6/29/2016

Rozdział VI: Może jednak nie

        Cześć, Kochani. Przybywam z kolejnym rozdziałem z lekkim opóźnieniem, ale chyba nie aż tak drastycznym biorąc pod uwagę sesję. Sesja się skończyła, ale nadal wisi nade mną praca magisterska – zbliżam się powoli do końca, ale ciężko mi przewidzieć, jak teraz będę stała z czasem – wiadomo, wakacje, wyjazdy, chodzenie do pracy, pisanie, ciężko to wszystko pogodzić. Postaram się utrzymywać tempo. 
        Coś się obijacie z tymi komentarzami, ale nie szkodzi. Dziękuję wszystkim, którzy zostawili po sobie słówko, i w ogóle wszystkim, którzy czytają. Mam nadzieję, że kolejny rozdział przypadnie Wam do gustu, bo wszystko się coraz bardziej komplikuje, ale muszę trochę poznęcać się nad postaciami. Miłego czytania, trzymajcie się ciepło!



Rozdział VI

Może jednak nie




        "I got a lot to say to you
        Yeah, I got a lot to say
        I noticed your eyes are always glued to me
        Keeping them here
        And it makes no sense at all

        (...)

        Nothing compares to a quiet evening alone
        Just the one, two I was just counting on
        That never happens
        I guess I'm dreaming again
        Let's be more than this"*


        26 października 2015 r.

        Nie rozumiała, dlaczego nie mogli tak po prostu porozmawiać jak ludzie. 
       Karolina miała wrażenie, że Oskar od trzech dni jej unikał. Po tamtym pamiętnym wieczorze w samochodzie myślała o tym dość obsesyjnie, choć większość jej myśli ograniczało się do dlaczego, do cholery, to zrobiłam i co mnie kurwa podkusiło. Na początku jeszcze myślała, że będzie dobrze, że to wszystko jakoś się rozwiąże. Karolina z reguły wychodziła z założenia, że nie było sytuacji, których nie dałoby się przegadać, zamknąć i zapomnieć, jednak w tym wypadku jej genialna taktyka wydawała się nie działać. 
      Kiedy spotkała się z Oskarem następnego dnia, w sobotę, coś zwyczajnie nie grało w jej niezręcznym „czy możemy o tym zapomnieć” i jego równie niezręcznym „tak, tak, oczywiście, tak będzie najlepiej”. Przez moment była nieco uspokojona, ale Oskar sprawiał przy tym wrażenie, jakby się zapowietrzył i przez moment w ogóle nie był w stanie nic z siebie wydusić, i nawet nie patrzył jej w oczy, kiedy to mówił, a potem zerwał się z miejsca, bąknął, że ma coś ważnego do zrobienia i zniknął. Karolina siedziała jeszcze przez moment bez ruchu w tym cholernym barze, po czym z westchnieniem sama dźwignęła się na nogi i postanowiła do niego zadzwonić, bo zwyczajnie nie lubiła zostawiać spraw nierozwiązanych. Nie odebrał. Od tego czasu rozmawiali tylko raz przez telefon, a on dziwnym zbiegiem okoliczności ciągle był zajęty i nie mógł się z nią spotkać. 
        Szlag by to. Czuła w kościach, że tym razem chyba naprawdę wszystko zepsuła. Ale przecież... nigdy, poza tym jednym razem, nie dała mu żadnego znaku, że chciałaby... No po prostu nie. Byli przyjaciółmi i wychodziło im to tak zajebiście, że nie było sensu tego ruszać i kombinować, ponieważ to niosło za sobą ryzyko katastrofy. Dokładnie tej katastrofy, jaka właśnie miała miejsce.
     Karolina westchnęła, przeczesując włosy z frustracją i za cholerę nie będąc w stanie skupić się na tym, co mówił jej wykładowca od common law. Zresztą to nie było ważne. 
        Rany boskie, Bartek miał rację. Bartek miał rację, Oskar chciał, żeby to się wydarzyło, a ona ze swoim zapominaniem o tym prawdopodobnie tylko przekręciła nóż, który już wcześniej wbiła mu w serce. Nic dziwnego, że zachowywał się jak nie on. Tylko jak miałaby teraz to naprawić? Nie mogła przecież udawać, że ona też chciała, żeby było między nimi coś więcej. To byłoby jeszcze okrutniejsze. I naprawdę, kiedy próbowała to sobie wyobrazić, widziała tylko czarną plamę. Po prostu ona i Oskar... nie, to nie miałoby racji bytu. 
        Z drugiej strony przecież nigdy nawet się nad tym nie zastanawiała. Oskar był tak bardzo przypisany do kategorii „przyjaciel”, że nawet nie przyszłoby jej to do głowy. Czy zatem fakt, że sama na to nie wpadła był dostatecznym dowodem na to, że rzeczywiście kompletnie nie była nim zainteresowana? Czy może warto byłoby wziąć pod uwagę, że był w zasadzie jedyną osobą, której ufała bezgranicznie, której mówiła o wszystkim i która w zasadzie stanowiła jej drugą połowę, choć nie w tym znaczeniu, w jakim zwykle się to odbywa? Tylko dlaczego wcześniej nie przeszło jej to przez myśl? 
        Odpowiedź nasunęła jej się natychmiast. Ponieważ zawsze była za bardzo zapatrzona w kogoś innego. Przez długi czas była zbyt zapatrzona w Oliwera, bo, nawet pomimo ostatnich rewelacji, Oliwer był taki fajny i taki ładny, a Oskar był po prostu Oskarem. Był stałą, niezmienną rzeczą w jej życiu i osobą, której mogła opowiadać o wszystkich swoich głupawych zauroczeniach wiedząc, że nie będzie jej oceniać. Boże, jak on musiał się wtedy czuć...
        Musiała z nim porozmawiać, i to szybko. Musiała znaleźć sposób, żeby go odzyskać, w jakimkolwiek sensie. W końcu... on był ważniejszy niż jakikolwiek inny facet. Nie było nawet porównania. Ale dlaczego musiał akurat... Nie mógł sobie wybrać kogoś innego, tak żeby ona też mogła wybrać sobie kogoś innego i mogli o tym gadać przy kawie? 
        Kurwa, dlaczego w jej wyobraźni tym kimś innym nadal był Oliwer? Przecież wiedziała, że... Skrzywiła się. Ale była głupia. 
        Okej, Oliwer nie. Ale skoro Oliwer był poza zasięgiem, to może jednak mogłaby chociaż spróbować... 
       Nie, tak też nie mogła zrobić. To nie byłoby w porządku wobec Oskara. Nie mogli niczego zacząć w momencie, w którym on już ją lubił, a ona dopiero się zastanawiała, czy to w ogóle ma sens. Musiała powiedzieć mu całą prawdę od początku do końca i zobaczyć, co z tego wyjdzie. To jedyna niekrzywdząca nikogo alternatywa. 
        A już było między nimi tak dobrze. Po tym, jak pokłócili się o Oliwera, wrócili do bycia najlepszymi przyjaciółmi, bez żadnych pretensji wobec siebie, a ona powiedziała, że nie będzie już uganiać się za jego bratem i wszystko było super w porządku. Wokół nich było trochę gorzej, bo Ala kłóciła się z Pawłem, ciągle chodziła jak struta i w ogóle chyba coś ukrywała, Bartek i Oliwer nagle zupełnie znikąd przestali się kumplować, a Bartek, który na początku tak dobrze odnajdywał się w Krakowie, chyba postanowił spędzić resztę życia przygnieciony książkami. Ale przynajmniej pomiędzy Karoliną i Oskarem wszystko było okej, aż do teraz. Bo teraz Oskar się do niej nie odzywał, i Bartek i Oliwer też chyba się do siebie nie odzywali, i całą ich paczkę właściwie szlag trafił. 
        Nagle przeszło jej przez myśl, o ile świat byłby prostszy, gdyby zwyczajnie mogła polubić Oskara tak bardzo jak on lubił ją.
    A może to nie było wcale takie szaleństwo? Postanowiła więc rozpocząć misję pod tytułem: rozważenie Oskara jako potencjalnego kandydata na męża (no, może aż tak się nie zapędzajmy). Najpierw musiała jednak skłonić go do tego, żeby z nią porozmawiał, a coś czuła, że to może wcale nie być takie proste. 


***


        30 października 2015 r. 

       Bartek nie widział, do kogo należały obejmujące go od tyłu ręce, ale podświadomie wiedział. Odchylił nieco głowę i przymknął oczy, czując miękkie, ciepłe wargi na swoim ramieniu, a później na szyi. Chciał sam coś zrobić, być może odwrócić się i wpleść dłonie w jasne włosy łaskoczące jego kark (nie widział co prawda, czy były jasne, ale o tym też był przekonany), ale nie był w stanie się ruszyć, mógł tylko tam stać z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w równy, ciężki oddech. Kiedy otwierał oczy przed sobą widział miasto, ale nie był to Kraków. Nie miał pojęcia, gdzie mogli być, ale nie wydało mu się to ani trochę podejrzane. 
     Przez chwilę zastanowił się na tym, dlaczego niby miałby nie móc się ruszać i uznał, że przecież to absurdalne. Nie było żadnego powodu, dla którego nie mógłby się teraz odwrócić. Przekręcił więc głowę, żeby móc chociaż zerknąć, tylko po to, żeby się upewnić, ale przeszkodził mu cichy, znajomy głos:
        – Mówiłem, żebyś się nie odwracał. 
      Bartek powoli otworzył oczy, po czym z powrotem je zacisnął, wzdychając w duchu. To było żałosne. Całkowicie, absolutnie żałosne. Spędził chwilę na uspokajaniu swojego oddechu, po czym zagapił się w sufit. To musiało się skończyć, ale wiedział, że nie miał nad tym żadnej kontroli. Jeszcze chyba nigdy nie czuł się tak oszukany przez własny organizm. Od ponad tygodnia te sny wracały każdej nocy, czasami się zmieniając, a czasami powtarzając. Na samym początku Bartek próbował sobie wmawiać, że nie wiedział, kto w nich był. To było zresztą wtedy, kiedy był najbardziej zdołowany i zdezorientowany tym, że Oli wydawał się zwyczajnie wyparować. Bartek nie był zbyt pewny siebie, nie widział sensu w odzywaniu się jako pierwszy. Gdyby Oli chciał to sam by zadzwonił, tak jak robił to wielokrotnie, a skoro tego nie robił, to najwyraźniej miał jakiś powód. Jedyne wyjaśnienie było takie, że z jakiegoś powodu nie chciał mieć z nim już nic wspólnego. 
      Bartek więc też się nie odzywał, w zamian skupiając się na niemyśleniu o nim podczas pozbywania się skutków tych snów. Próbował zamiast tego myśleć o Ryanie Goslingu, ale efekt był bardzo dziwaczny, bo Ryan Gosling nadal miał usta i uśmiech Oliwera Beściaka, co wcale nie było podniecające. Bartek chciał myśleć o kimkolwiek innym, ale podświadomość Bartka wyraźnie nie była zainteresowana nikim, kto nie byłby Oliwerem. On po prostu cały czas tkwił gdzieś z tyłu jego głowy, i jak na złość im bardziej nie było go w życiu Bartka, tym częściej pojawiał się w jego myślach. To było tak bardzo nie fair, że akurat w momencie, kiedy Bartek uznał, że być może, to wszystko się skończyło. Bez żadnego słowa wyjaśnienia, bez niczego. Ot tak: był Oliwer, a nagle nie ma Oliwera.
        Jak mógł być wcześniej na tyle naiwny, żeby uwierzyć, że można ufać ładnym chłopcom? 
      Najpierw przeszedł przez fazę podświadomej nadziei, do której nie przyznawał się do końca przed samym sobą. Później był jedynie zirytowany, a następnie nadeszła faza smętnego włóczenia się z kąta w kąt. Teraz natomiast zaczęła się determinacja. Był zdeterminowany do nieprzejmowania się kimś, kto najwyraźniej miał go głęboko gdzieś. To był przecież tylko jakiś tam facet, na pewno nie był to wystarczający powód, żeby przestać żyć. Ilekroć o nim myślał, miał ochotę komuś przyłożyć. Przecież... przecież wszystko było między nimi w porządku. Dobra, tak naprawdę nic ich na poważnie nie łączyło, ale Bartek myślał, że byli przynajmniej przyjaciółmi, nawet pomimo jego głupiego, oczywiście nieodwzajemnionego zauroczenia. Naprawdę miał wrażenie, że pojawiło się między nimi jakieś porozumienie. Może po prostu to sobie wyobraził, wyolbrzymił w swoich myślach, a dla Oliwera to było nic wielkiego? Mógł też zdradzić się w jakiś sposób, przez co Oliwer się przestraszył. Chociaż... chyba nie, przecież zachowywał się tak jak zwykle. Oli nie mógł wiedzieć; nie mógł nawet wiedzieć o tym, że Bartek jest gejem. Nie, na pewno nie wiedział. Więc dlaczego...? 
        Życie było tak beznadziejnie ironiczne. Kiedy jeszcze Oliwer się do niego odzywał, Bartek traktował go jak kumpla i nawet nie dopuszczał do siebie żadnej innej myśli. A teraz, kiedy Oliwer go olał, zupełnie nagle stwierdził, że chyba jednak mógł być w nim trochę zabujany. Tylko troszeczkę, odrobinkę. Ale wystarczająco, żeby go to męczyło. Szlag, po pierwsze sam nie wiedział, czego chciał, a po drugie to była też jego wina, ponieważ odkąd tylko przyjechał do Krakowa skupił się praktycznie całkowicie na jednej osobie, jakby na całej planecie nie istniał nikt poza cholernym Oliwerem Beściakiem. A prawda była taka, że było mnóstwo ludzi, z którymi Bartek mógł rozmawiać i bawić się, i których mógł lubić. Oli wcale nie był wyjątkowy, po prostu był pierwszą osobą, którą Bartek tutaj poznał i która go zainteresowała, więc to oczywiste, że trochę się zauroczył. Ale takie rzeczy przecież nie były wieczne. Nic mu nie da siedzenie tutaj i dołowanie się czymś, czego nie może mieć. Oliwer nie był zainteresowany, nie był gejem i najwyraźniej nie zależało mu nawet pod względem platonicznym na tyle, żeby się odezwać. Im szybciej Bartek przestanie się oszukiwać, tym zdrowiej dla niego. 
        Rany, to zupełnie nie działało. Nie potrafił po prostu sobie zdecydować, że nie będzie o tym myślał, a jednocześnie nie miał nic do roboty, co tylko to potęgowało. Bo musiał przyznać sam przed sobą, że bez ciągłej obecności marudnego, irytującego, opowiadającego głupoty, podnoszącego na duchu i postrzelonego Oliwera Bartkowi było cholernie nudno. I cholernie smutno. Z jednej strony chciał go po prostu z powrotem, nawet jedynie jako kumpla, z drugiej jednak wiedział, że to by mu nigdy nie wystarczyło. O wiele lepiej Bartek by na tym wyszedł, gdyby zdołał całkowicie pozbyć się go spod swojej skóry. Nie zamierzał być żałosnym, nieszczęśliwie zakochanym dzieciakiem. To po prostu nie wchodziło w grę.
        Musiał coś zrobić. Zupełnie nagle energia zaczęła go rozpierać, w przeciwieństwie do tych kilku poprzednich dni. Chciał jakoś zadziałać, zrobić coś, co nie będzie miało absolutnie żadnego związku z Oliwerem i pozwoli mu o nim zapomnieć. 
        Ale najpierw musiał z kimś porozmawiać, a to było cholernie trudne, jako że nikt nie wiedział. I nagle w jego głowie pojawił się plan, który postanowił wdrożyć w życie jeszcze tego samego dnia. 


***


       – Hej, Pati – rzucił Bartek, próbując sprawiać wrażenie pewnego siebie. Drobna blondynka odwróciła się z zaskoczeniem, co nie było dziwne, bo od czasu imprezy w klubie, w którym pracował Oliwer, właściwie ze sobą nie rozmawiali. Dziewczyna mimo to uśmiechnęła się szeroko. 
       – Cześć – odparła ciepłym tonem, po czym uniosła wyczekująco brwi. – Co mogę dla ciebie zrobić? – zapytała lekko kpiącym tonem. Bartek zmieszał się nieco, ale dzielnie wytrzymał jej spojrzenie. Przez chwilę nie był pewien, co odpowiedzieć, bo sam nie do końca właściwie wiedział, czego oczekiwał od rozmowy z nią. W końcu otworzył usta, ale dziewczyna była szybsza. – Zresztą nie odpowiadaj. Kawa? – dodała beztrosko. 
        – Jasne – odparł, mimowolnie czując lekką ulgę. 
        – Więc... o czym chciałeś porozmawiać? – zapytała Patrycja niecałą godzinę później znad papierowego kubka, wpatrując się w niego uważnie. Bartek przewrócił lekko oczami. 
        – Wiesz o czym – odparł cicho, rozglądając się ukradkiem. 
        – Nie wiem – odparła natychmiast, wyglądając na przesadnie zadowoloną z siebie. Bartek zacisnął wargi. 
        – Naprawdę każesz mi to powiedzieć? – upewnił się niedowierzającym tonem. Dziewczyna w odpowiedzi jedynie wpatrywała się w niego bez słowa. – Daj spokój. Wolałbym nie... – zaczął, po czym zawahał się. – Dobra, po prostu powiedz mi, skąd wiedziałaś – poprosił ostatecznie, próbując jakoś odwrócić jej uwagę. Uniosła brwi. 
        – O czym? – zapytała złośliwie. Bartek zaczynał powoli tracić cierpliwość i już miał odpowiedzieć, kiedy dziewczyna w końcu się poddała, kręcąc głową. – Przestań kręcić, Bartek, tylko wykorzystaj to, że praktycznie się nie znamy. Dzięki temu to będzie dla ciebie o wiele łatwiejsze – oznajmiła łagodnie. Bartek wciągnął głęboko powietrze. No dobra, może rzeczywiście był w stanie to zrobić. Przecież nie było w tym niczego strasznego, wystarczyło wyrzucić z siebie te parę słów, o których przecież oboje wiedzieli, że są prawdą. To niczego nie zmieni, a kiedyś w końcu musiał zrobić ten pierwszy, wielki krok. A ona wydawała się odpowiednią osobą, bo wiedział, a co najmniej podejrzewał, że nie będzie go oceniać.
        – No dobra – zgodził się w końcu, czując jak pocą mu się ręce, ale uparcie próbując nad sobą panować. – To skąd wiedziałaś, że... – pochylił się nad stolikiem, ściszając głos jeszcze bardziej i rozglądając się nieco paranoicznie. – Skąd wiedziałaś, że jestem gejem? – wyszeptał w końcu ledwo wydając z siebie jakiekolwiek dźwięki, a bardziej jedynie poruszając ustami. Zirytowało go to, że Patrycja sprawiała wrażenie rozbawionej. 
        – Nikt nie słucha, wiesz? – odparła takim samym cichym i konspiracyjnym tonem jak on. – A tak poważnie... mam znakomity gaydar. A może to wcale nie gaydar, może po prostu zwracam uwagę na rzeczy, których większość ludzi nie dostrzega. Przynajmniej moja dziewczyna twierdzi, że to nie ma nic wspólnego z mitycznym gaydarem. Wystarczy patrzeć, na co inni ludzie patrzą. To zwykle mówi już wszystko. 
     Bartek słuchał jej jednym uchem, bardziej skupiając się na zaplanowaniu, w jakim kierunku powinien poprowadzić tę rozmowę, ale kiedy tylko dotarło do niego to, co powiedziała, natychmiast uniósł gwałtownie głowę. 
       – Co? Znaczy... – zaczął, zająkując się nieco. – Och – stwierdził w końcu, nie wiedząc za bardzo, co innego mógłby powiedzieć. Blondynka najwyraźniej nie miała do niego pretensji o tę reakcję, bo jedynie uśmiechnęła się wyrozumiale. 
        – Dokładnie, och. Ale nie jesteśmy tutaj, żeby rozmawiać o mnie – zaznaczyła. Nadal się uśmiechała, więc Bartek też zaczął się powoli rozluźniać. Może jednak to, że wiedziała, było pozytywną okolicznością. Potrzebował przynajmniej jednej osoby, a przecież to nie było tak, że Bartek wstydził się samego faktu. Nie wstydził się lubienia facetów. Nie czuł się z tym też kompletnie komfortowo, ale Bartek z bardzo wieloma rzeczami w sobie nie czuł się komfortowo. To było chyba normalne u nastoletnich chłopców. Niemówienie głośno o swojej orientacji wydawało mu się bardziej instynktem samozachowawczym. – Widzę, że nie masz problemu z przyznaniem tego – orzekła Patrycja z zastanowieniem, zupełnie zmieniając temat. Bartek wzruszył ramionami.
        – Wiem o tym od bardzo dawna. Nigdy nie miałem problemu z przyznaniem tego. Przed sobą w każdym razie. Przed innymi niekoniecznie – wyznał stwierdzając, że skoro była gotowa z nim porozmawiać i wyglądało też na to, że rozumiała to, przez co przechodził, to równie dobrze mógł to wykorzystać. 
     – To dobrze, bo to jest najważniejsze – stwierdziła Patrycja, kiwając głową. – Zaprzeczenie nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem.
        – Więc... jak było z tobą? – zapytał Bartek, przyglądając jej się z zaciekawieniem. Dziewczyna zamyśliła się. 
      – To nie było tak, że wiedziałam od zawsze – odparła w końcu, przygryzając wargę. – Poznałam Izę dwa lata temu, miałam siedemnaście lat. Na początku w ogóle nie zdawałam sobie sprawy z tego, że... to raczej ona próbowała dawać mi jakieś sygnały, ale zajęło mi chwilę, zanim się zorientowałam – wyjaśniła nieco nieskładnie. 
        – I co... teraz wszyscy wiedzą? – zapytał Bartek zafascynowanym tonem. – No wiesz... twoi rodzice...? 
        Patrycja potrząsnęła głową. 
        – Wychowuje mnie babcia. I nie, nie wie. Wolałabym, żeby nigdy się nie dowiedziała. 
        Bartek nie zamierzał wypytywać o jej rodziców. Gdyby chciała sama by mu powiedziała. Zamiast tego rzucił tylko: 
        – Dlaczego? 
        Patrycja wzruszyła ramionami. 
        – To niepotrzebne – wyjaśniła prosto. – Nie widzę żadnych dobrych stron w załamywaniu jej na tym etapie i komplikowaniu jej życia. Tak jest po prostu łatwiej. – Po chwili zastanowienia dodała: – A ty? Powiedziałeś komuś? 
        Bartek uśmiechnął się z lekkim zażenowaniem, spoglądając gdzieś w bok. 
        – Jesteś jedyną osobą, która wie – wymamrotał, na co Pati uniosła brwi. 
        – A zamierzasz im kiedyś powiedzieć? – dodała z naciskiem, patrząc na niego znacząco, przez co nieco się zmieszał. 
      – Tak – odparł, próbując brzmieć na pewnego siebie. Wizja ukrywania tego do końca życia zawsze wydawała mu się taka... ogromna i straszna i ostateczna. W końcu chciał, żeby kiedyś nadszedł taki moment, że będzie mógł żyć po swojemu. Stworzyć jakiś związek z kimś. Być szczęśliwy. Wiedział, że nie osiągnie tego poprzez ukrywanie się. Więc może jeszcze nie teraz, ale... kiedyś. Kiedyś na pewno.
        Patrycja uśmiechnęła się pobłażliwie. 
       – Okej – stwierdziła, najwyraźniej stwierdzając, że to zapewnienie jej wystarczy. – Więc teraz powiedz mi, o co tak naprawdę chodzi? 
        Bartek zamrugał z zaskoczeniem. 
        – To znaczy? – zapytał niezbyt domyślnie. Patrycja przewróciła oczami. 
       – To znaczy, że sam powiedziałeś, że wiesz o tym od bardzo dawna i nie masz z tym większego problemu poza obawą przed coming outem – oznajmiła, na co Bartek rozejrzał się na wszelki wypadek, jako że mówiła dość głośno. – Więc dlaczego właśnie teraz zacząłeś potrzebować terapii? – dodała, doskonale widząc po jego minie, że trafiła w sam punkt. 
        – Po prostu chciałem pogadać, to wszystko – odparł obojętnie Bartek, gapiąc się w swoją kawę. Pati jedynie uniosła brew, nie spuszczając z niego wzroku. – No dobra, dobra – skapitulował w końcu. – Nie mogłem porozmawiać o tym z nikim innym, bo nikt inny nie wie, więc tylko ty wchodziłaś w grę, ale musiałem z kimś porozmawiać, bo próbuję... próbuję przestać o kimś myśleć i kompletnie mi to nie wychodzi – wyznał w końcu całkowicie zawstydzony. 
        – Wiedziałam! – rzuciła Patrycja, na co Bartek spojrzał na nią, zaskoczony nagłym wybuchem. – Wiedziałam, że to musi mieć coś wspólnego z blondynkiem z klubu – wyjaśniła z satysfakcją w głosie.
       – Rany boskie, kobieto, masz jakiś szósty zmysł czy co? – zapytał Bartek z niedowierzaniem, zanim zdążył się powstrzymać. Patrycja wzruszyła ramionami. 
        – Mówiłam już. Intuicja – wyjaśniła prosto, zupełnie jakby to cokolwiek tłumaczyło. – A teraz powiedz mi, dlaczego chcesz o nim nie myśleć? Widziałam go. Faceci co prawda mnie nie kręcą, ale wydawał się całkiem w porządku – stwierdziła spokojnym tonem. Bartek pokręcił głową.
       – No cóż, on nie sądzi tego samego o mnie, więc... – zaczął, próbując brzmieć obojętnie, choć niezbyt mu się to udało. Patrycja zmarszczyła brwi. 
      – Serio? Pewny jesteś? – zapytała, na co Bartek pokiwał smętnie głową, gapiąc się w ścianę. Za każdym razem, gdy zdawał sobie z tego sprawę, czuł jakiś ucisk w okolicach żołądka. – Bo mogłabym przysiąc, że... – zaczęła, ale po chwili zmieniła zdanie. – Nie no, skoro tak uważasz, to okej. Czyli podsumujmy... zakochałeś się w facecie, którego znasz jak długo? 
        – Nie zakochałem się – zaprotestował natychmiast Bartek, ale Patrycja jedynie machnęła ręką. 
        – Nazywaj to jak chcesz – ucięła. – Jak długo?
        – Jakiś... miesiąc? – odparł Bartek pytającym tonem. 
       – Szybko poszło – mruknęła Pati do siebie, po czym wróciła do swojego konkretnego tonu. – Okej, i nigdy wcześniej z nikim nie byłeś, tak? – upewniła się. 
      – No... nie – przyznał Bartek, znowu się czerwieniąc i mając wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu, jednak Pati całkowicie zignorowała jego reakcję.
        – Nigdy nawet nie byłeś nikim zainteresowany, co? – domyśliła się, patrząc na niego raczej ze zrozumieniem niż oceniająco. 
        – No właściwie to nie – przyznał niechętnie.
       – Okej, w takim razie chodź – rozkazała, wstając nagle od stolika i spoglądając na niego wyczekująco. Bartek zmarszczył brwi. 
        – Ale nie dopiłem jeszcze kawy... – zaprotestował słabo. 
        – Weź ją ze sobą – poleciła niecierpliwie. 
        – Ale gdzie idziemy? – zapytał niepewnie, mimo to posłusznie podnosząc się z miejsca. 
        – Sprawdzić, czy uda ci się o nim zapomnieć, kiedy poznasz kogoś innego, kto będzie osiągalny – oznajmiła bez wahania.
        – Czyli...? 
     – Czyli zabieram cię do klubu dla gejów – odpowiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu, kierując się w stronę wyjścia z kawiarni. Bartek wcale nie był pewien, czy to był taki dobry pomysł, ale mimo to postanowił podążyć za nią.


***


       Bartek uniósł brwi, kiedy zobaczył wnętrze klubu, ale nie zdążył się niczemu przyjrzeć, bo Patrycja złapała go za nadgarstek i pociągnęła wgłąb tłumu. Ludzie otaczali go z każdej strony. Na początku nie był pewny, na czym polegała różnica. Teoretycznie było tak samo jak w każdym innym klubie, na przykład w tym, w którym pracował Oliwer. Cholera, miał przecież o nim nie myśleć – powtórzył sobie w duchu. Dotarli do baru, Patrycja oparła się, a on stanął za jej plecami. Powoli zaczynał dostrzegać drobne różnice. Niektórzy faceci byli ubrani w całkiem obcisłe ciuchy, a przynajmniej bardziej obcisłe niż te, które założyłby na siebie przeciętny mężczyzna. Po chwili rzuciła mu się w oczy główna rzecz, która była tu inna. Nie było typowego podziału na facetów tańczących z dziewczynami i osoby tańczące w grupach. Mężczyźni tańczyli też ze sobą nawzajem. Blisko. Ocierali się o siebie. Niektórzy z nich nie mieli na sobie koszulek. Bartek nie wiedział, w którą stronę patrzeć, więc błądził wzrokiem, który w końcu napotkał na kanapę, na której leżało dwóch chłopców niewiele starszych od niego. Nie był pewien, czy całowanie było odpowiednim określeniem na to, co robili. Nie to, żeby Bartek miał ogromne doświadczenie w tej kwestii, ale wydawało mu się, że samo całowanie powinno być nieco mniej... inwazyjne. 
        Oderwał od nich wzrok dopiero kiedy Patrycja podstawiła mu butelkę piwa pod nos. 
        – Dzięki – rzucił odruchowo. 
      – Chcesz zatańczyć? – zawołała, próbując przekrzyczeć muzykę. Bartek pokręcił głową, bo tańczenie było ostatnią rzeczą, którą miał ochotę robić wśród tych wszystkich ludzi, ale mimo to spróbował odwrocić się, żeby mogli wydostać się z tłumu otaczającego bar, i natychmiast poczuł coś mokrego na przodzie swojej koszuli. 
        – O rany, sorry! – zawołał jakiś koleś niosący tacę pełną szotów. Na szczęście wylały się tylko dwa. 
        – Nic się nie stało – odparł natychmiast, nie chcąc robić żadnych problemów. Ani pakować się w żadne problemy. 
        – Nie, poczekaj – rzucił gość, stawiając tacę z powrotem na barze i odwracając się przodem, dzięki czemu Bartek mógł mu się przyjrzeć. Był mniej więcej wzrostu Bartka, jego włosy miały kolor ciemnego blondu, takie trochę słomiane, a na twarzy miał mnóstwo piegów. – Rany, sorry – powtórzył, przyglądając się uważnie koszuli Bartka. – Jest ciemna, prawie nie widać – pocieszył go, uśmiechając się przepraszająco. Bartek niepewnie odwzajemnił uśmiech. – W takim razie zasłużyłeś na jednego – dodał, wskazując na szoty stojące nadal na barze. Bartek wahał się tylko przez chwilę, a przez głowę przeleciały mu wszystkie sytuacje, które sprawiały, że branie czegokolwiek do picia od nieznajomych było bardzo złym pomysłem. Ale przecież ten gość nie wiedział, że je na niego wyleje... Sięgnął po kieliszek, unosząc go i nie odrywając wzroku od twarzy nieznajomego. Ostatecznie stwierdził, że dobrze mu z oczu patrzyło, i jednocześnie wypili zawartość. 
        – Michał – przedstawił się, stawiając pusty kieliszek z powrotem na tacy i wyciągając rękę. 
      – Bartek – odparł, ściskając ją. Kiedy się rozejrzał, zobaczył twarz Patrycji ginącą w tłumie. Uniosła jedynie kciuk do góry, a potem pokazała mu gestem telefon. Okej, w takim razie Bartek został sam na tej misji.
      – Chyba zgubiłeś swoją dziewczynę – oznajmił Michał, podążając za jego wzrokiem. Bartek parsknął śmiechem i nachylił się nad nim. 
        – Czy w tym miejscu ktokolwiek ma dziewczynę? – zapytał, unosząc brwi. 
        – Większość kobiet – odparł Michał, szczerząc zęby. Bartek znowu się zaśmiał, autentycznie rozbawiony, i pokręcił głową. 
        – Moja przyjaciółka na pewno sobie poradzi – odparł, na co uśmiech Michała zrobił się jeszcze szerszy. 
       – Może mimo to chcesz jej poszukać gdzieś, gdzie jest trochę ciszej i można pogadać? – zasugerował, unosząc sugestywnie brwi. Bartek nie wahał się długo. 
        – Prowadź – rzucił, wzruszając ramionami. 
       Zaczął przeciskać się za Michałem przez tłum. Zatrzymali się na chwilę przy jego stoliku, gdzie postawił tacę z szotami, po czym ruszyli dalej, odprowadzani przez gwizdy i śmiech jego znajomych. Bartek całą swoją siłą woli zmusił się do tego, by się nie zaczerwienić. Wyszli do zupełnie innej części klubu, gdzie nie było parkietu, a muzyka była przyciszona, i w tym samym momencie Bartek poczuł w kieszeni wibracje. Wyciągnął telefon i przez chwilę nie był pewien, czy rzeczywiście widział to, co widział, czy może była to jedynie jego wyobraźnia. Na ekranie migał napis „Oliwer”. 
        Przez moment przenosił wzrok z wahaniem to na Michała, to na swoją komórkę. 
        – Zaraz do ciebie dołączę, okej? – powiedział, wskazując na swój telefon. – Muszę to odebrać. 
       Michał jedynie kiwnął głową z uśmiechem i zniknął za rozsuwanymi drzwiami, a Bartek wszedł do męskiej łazienki uznając, że tam będzie miał najwięcej prywatności. Oparł się o kafelki i jeszcze przez moment wpatrywał się w imię podświetlone na ekranie, po czym nacisnął zieloną słuchawkę, w duchu wyzywając się od idiotów. O tym, którego poznał piętnaście minut temu jeszcze przynajmniej nie wiedział, czy jest dupkiem. Wiedział natomiast, że Oliwer nim jest. 
        – Halo? – rzucił do telefonu, starając się utrzymać neutralny ton. 
       – Hej – rozległ się głos po drugiej stronie, na dźwięk którego Bartek na moment wstrzymał oddech. To było tylko dlatego, że się przyzwyczaił, bo słuchał tego głosu bardzo często, a potem zupełnie nagle przestał go słyszeć. Nie chodziło o nic więcej. 
        Mimo wszystko mógł jednak trochę tęsknić za tym głosem. Ale... no cóż, Oli był wokalistą, to oczywiste, że miał ładny głos. W żaden sposób nie sprawiało to, że był mniejszym dupkiem.
        – Hej – odparł nieco drżącym tonem, który Oliwer niestety natychmiast wyczuł. 
        – Wszystko w porządku? – zapytał z zaniepokojeniem, co z jakiegoś powodu zirytowało Bartka. 
        – A czemu miałby nie być? – odparł nieco opryskliwie. 
        – No... nie wiem – powiedział niepewnie Oliwer, po czym zamilkł. Po chwili Bartek zaczął być zniecierpliwiony. 
        – Więc... po co dzwonisz? – zapytał ostrożnie, kompletnie nie wiedząc, czego oczekiwać. Oliwer przez chwilę nie odpowiadał. 
      – Wiesz, tak tylko... Chciałem... – zaczął, brzmiąc nieco markotnie i niewyraźnie, ale przerwał. Bartek przygryzł niepewnie wargę. 
       – Tak? – zachęcił go, mimowolnie czując przypływ nadziei i przeklinając się za to. To nie było tak, że o niczym innym nie marzył w tym momencie tylko o rozmawianiu z Oliwerem. W ogóle nie powinien z nim rozmawiać. Powinien... powinien rozmawiać z Michałem. 
       – W zasadzie nie wiem, tak po prostu... – wymamrotał w końcu Oliwer, a Bartek zwrócił uwagę na to, że lekko plątał mu się język. Poza tym nigdy jeszcze nie słyszał, żeby Oli brzmiał tak smętnie i niepewnie.
       – Tak po prostu? – powtórzył z niedowierzaniem. – Więc nie odzywasz się do mnie nie wiadomo ile i nagle dzwonisz sobie „tak po prostu”? 
        – Wiem, że to głupie – wyznał cicho Oliwer, na co Bartek zamrugał. 
      – Co dokładnie jest głupie? – dopytał, opierając się całymi plecami o ścianę w łazience i nie wiadomo w którym momencie wstrzymując oddech. 
       – No, że ja... – zaczął Oli tym samym zagubionym tonem, po chwili jednak najwyraźniej zmienił zdanie. – Zresztą nieważne. Chciałem tylko... wiesz, chciałem tylko upewnić się, że wiesz, że nie chodzi o ciebie... wiesz? – powiedział Oliwer, plącząc się nieco w zdaniu. Bartek uniósł brwi. 
        – Nie chodzi o mnie? Aha, super – stwierdził oschłym tonem, zupełnie nagle mając ochotę przerwać tę rozmowę. 
       – To znaczy... to znaczy chodzi o ciebie – zaprotestował nagle Oliwer, najwyraźniej nie mogąc się zdecydować. – Ale to nie jest tak, że ja... 
        – Że ty co? – zapytał Bartek, czując się uchodzi z niego cierpliwość. – Oli, nie zamierzam rozmawiać z tobą, jak jesteś pijany – dodał zmęczonym tonem. 
        – Nie jestem pijany – obruszył się Oliwer. 
        – Nie, wcale – mruknął ironicznie Bartek. – Słuchaj, jeśli nie chcesz ze mną gadać, to po prostu tego nie rób, okej? Nie musisz mi się tłumaczyć. Załapałem.
        – O czym ty mówisz? – zapytał niedomyślnie Oli. 
        – O czym ty mówisz?
      – O tym, że nie chciałem, żebyś... – zaczął Oli, który najwyraźniej miał problem z zebraniem myśli. – Cholera. Nie powinienem do ciebie dzwonić – oznajmił w końcu bardziej do siebie niż do Bartka. 
        – O, brawo – skwitował Bartek złośliwie. – Więc zdecyduj się, czy chcesz ze mną rozmawiać czy nie, bo mam lepsze rzeczy do roboty. 
       – To bez znaczenia czy chcę czy nie – zaprotestował Oliwer. – Właśnie chciałem, żebyś wiedział, że to nie jest tak, że ja nie chcę, ale... zresztą to takie głupie...
        – Oli – przerwał mu Bartek modląc się o cierpliwość, choć jednocześnie nie był w stanie zmusić się do brzmienia, jakby go to nie obchodziło. – Przestań mówić. I przestań pić. Wytrzeźwiej. Ja załapałem aluzję – oznajmił niechętnie. Oliwer najwyraźniej uznał to za rozsądne.
        – Okej – zgodził się posłusznie. – Ale... zdzwonimy się jeszcze kiedyś? 
        Bartek mimowolnie poczuł, jak kąciki jego ust unoszą się. 
        – Kiedyś być może tak. Jeśli do mnie zadzwonisz – dodał znaczącym tonem. – Ale pewnie nie będziesz tego pamiętać. 
        – Będę – odparł uparcie Oliwer. Bartek westchnął trochę głośniej niż zamierzał. 
        – Nie sądzę, ale okej. Po prostu... – zaczął, zaciskając oczy, ponieważ ta rozmowa do niczego nie prowadziła i tylko dawała mu fałszywą nadzieję. – Jeśli masz się do mnie nie odzywać, to trzymaj się tego, okej? Postaraj się nie dzwonić do mnie po pijaku, kiedy już udało mi się zapomnieć o twoim istnieniu – wyrzucił z siebie, po czym zaczął zastanawiać się z paniką, czy przypadkiem nie powiedział zbyt dużo. W ogóle chyba obaj w całej tej rozmowie powiedzieli zbyt dużo, choć jednocześnie nie miała ona żadnego składu. Rany, Bartek naprawdę miał nadzieję, że Oliwer nie będzie z tego nic pamiętał.
        – Nie chcę, żebyś zapominał o moim istnieniu – zaprotestował Oli smętnym tonem, na który Bartek prawie dał się nabrać. 
        – To się zdecyduj – polecił tonem, który w zamierzeniu miał zakończyć dyskusję. 
        – Już się zdecydowałem – oznajmił Oliwer nieco bełkotliwie. – To niedobry pomysł. Ja w ogóle nie jestem zbyt dobry – dodał markotnie. 
        – Pierdolisz głupoty – odparł Bartek bez wahania. – Ale skoro tak twierdzisz, to pewnie nie zmienię twojego zdania. Zresztą nie zamierzam. Rób sobie, co chcesz. 
        – Wiem, że pierdolę głupoty. Bo jestem pijany. Chyba się rozłączę – stwierdził Oliwer z zastanowieniem. Bartek znowu musiał zmusić się do tego, żeby się nie uśmiechnąć.
        – To dobry pomysł – zgodził się. Rany, rozmawianie z pijanymi ludźmi było cholernie męczące. – Ja też muszę już iść. 
        – A co robisz? – zapytał Oliwer brzmiąc, jakby przysypiał.
        – Jestem w klubie – odparł krótko Bartek. 
        – W jakim klubie? 
      – W... takim jednym klubie – odpowiedział nieco niezręcznie. Nie mógł mu przecież powiedzieć, że był w klubie dla gejów, prawda? 
        – Aha... – skwitował półświadomie Oliwer. – To... to dobrze. To ja też... wracam do swoich spraw. 
        – Czyli? 
        – Czyli... siedzenia tutaj i picia whisky – odparł przepraszająco. Bartek przewrócił oczami. 
        – Idź spać, Oli – poradził. – I nie dzwoń już. 
        – Ale że nigdy? 
        – Nie, kiedy nie masz mi nic do powiedzenia – odparł chłodno Bartek. 
        – Mam ci bardzo dużo do powiedzenia – zaprotestował Oli bełkotliwie. 
        – Więc słucham – powiedział wyczekująco Bartek. Po drugiej stronie przez moment panowała cisza. 
     – Ale chyba tego nie powiem. Nie jestem aż tak pijany – stwierdził w końcu Oliwer. Bartek miał już dosyć jego wahań nastrojów. – Może kiedyś ci powiem, jak będę trzeźwy... a może nie. Wiesz co, zapomnij o tym. Mówiłem, beznadziejny pomysł. Chciałem tylko się upewnić, że... ale widzę, że wszystko u ciebie okej, więc... 
        Bartek poczuł się, jakby z całego jego ciała uszło powietrze. Przymknął oczy. 
        – Okej. Zapominam w tym momencie – rzucił obojętnym tonem, po czym odsunął słuchawkę od ucha i rozłączył się.
     Szlag by to. Dlaczego kiedy już szło dobrze, musiał pojawiać się Oliwer robiąc z jego mózgu papkę? Po co on w ogóle zadzwonił? Właśnie wtedy, kiedy Bartkowi już wydawało się, że... 
        Rany, jaki ten facet był irytujący. 
    – Hej, wszystko w porządku? – zapytał Michał, uchylając drzwi do męskiej łazienki. Bartek opuścił rękę z telefonem, jednocześnie próbując zapanować nad wyrazem swojej twarzy. 
        – Tak, jasne – odparł beztrosko, uśmiechając się. – Możemy iść. 
       Kiedy wychodzili z klubu parę godzin później, Bartek uśmiechał się już przez cały czas. Przeszedł przez próg, po czym zatrząsł się z zimna. 
        – Chcesz bluzę? – zapytał Michał, odwracając się przez ramię. 
        – Nie, no co ty... – zaprotestował Bartek, ale Michał nawet nie chciał o tym słyszeć. 
      – Daj spokój, jaki byłby ze mnie gentleman? – zaśmiał się, samemu zarzucając ją na ramiona Bartka. – W którą stronę jedziesz? – zapytał z zaciekawieniem. 
        – Ronda Matecznego – odparł Bartek. 
       – Och, okej... Ja w drugą – poinformował go Michał, brzmiąc na rozczarowanego. Bartek uśmiechnął się. Nie miał pojęcia, że takich fajnych facetów można było znaleźć w klubach. Kto by pomyślał, że to było tak proste? Ściągnął ze swoich ramion bluzę z zamiarem oddania jej, ale Michał zatrzymał go wpół ruchu. 
       – Nie, zostaw ją sobie. Będziemy musieli się w takim razie znowu spotkać, nie? – stwierdził z szerokim uśmiechem. Bartek próbował właśnie zdecydować, czego mu brakowało w tym uśmiechu, bo Michał też miał ładny uśmiech. To nie było tak, że tylko Oliwer na świecie miał ładny uśmiech. To znaczy, okej – Oli miał przepiękny uśmiech. Bartek nie sądził, żeby uśmiech Michała potrafił rozświetlać całe pomieszczenia. Ale... uśmiech Michała potrafił poprawić Bartkowi humor po wkurzającej rozmowie z Oliwerem, a to już było coś.
        Właśnie kiedy Bartek tak stał i porównywał uśmiechy Michała i Oliwera, Michał przysunął się do niego i nagle Bartek poczuł jego usta na swoich. Sekundę zajęło mu otrząśnięcie się z zaskoczenia, po czym odruchowo przekrzywił głowę, pogłębiając lekko pocałunek, i odsunął się, bo poznali się parę godzin temu i było obiecująco, ale chyba jeszcze nie na tyle obiecująco, żeby lizać się na środku ulicy. 
       Kiedy uchylił oczy, które nie był pewien, w którym momencie zamknął, i zobaczył przed sobą przystojną twarz i zielono-szare, błyszczące oczy, pomyślał, że tak, był stuprocentowym gejem, i tak, właśnie został po raz pierwszy pocałowany przez mężczyznę, i było absolutnie zajebiście. Przeszło mu też przez myśl, że to nie był Oliwer, ale odrzucił to jako idiotyczne, bo zamiast myśleć o gościu, który jest gdzieś daleko i upija się w samotności, co tylko świadczy o tym, jak smutną jest osobą, powinien myśleć o tym tutaj, który autentycznie chciał się z nim całować. Przecież właśnie się przekonał, że na świecie było tylu fajnych facetów, wystarczyło tylko się rozejrzeć. Więc może... może im więcej tego poczuje, tym mniej będzie czuł Oliwera Beściaka z tyłu swojej głowy. 
        Z tą myślą ponownie pochylił się, obejmując Michała w pasie i przyciskając swoje usta do jego, ponieważ pieprzyć Oliwera.
    W tym samym czasie Oliwer leżał na kanapie, wsłuchując się w sygnał telefonu. Po kilkunastu sekundach westchnął z rezygnacją, odsunął komórkę od ucha i pozwolił jej upaść na podłogę. Może i dobrze, że się nie dodzwonił, jeszcze powiedziałby mu za dużo. W ogóle nie powinien z nim rozmawiać, bo teraz wszystko, co wypadało z jego ust, wydawało się niebezpieczne.
        Teoretycznie wiedział, co powinien zrobić. Oskar miał rację, powinien dać Bartkowi spokój, bo Bartek był normalnym, miłym, jeszcze nie popsutym przez życie nastolatkiem, a Oliwer był zapitym zgorzkniałym cynikiem z tendencjami do depresji i dzieckiem na karku. Powinien przestać myśleć o Bartku i o tym, jakie jego życie było bezcelowe, i jeszcze trochę o Bartku, a zacząć myśleć o tym, że jeśli Julian się teraz obudzi i tu przyjdzie, to zobaczy go w takim samym stanie, w jakim zwykle widzi swoją matkę. A Oliwer przecież już dawno przysiągł, że to się nigdy nie wydarzy. 
     Był takim żałosnym kretynem, nie potrafił nawet porządnie się upić bez zżerającego go poczucia winy i wykonywania nierozsądnych telefonów do osób, do których nie powinien dzwonić. Co, do cholery, było z nim nie tak?
_________________________________________________________________________________
* Paramore – "crushcrushcrush"

9 komentarzy:

  1. Jaki cudowny precent na urodziny ��

    Czytam, bo wszystko, co do tej pory od Ciebie wyszło jest dobre, nawet bardzo. "Zejdź na Ziemię" to mój absolutny faworyt, ale "Kontrapunkt" ma świetne predyspozycje, żeby się z nim zrównać.

    Najbardziej fascynuje mnie Twoja charakteryzacja Bartka, skromnego i nieśmiałego, ale potrafiącego się bawić. Natomiast Oliwer przemawia do mnie w nieco inny sposób. Robi z siebie łamacza serc, by samemu nie mieć złamanego. Fantastyczne! Takich lubię najbardziej.

    Pozostają mi już tylko gratulacje i życzenia: "Oby tak dalej!"

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu to takie krótkie ;c Coraz bardziej lubię to opowiadanie. Szkoda, że Oliwer nie powiedział Bartkowi o jego uczuciach, ale bazując na Zejdź na Ziemię, coś czuję, że jeszcze trochę zejdzie zanim się spikną xd
    Weny życzę, żeby rozdział pojawił się jak najszybciej,
    całuski!

    OdpowiedzUsuń
  3. To jedno z tych opowiadań, przy których mam niesamowity dylemat, a mianowicie zastanawiam się czy chcę kolejny rozdział już teraz, czy dopiero za dwa lub trzy tygodnie. Najchętniej przeczytałabym całość od początku do końca jednym tchem, ale z drugiej strony rozkładając to jak najbardziej w czasie można się dłużej delektować.
    Mimo, że pierwszy rozdział mnie nie przekonał, to kolejne już jak najbardziej. Przechodzisz samą siebie. Pozdrawiam serdecznie i weny życzę. ( ;

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej no to się porobiło same dylematy niedobra, może w następnym będzie trochę łatwiej:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. I dręczysz i męczysz, ale nie tylko postacie- czytelników także:) komplikuje się, komplikuje, ale i tak czekam na moment, aż zaczną rozmawiać szczerze... ech dwa głuptasy:D mam nadzieję, że pisanie opowiadania, będzie miły przerywnikiem, odskocznią od magisterki;)
    życzę weny i czasu:)
    Ipi

    OdpowiedzUsuń
  6. Niczego tak nie uwielbiam, jak twojego sposobu prowadzenia historii i takiego... zapętlania i komplikowania wszystkiego. Bo to męczy i męczy, ale w końcu o to chodzi.
    Powodzenia w pisaniu, i magisterki, i Kontrapunktu. C:

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    lubię Patrycję, Bartek bardzo źle się czół z tym, że Oliver się nie odzywał, zadzwonił do niego po pijaku, a może kiedyś Oliver sootka Bartka w tym klubie, chciałabym aby oni byli razem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    bardzo polubiłam Patrycję, Bartek był smutny, że Oliver się nie odzywa do niego, Oliver zdobył się na odwagę zadzwonić do Bartka dopiero po pijaku, a może kiedyś Oliver spotka Bartka w tym klubie, chciałabym aby oni byli razem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    swietny rozdział, Patrycję to już bardzo polubiłam, Bartek taki smutny, że Oliver się do niego nie odzywa... ech zdecydował się dopiero zadzwonić po pijaku, na treźwo nie starczyło odwagi?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń