyznał do uczuć, czemu to wsyscy decydują za Bartka? coś mi się wydaje, że Karolina to spieprzy...
      Dużo weny życzę...
      Pozdrawiam serdecznie Aga

      Usuń
    3. Hej,
      Oliver się przyznał do uczuć, argh czemu wszyscy decydują za Bartka? coś mi się zdaje, że Karolina to spieprzy...
      Dużo weny życzę...
      Pozdrawiam serdecznie Basia

      Usuń
    4. 1. KONTRAPUNKT TOM 1 5 1327
      Hej,
      świetny rozdzia, och cudownie Oliver się przyznał do uczuć, argh wkurza mnie to... czemu wszyscy decydują za Bartka? coś mi się zdaje, że Karolina to spieprzy...
      Dużo weny życzę...
      Pozdrawiam serdecznie Iza

      Usuń