6/01/2016

Rozdział III: Nieznośna lekkość bytu


       Cześć, Kochani. Przybywam z nowym rozdziałem, który mam nadzieję, że się Wam spodoba. Następny może nadejść trochę później niż za tydzień, lojalnie ostrzegam. Siedziałam dzisiaj w pracy od dziesiątej do dwudziestej i ledwo ogarniam, co się dzieje, weekend mam zawalony, a gdzieś w przestrzeni międzyczasowej próbuję pisać pracę magisterską. Pogodziłam się już z wrześniem. Pisanie Kontrapunktu jest dla mnie jednak cudowną przerwą od tego całego nawału obowiązków, więc na pewno znajdę chwilę prędzej czy później. Będę się odzywać w razie czego i informować o postępach, jak nie tutaj, to pewnie na Facebooku.
        Dzięki za wszystkie komentarze. Jesteście fantastyczni. Miłego czytania, a ja w tym czasie idę odespać ;)




Rozdział III

Nieznośna lekkość bytu




        "It's a mess, it's a start
        It's a flawed work of art
        Your say, your call
        Every crack, every wall

        Pick a side, pick a fight
        But get your epitaph right
        You can sing 'til you drop
        'Cause the fun just never stops"*


        Oskar czasami miał w sobie ogromne poczucie niesprawiedliwości świata. To nie było do końca tak, że uważał, że coś mu się z góry należało. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki został wychowany, nie myślał nawet takimi kategoriami. Był już tak przekonany o swoim pechu, że wręcz zakładał, że jeśli coś złego miałoby się przydarzyć, prawdopodobnie przydarzy się właśnie jemu. Oczywiście, że kiedy wreszcie znalazł dziewczynę, która coś dla niego znaczyła, która nie patrzyła na niego z góry, próbowała go zrozumieć zamiast szufladkować, próbowała mu pomagać nawet w najbardziej popieprzonych sytuacjach, w które nikt rozsądny z własnej woli by się nie pakował... Kiedy w końcu ją znalazł, wspomniana dziewczyna oczywiście musiała zakochać się w jego cholernym bracie. Ponieważ właśnie tego typu beznadziejne rzeczy przytrafiały się Oskarowi na porządku dziennym. 
      Oskar zawsze miał rzeczy po Oliwerze; kiedy Oliwer wyrastał z ubrań, dostawał je Oskar. Kiedy Oliwer kupił sobie motor, Oskar przejął jego samochód. Kiedy Oliwer kupił sobie nową gitarę, starego akustyka oddał Oskarowi, który wtedy bardzo chciał nauczyć się grać, ale okazało się, że był to tylko słomiany zapał. Więc nawet teraz, kiedy Karolina już zda sobie sprawę z tego, że nie ma u niego żadnych szans i jakimś magicznym cudem zainteresuje się Oskarem, on nadal będzie miał wrażenie, że dziewczynę też dostał po Oliwerze. To byłoby prawie zabawne, gdyby nie było tak cholernie tragiczne. 
      Gdyby był trochę bardziej żałosny, nauczyłby się grać na tej cholernej gitarze, zrobił tatuaż i zaczął nosić skórzaną kurtkę. Ale Oskar nie był żałosny i wiedział, że to nie byłoby prawdziwe, wiedział też, że nie ma niczego zajebistego w tym, że ktoś lubi cię za to, kim nie jesteś. Co nie przeszkadzało Karolinie uczyć się na pamięć nazwisk członków Led Zeppelin, żeby móc później zabłysnąć przed Oliwerem. Przy nim zawsze udawała, że wcale nie słucha Beyonce. 
        Jakim cudem tak fajna i inteligentna dziewczyna mogła być jednocześnie tak zaślepiona? 
      – Myślę, że wyjątkowo dobrze dzisiaj grali, chyba nawet lepiej niż na początku wakacji w Jazz Rocku, nie wydaje ci się? – zapytała, kiedy szli nad Wisłą w stronę jej mieszkania. – I Oli chyba był bardziej wypoczęty, nie? Więcej serca w to włożył... 
        Oskar miał ochotę przewrócić oczami, ale z reguły nie pozwalał sobie na bycie niemiłym dla Karoliny. 
        – Grali jak zawsze – mruknął. Dziewczyna pokiwała głową. 
      – No. Ale ta Pola to spoko nawet dziewczyna, nie? Taka normalna – zauważyła, starając się brzmieć niewinnie i kompletnie przy tym zawodząc. – Jakoś inaczej ją sobie wyobrażałam... 
        – Dlaczego? – zapytał z zaciekawieniem Oskar. 
       – No nie wiem... sądziłam, że będzie bardziej imprezowa czy coś. Albo chociaż rzucająca się w oczy – wyjaśniła, wzruszając ramionami. Oskar parsknął śmiechem. 
       – Kiedyś taka była – przyznał. – Ale potem dorosła, jak my wszyscy musimy – dodał znacząco, na co Karolina walnęła go żartobliwie w ramię. Była przekonana, że pił do niej. 
        – Dorastanie jest przereklamowane – oświadczyła z przekonaniem, szczerząc zęby. – To dlatego się rozstali? – zapytała po chwili niepewnie. – Bo ona chciała czegoś poważniejszego, a Oli...? 
        – Może. Po części – odparł szybko Oskar. Karolina nie dostrzegła niczego dziwnego w jego tonie, bo pogrążyła się w swoich myślach. 
        – To trochę nie w porządku z jej strony – stwierdziła w końcu. – Nie można od kogoś wymagać, żeby dorastał szybciej niż ta osoba chce. Mamy przed sobą całe życie na bycie dorosłymi. 
        Oskar wzruszył ramionami, z jakiegoś powodu zirytowany. 
        – Jeśli ci na kimś zależy, to możesz się chyba dla tej osoby trochę poświęcić – mruknął. 
       – Sugerujesz, że mu nie zależało? – dopytała z zaciekawieniem. Oskar westchnął, wyciągając z kieszeni kurtki papierosy. Był zbyt trzeźwy na tę rozmowę. – Daj jednego – poprosiła dziewczyna, więc podał jej paczkę. 
     – Tak naprawdę nie wiem – odpowiedział na poprzednie pytanie, podsuwając jej zapalniczkę. – Wiem, że wszystkim się wydaje, że Oliwer jest promyczkiem dla całego świata, ale jemu też zależy tylko wtedy, kiedy to jest dla niego akurat wygodne. Może mamy po prostu w genach to, że nam nie zależy – dodał filozoficznie, nie będąc w stanie zapanować nad swoim złym nastrojem. Karolina zmarszczyła brwi. 
        – Nie mów tak... Tobie zależy przecież na wielu rzeczach. I jemu też. Nawet jeśli nie na Poli, to na tobie i na małym i... 
        – No, rzeczywiście, prawdziwy bohater – mruknął ironicznie Oskar. Karolina odwróciła się do niego gwałtownie. 
        – Hej, o co ci w ogóle chodzi? – zapytała z pretensją. – Co jesteś taki cięty na niego? 
        – A czemu ty go tak idealizujesz? – zapytał w zamian ostrym tonem. Karolina zrobiła nierozumiejącą minę. 
        – Wcale go nie idealizuję – zaprotestowała. – Po prostu lubię go i... 
        – Ta, jasne – mruknął Oskar pod nosem. – Wiem, że go lubisz... 
        – No i co z tego? – zapytała wyzywająco. – Nie rozumiem, dlaczego aż tak cię to boli. Jeśli masz jakiś problem to po prostu mi o tym powiedz... 
      – Nie wierzę, że jesteś taka ślepa, że jeszcze się nie zorientowałaś... – zaczął Oskar, ale urwał. Nie mógł jej przecież tego powiedzieć. Nie teraz, kiedy się kłócili. To na pewno nie skończyłoby się dobrze. – ...że nie masz u niego żadnych szans – dokończył cicho, czując się jak ostatni skurwiel przez to, że powiedział jej coś takiego. Ale tak będzie lepiej. 
        Karolina przez moment wyglądała na naprawdę zranioną, po czym szybko opanowała swój wyraz twarzy. 
       – Okej, skoro według ciebie nie jestem dla niego wystarczająco dobra... – zaczęła nieco sztywnym tonem. Oskar przewrócił oczami. Ona kompletnie niczego nie rozumiała. 
        – Jesteś dla niego za dobra – mruknął. – Ale nie o to chodzi i to nie ma nic wspólnego z tobą, po prostu lepiej będzie, jak teraz zrozumiesz, że nic z tego nie będzie... 
      – Okej, no rzeczywiście, skoro ty już sobie zdecydowałeś, że nic z tego nie będzie, to pozostaje mi się z tym pogodzić – prychnęła z oburzeniem. – Jeśli rzeczywiście tak bardzo ci zależy, żebym się po prostu poddała... 
       – Zależy mi, żebyś się poddała, bo nie chcę, żebyś miała złamane serce – oznajmił w końcu nieco podniesionym tonem. – Zrób z tym, co chcesz, ale zbyt długo się nie odzywałem, a to naprawdę nie jest w porządku wobec ciebie. Więc mówię ci teraz, żebyś dała sobie spokój, bo to po prostu nie ma prawa się udać! – zawołał. – Gdybyś była swoim bratem, to być może – dodał złośliwie, zanim zdążył ugryźć się w język. 
        O nie, to była cholernie zła decyzja. Po prostu... chciał, żeby wiedziała, bo tylko fakty mogły przemówić jej do rozsądku. 
        Karolina zamrugała z zaskoczeniem i przez chwilę nie wiedziała, jak zareagować. 
        – Co to miał być za komentarz? – zapytała ostrożnie. – O moim bracie? 
        Oskar westchnął, pocierając twarz dłonią. 
       – Nic, zapomnij o tym – powiedział cicho. Chyba nie było szans, żeby się nie zorientowała, co? Ale przecież... przecież nikomu nie powie. To w końcu Karolina, a Karolinie można było powiedzieć wszystko. Z drugiej strony jednak był Oli. Oli, który od samego początku był jedyną niezmienną i bezpieczną rzeczą w gównianym życiu Oskara, niezależnie od tego, jak bardzo go momentami wkurzał. 
      – Nie możesz mówić takich rzeczy, z potem kazać mi o nich zapomnieć! – obruszyła się, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami. – Masz na myśli... to, co wydaje mi się, że masz na myśli? – upewniła się głosem pełnym wątpliwości. Oskar westchnął i uznał za stosowne nie odpowiadać. Przyspieszył nieco kroku tak, że Karolina musiała go dogonić. – Oskar? No jak już zacząłeś, to dokończ – poprosiła, łapiąc go za łokieć. – Naprawdę...? – zaczęła, najwyraźniej nie mając pojęcia, co powiedzieć dalej. 
      – Sama sobie dojdź do tego, co miałem na myśli – burknął w końcu Oskar, nieco zwalniając. Karolina przez moment wyglądała, jakby myślenie sprawiało jej fizyczny ból. 
        – Sugerujesz, że on jest...? – zaczęła po chwili, unosząc znacząco brwi. Wpatrywała się w niego intensywnie, jakby chciała go zmusić, żeby w jakiś sposób potwierdził jej przypuszczenia. Oskar spojrzał gdzieś w bok, po czym zerknął na nią niepewnie. To była cała odpowiedź, jakiej potrzebowała. – Ale tak... na sto procent? 
     – Na tyle, na ile z Olim cokolwiek może być na sto procent – prychnął. Jakoś żadne z nich nie było w stanie jak dotąd wypowiedzieć tego na głos. 
        – A... a Pola? – zapytała Karolina takim tonem, jakby chwytała się ostatniej deski ratunku. Oskar wzruszył ramionami. 
      – Nie wiem – odparł szczerze, nieco ściszonym głosem. – Chyba... chyba mu się odmieniło. A ona chyba wie. – Okej, teraz przyznał to już tak bardzo, że nie było drogi powrotnej. Chuj z tym. Oli mógł mu nie mówić, a w ogóle to powinien mu podziękować, bo może teraz Karolina wreszcie się od niego odczepi. – Ej... nie mów o tym nikomu, okej? 
        – Co? – rzuciła, ponieważ najwyraźniej nie przeszła jeszcze z tą wiadomością do porządku dziennego i trochę się zawiesiła. – A, jasne. Jasne, że nie powiem – dodała uspokajającym tonem. – Ale słuchaj... – zaczęła, ponieważ coś jeszcze wyraźnie bardzo ją męczyło. – To z moim bratem to był tylko taki przykład, nie? Chodzi o płeć, a nie o mojego brata... mojego brata? – zapytała z naciskiem, zupełnie jakby nie była w stanie nawet objąć tego umysłem. Oskar przygryzł wargę z zastanowieniem. 
      – Chyba tak – powiedział niepewnie. – To znaczy... może rzucił jakiś komentarz, ale przecież to Oli, on ciągle rzuca jakieś komentarze – dodał z przekonaniem. Karolina pokiwała głową. 
      – To dobrze – stwierdziła z ulgą. – Bo wiesz, że Bartek nie jest... no wiesz? – upewniła się niezręcznie, na co Oskar natychmiast przytaknął. 
        – Nie no, jasne, że nie jest – zgodził się bez cienia wątpliwości. – Nie, naprawdę nie sądzę, żeby kręcił go twój brat, po prostu tak sobie palnął, pewnie po to, żeby mnie wkurzyć. Nie martw się – dodał pokrzepiającym tonem. 
        Resztę drogi do domu pokonali w ciszy, za wyjątkiem wymienienia paru cichych uwag. Karolina wyraźnie straciła sporą część swojego dobrego humoru, ale nie na tyle, na ile Oskar spodziewał się, że się zdołuje, kiedy się dowie. Sprawiała raczej wrażenie pogrążonej w myślach i nieco oszołomionej. 
        A Oskarowi znowu nie udało się porozmawiać z nią o nich. Z jakiegoś powodu ostatnio ilekroć rozmawiali temat schodził na Oliwera. Nawet jeśli teraz Karolina przestanie snuć plany o ich wspólnej przyszłości, nadal nie myślała o Oskarze. Zawsze myślała o Oliwerze. Chyba taki już był Oskara ponury los. 
       Nie był więc ani trochę bliżej celu, a na dodatek czuł się gównianie z samym sobą, bo nie dość, że wypaplał sekret swojego brata, to jeszcze nawet nie wiedząc do końca, jaki ten sekret był. W którymś momencie Oskar zwyczajnie przestał nadążać za Oliwerem. Był świadkiem kilku sytuacji, które rzeczywiście wskazywałyby na to, że jego brat wolał facetów, choć ten nigdy prosto z mostu tego nie przyznał, tylko uśmiechał się kpiąco i nigdy nie było wiadomo, czy żartował, czy nie. Oskar czasami miał wręcz nadzieję, że to była prawda. Nie to, żeby to była przyjemna myśl – tak naprawdę to była bardzo dziwaczna i nieco niesmaczna myśl. Ale Oskar nie potrafił do końca uznać tej idei za okropną, ponieważ to by oznaczało, że w jakiejś dziedzinie życia on i jego brat nie będą ze sobą konkurować. Niezależnie od tego, w czym Oliwer byłby od niego lepszy, z nich dwóch to on, Oskar, przynajmniej nie będzie cholernym pedałem. To sprawiało, że czuł się jeszcze gorzej z samym sobą, ale nie zmieniało faktu, że to była miła myśl.


*** 


        – Po prostu nie rozumiem, dlaczego nie możesz zachowywać się jak dorosły człowiek... – zaczęła Ala, wrzucając naczynia do zlewu z nieco większym rozmachem niż zamierzała. 
        – Ja nie zachowuję się jak dorosły człowiek? – zapytał Paweł z oburzeniem, wchodząc za nią do kuchni. 
       – No normalnie jak nastolatek, który pierwszy raz w życiu poszedł na imprezę. Człowieku, masz dwadzieścia cztery lata, ale jasne, najlepiej się uchlać, jeszcze rozpić mojego brata, w ogóle zapominając, że zabrałeś na tę imprezę swoją dziewczynę... – kontynuowała rozeźlonym tonem. Paweł pokręcił z niedowierzaniem głową. 
        – Bartek jest dorosły, chciał się napić, to się napił! A ty sobie gdzieś poszłaś! – zawołał. 
        – No to trzeba mnie było znaleźć – zripostowała. – Ale nie miałeś kiedy, bo tak rzuciłeś się na ten alkohol, jakbyś go pierwszy raz na oczy widział... 
       – Kobieto, czy według ciebie ja bez przerwy się upijam? – prychnął. – Okej, więc raz na ruski rok napiłem się na imprezie, rzeczywiście świat się zawalił. Naprawdę nie ogarniam tego, że zachowujesz się, jakbyś była moją matką... 
        – Nie robiłabym tego, gdybyś ty nie zachowywał się jak dziecko – upomniała go suchym tonem. 
       – Rzeczywiście, najlepiej w ogóle przestańmy żyć, siedźmy w domu i jedzmy kiełki – oznajmił złośliwie, załamując ręce. Ala zmierzyła go jadowitym spojrzeniem. 
       – Słucham? – zapytała z niedowierzaniem. Paweł najwyraźniej już zamierzał odpowiedzieć coś jeszcze bardziej niemiłego, kiedy usłyszeli dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Ala przewróciła oczami. Oboje milczeli do momentu, w którym Karolina i Oskar pojawili się w drzwiach do kuchni. Wyglądało na to, że humor wcale nie dopisywał im o wiele bardziej. 
        – Hej, co się dzieje? – mruknęła Karolina, wyczuwając napiętą atmosferę. 
      – Gdzie jest Bartek? – zapytała podejrzliwie Ala, nie odpowiadając na pytanie. Karolina wzruszyła obojętnie ramionami. – Co?! Zostawiliście go tam?! – zawołała z przerażeniem. 
        – On jest dorosły... – zaczął znowu Paweł, ale natychmiast mu przerwała. 
     – Jeśli dla ciebie dziewiętnaście lat to dorosłość... Poza tym żaden z was nie jest dorosły, chociaż ty już powinieneś – oświadczyła skrajnie niezadowolonym tonem. 
        – Daj spokój, nic mu nie będzie – rzuciła Karolina, podchodząc do lodówki i wyciągając z niej sok. 
        – No jasne, upił się, nie zna miasta i został bez nikogo znajomego, ale z pewnością nic mu nie będzie – prychnęła, podnosząc swoją torebkę. – Dzwonię do niego – oznajmiła, przykładając telefon do ucha.
        – Oli też został – wtrącił cicho Oskar, na co Ala zgromiła go wzrokiem. 
        – Też mi pocieszenie – mruknęła sarkastycznie. Oskar najeżył się nieco. 
        – A co, myślisz, że Oli nie zająłby się Bartkiem w razie czego? – zapytał ze złością. 
      – Oliwer czasami nie potrafi nawet siebie odprowadzić do domu – odparła, przewracając oczami. – Nie odbiera – dodała z zaniepokojeniem. 
      – Rany boskie, przestań wszystkim matkować, ten chłopak już nie mógł w domu oddychać. Niech się wyszaleje, przecież myślisz, że po co tu przyjechał? – zapytała Karolina, najwyraźniej mając już wszystkiego dosyć. – Nie po to zwiał od matki, żeby trafić pod twoją opiekę. Daj mu żyć. – Zabrała ze sobą karton z sokiem, wyciągnęła zapalniczkę z kieszeni kurtki Oskara i skierowała się na korytarz. – Ja idę spać. Dajcie mi znać jak Bartek wróci. Jakby co masz pościelone na materacu – zwróciła się do Oskara, po czym ostentacyjnie opuściła kuchnię. Wszyscy spojrzeli po sobie. 
      – A ją co ugryzło? – zapytał Paweł, na co Oskar wzruszył ramionami z nieszczęśliwą miną. Alicja zacisnęła usta z dezaprobatą. Zapadła cisza. 


*** 


        4 października 2015 r. 

        Budzenie się było długim i bolesnym procesem. Początkowo Bartek obawiał się otworzyć oczy, postanowił więc powoli dojść do siebie z zamkniętymi. Co się, do cholery, stało? Co on sobie wczoraj zrobił? 
        Parę wspomnień było na swoim miejscu, ale gdzieś w tym wszystkim brakowało mu ciągu przyczynowo-skutkowego. Zaczęło się od koncertu. Potem była impreza. Potem wielka czarna plama. Potem rozmawiał z Oliwerem na jakimś placu zabaw, a potem znowu czarna plama. Hm. 
       Z trudem rozchylił powieki i jego wzrok padł na pęknięcie na suficie. Czuł, jakby w ustach miał pustynię, a wewnątrz jego czaszki coś łomotało. Odwrócił głowę i wciągnął głęboko powietrze, po czym próbował wypuścić je powoli, zachowując spokój. Przełknął ślinę. 
        Oliwer leżał obok niego na plecach z twarzą odwróconą w jego kierunku. Oddychał miarowo, pogrążony w głębokim śnie. Nie miał na sobie koszulki i przykryty był kocem od pasa w dół, bo Bartek najwyraźniej w którymś momencie przywłaszczył sobie całą kołdrę, którą teraz był owinięty. Bardzo starał się patrzeć na jego twarz i nigdzie indziej, ponieważ Oliwer był naprawdę ładnie zbudowany. Miał szerokie barki, płaski brzuch, więcej tatuaży niż Bartek sądził i kolczyk w miejscu, w którym nie rozumiał jak ktokolwiek mógłby chcieć mieć kolczyk. Nigdy wcześniej nie był tak blisko półnagiego mężczyzny, może nie licząc szatni przed WF-em, ale wtedy to były dzieci. Przez większość czasu Bartek myślał też o sobie jako o dziecku, za to Oliwer był bardzo... nie dzieckiem. Przez kilkanaście sekund jego głowa wypełniona była tylko tym, że chciałby wyciągnąć rękę i dotknąć jego skóry. Spodziewał się, że będzie biło od niej ciepło. Podziękował w duchu, że ma kaca, bo gdyby go nie miał prawdopodobnie byłby teraz w o wiele bardziej niezręcznym stanie. Wstrzymał powietrze, kiedy Oliwer przekręcił się nieco, wciskając twarz w poduszkę, a przykrywający go koc zjechał jeszcze niżej. Tak samo jak Bartek spał w ubraniach, co było nieco obrzydliwe, ale nie miał koszulki, dzięki czemu Bartek widział ścieżkę drobnych, jasnych włosów ginących za krawędzią jego dżinsów i rany boskie nie myśl o tym teraz
        Potrząsnął lekko głową, bardzo starając się wyrzucić ze swojej głowy fakt, że trzydzieści centymetrów od niego leży półnagi mężczyzna, który nazwał go uroczym i którego uśmiech rozświetlał całe pomieszczenia, i podniósł się do pozycji półsiedzącej, wykorzystując do tego całą swoją siłę woli. Może później pozwoli sobie pomyśleć o wszystkich tych rzeczach, które odkryłby, gdyby miał odwagę zbliżyć się nieco bardziej. Później, nie teraz, a już na pewno nie kiedy obiekt jego uwagi śpi tuż obok. To prawda, miał zasadę, że nie robił tych rzeczy myśląc o ludziach, których znał, ale chyba raz mógł zrobić wyjątek, prawda? 
        Kiedy podniósł się do pionu świat wokół niego nieco zawirował, ale za chwilę się uspokoił. Wstał powoli z łóżka, starając się nie obudzić Oliwera, i z ulgą sięgnął po stojącą na wzmacniaczu butelkę wody mineralnej. Wypił ponad połowę naraz i poczuł się odrobinkę lepiej, po czym odwrócił się i niemal dostał zawału serca. 
        – Cześć – powiedział Julian, stojąc w wejściu do pokoju i wpatrując się w niego uważnie z lekko przekrzywioną głową. Bartek zamrugał z zaskoczeniem, po czym udało mu się dojść do siebie. 
      – Cześć – odparł, czując się trochę idiotycznie. Kompletnie nie wiedział, jak rozmawia się z małymi dziećmi. Julian przez moment nie reagował, tylko się na niego gapił. – Jestem Bartek – dodał, stwierdzając, że w zasadzie chłopiec go jeszcze nie znał. 
        – Wiem – odparł. – Byłeś wczoraj na koncercie – dodał, stwierdzając fakt. Bartek pokiwał głową bez słowa. – Dlaczego śpicie razem? – zapytał Julian z autentycznym zaciekawieniem, marszcząc brwi. Bartek skupił się całym sobą na tym, żeby się nie zaczerwienić, po czym przeklął się w myślach. Nie będzie się wstydził przed cholernym pięciolatkiem! 
        – Bo tu jest mało miejsc do spania – odparł w końcu zdawkowym tonem. Julian przez chwilę zastanawiał się głęboko. 
        – Okej – stwierdził w końcu, najwyraźniej bez problemu przyjmując to wyjaśnienie. 
        Bartek przez moment zastanawiał się, co dalej zrobić. Co robi się z pięcioletnimi dziećmi? 
       – Potrzebujesz czegoś? – zapytał niepewnie, z jakiegoś powodu znowu czując się jak kretyn. – Nie wiem, jesteś... głodny? – zasugerował. 
        – Nie, już jadłem – odparł Julian, cały czas tkwiąc w jednym miejscu. Bartek westchnął. 
        – A powinienem go obudzić? – zapytał, wskazując kciukiem na nieruchomego Oliwera. Julian potrząsnął głową. 
        – Nie, niech śpi – zadecydował. – Musi iść w nocy do pracy – dodał, wzruszając ramionami. 
        – Tak? – zainteresował się Bartek. – A co robi? 
      – Upija ludzi – odparł malec beztrosko, wreszcie wchodząc do pokoju jak do swojego własnego i wskakując na łóżko obok Bartka jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Bartek spojrzał na niego z niezrozumieniem, robiąc nieco zaalarmowaną minę. – Robi im drinki – wyjaśnił chłopiec usłużnie. 
        – Aha – rzucił Bartek, nie mając pojęcia, co innego mógłby powiedzieć. – To fajnie – dodał głupio. 
        – Wcale nie – nie zgodził się Julian, kładąc się na samym środku materaca. 
        – Nie? – zdziwił się Bartek. 
        – Nie, bo powinien jeździć w trasy koncertowe. To o wiele fajniejsze niż robienie drinków. 
        Bartek pokiwał głową, w sumie się z nim zgadzając. 
        – To prawda – przyznał. Przez chwilę obaj milczeli. 
      – A ty co robisz? – zapytał Julian z zaciekawieniem. Cały czas tak zabawnie marszczył nos. Bartek poczuł, że zaczyna się powoli rozluźniać. I czuć znowu jak ludzka istota. 
        – Studiuję – odparł krótko. – Architekturę. 
        Chłopiec przez moment wpatrywał się w niego bez mrugania. 
        – Co się robi jak się studiuje architekturę? – zapytał wreszcie, brzmiąc na zafascynowanego, choć nie do końca udało mu się poprawnie wymówić ostatnie słowo.
        – Uczy się jak projektować budynki – odparł, starając się to jakoś uprościć dla dziecka. 
     – Brzmi nudno – zdecydował Julian. Bartek parsknął śmiechem. Właśnie został nazwany nudziarzem przez pięciolatka. Świetnie. – A wcześniej co robiłeś? – dodał z zaciekawieniem. 
        – Chodziłem do szkoły – odparł zgodnie z prawdą. Oczy Juliana rozszerzyły się. 
        – O! Ja też chodzę do szkoły – oznajmił, brzmiąc na nieco zbyt podekscytowanego jak na tak powszechnie nielubianą kwestię jak szkoła. Zaraz, chodził? Bartek policzył w myślach. To chyba musiał mieć więcej niż pięć lat, nie? – Czyli jesteś niewiele większy ode mnie – orzekł nadmiernie zadowolonym tonem. Bartek zaśmiał się. 
       – Niewiele. Tylko parę lat – przyznał z uśmiechem. Julian wyszczerzył wszystkie zęby, a w zasadzie nie wszystkie, bo kilku brakowało. 
       – Miałeś nie rozmawiać z nieznajomymi – dobiegł ich słaby głos z drugiej krawędzi łóżka. Bartek uniósł głowę i zobaczył bardzo rozespanego Oliwera, który kompletnie nie zmienił pozycji, ale wpatrywał się w nich ledwo rozchylonymi oczami. 
        – Ale to nie jest nieznajomy, to Bartek – zaprotestował natychmiast Julian, przekonany o swojej racji. – Leżał w twoim łóżku, więc uznałem, że jest w porządku – dodał niewinnym tonem. Oliwer zaśmiał się, chowając twarz w poduszce. Bartek zaczerwienił się. 
      – Nie każdy, kto jest w moim łóżku, jest w porządku – powiedział Oliwer, kręcąc głową z rozbawieniem. Julian zmarszczył brwi. 
        – Nie? – upewnił się, po czym wzruszył ramionami. – Okej – zgodził się bez protestów. – Czyli Bartek nie jest okej? 
        – Nie, Bartek jest okej – zapewnił go Oliwer. 
        – No, mówiłem – powiedział z zadowoleniem. – Wiedziałeś, że Bartek studiuje archite... – zawahał się przez chwilę, po czym dokończył gładko: – Projektowanie budynków? 
       – Naprawdę? – zdziwił się Oliwer, unosząc brwi. – Bo się dużo uczył. Jak będziesz brał z niego przykład, też będziesz studiował architekturę. 
   – Nie chcę – oświadczył Julian, kręcąc głową. Bartek przypatrywał mu się z uśmiechem. Oliwer zerknął na niego porozumiewawczo, po czym skierował swoją uwagę z powrotem na chłopca. – Z kogo powinienem brać przykład, żeby zostać gwiazdą rocka? – zapytał podstępnie. 
     – To podchwytliwe pytanie – oświadczył natychmiast Oliwer. – Z Briana Maya – dodał po chwili zastanowienia. Bartek spojrzał na niego, unosząc brwi. – No co? To jedyny rockman, który nie pije, nie ćpa i jest wierny żonie, a poza tym jest astrofizykiem i wegetarianinem – wyjaśnił. – Taką gwiazdą rocka możesz być. 
        Julian nieco się naburmuszył, ale Oliwer zignorował go, przenosząc uwagę z powrotem na Bartka. 
        – Żyjesz? – zapytał nieco złośliwie, na co Bartek zmierzył go krzywym spojrzeniem. 
        – Powiedzmy – odparł zmęczonym tonem. – Sorry, że tak zasnąłem... 
        – Spoko – mruknął Oliwer. – Która godzina? 
       Bartek sięgnął po swój leżący gdzieś w pościeli telefon i odblokował go. Miał kilka nieodebranych połączeń o swojej siostry, ale chwilowo je zignorował. 
        – Przed jedenastą – odparł. Oliwer skrzywił się, ale pokiwał głową. 
       – Pola zrobiła ci śniadanko zanim wyszła? – Julian przytaknął entuzjastycznie. – Okej – rzucił, najwyraźniej nie chcąc jeszcze za bardzo wstawać. Jego siostrzeńcowi niezbyt się to spodobało. 
     – A pójdziemy gdzieś dzisiaj? – zamarudził, przysuwając się do niego i praktycznie na nim kładąc. Oliwer odepchnął go żartobliwie. 
        – A gdzie chcesz iść? – wymamrotał, po czym dodał: – Ej, odsuń się. Naprawdę nie chcesz, żebym teraz na ciebie chuchnął. 
        – Nad rzekę! – zawołał Julian, kompletnie go ignorując. 
        – Ale pada – zauważył Oliwer znaczącym tonem. 
        – To co? – zapytał, niezrażony. 
     – To zmokniemy – odparł, przewracając oczami. Przez chwilę patrzył na Juliana z rezygnacją. – No dobra, ale za jakąś godzinkę, okej? Daj mi chociaż wziąć prysznic – poddał się, powoli wstając do pozycji siedzącej. – Ej, wiesz co zrób? Wstaw wodę na kawę – rozkazał. Julian spojrzał na niego krzywo. – No, mówię ci, wstawianie wody jest super. Raz, raz – dodał przekonującym tonem. Chłopiec przewrócił oczami, ale posłusznie się z niego zwlókł i pobiegł do korytarza. Oliwer westchnął z ulgą, a Bartek roześmiał się. 
        – Sorry, zgotował ci pobudkę? – zapytał, siadając na łóżku po turecku i spoglądając na Bartka przepraszająco. 
        – Nie, tylko prawie zawał serca – odparł beztrosko, uśmiechając się. 
       – A, tak, ma tendencję do pojawiania się znikąd – przyznał Oliwer, parskając śmiechem. – Chcesz kawy? Albo coś do jedzenia? – dodał. 
        – Kawy może tak... ale chyba nie będę jadł. Jakoś zaraz będę się zbierał – stwierdził Bartek niezdecydowanym tonem. – Moja siostra już pewnie jest bliska eksplozji. 
        – Jakby co to zwal wszystko na mnie – poradził mu. 
        – Lubisz wychodzić na tego złego? – zapytał Bartek, unosząc brew. Oliwer wzruszył ramionami. 
       – I tak zawsze tak jest, więc czemu nie? – rzucił z uśmiechem, po czym wstał z łóżka i wyszedł z pokoju. Bartek desperacko próbował nie gapić się na jego plecy, ale to nie było takie proste. To były naprawdę ładne plecy. Nie za blade, ale też nie zbyt opalone. Całkiem umięśnione. Naprawdę ładne. 
       Gdyby dał się przyłapać na gapieniu to chyba zapadłby się pod ziemię, więc otrząsnął się i ruszył za nim. Wcześniej nie widział całego mieszkania, ale kuchnia było nieco mniej zabałaganiona niż poprzedniego wieczora, więc ktoś najwyraźniej w niej posprzątał. Drzwi balkonowe były otwarte, a Oliwer zajął się przygotowywaniem kawy i jednoczesnym myciem zębów. 
      – Chcesz coś do przebrania? – zapytał po tym, jak wypluł pastę do zlewu, wręczając Bartkowi parujący kubek. Bez słowa pokręcił głową, więc Oliwer zabrał swoją kawę i wyszedł na balkon, wyciągając papierosa i odpalając go. Rany, czy to była pierwsza rzecz, jaką robił rano? 
        Bartek już miał go o to zapytać, ale zauważył, że chyba do kogoś dzwonił. Wzruszył ramionami i usiadł przy kuchennym stole, a za chwilę pojawił się obok niego Julian. 
      – Pójdziesz z nami? – zapytał z nadzieją, łapiąc Bartka za rękaw, żeby zwrócił na niego uwagę. Spojrzał na niego z góry z uśmiechem. 
        – Chyba nie... muszę wracać do domu – odparł. 
        – Dlaczego? – zasmucił się Julian. Bartkowi z jakiegoś powodu zrobiło się cieplej na sercu. 
        – Bo mam jutro zajęcia, muszę się przygotować – wyjaśnił, mimo że to wcale nie była prawda. 
        – Och – westchnął Julian. – No dobra... Jakbyś zmienił zdanie, to będziemy nad rzeką. Ja będę się bawił z psami, a Oli będzie pisał – poinformował go konkretnym tonem. Bartek zdusił w sobie śmiech. Ten dzieciak był naprawdę rozczulający. 
        – Tak? A co będzie pisał? – zapytał z tak wielkim zainteresowaniem, jakiego używa się w rozmowie z małym dzieckiem. 
        – Teksty piosenek – odparł Julian zupełnie jakby to było oczywiste. 
        – No tak. A ty będziesz się bawił z psami, tak? Chciałbyś mieć psa? – dodał. 
       – Tak, ale nie mogę, bo tu nie ma dla niego miejsca – oświadczył smętnie Julian. Bartek rozejrzał się i nie mógł się nie zgodzić. 
        – Ja też nigdy nie miałem psa – wyznał. 
        – A chciałeś? 
        – Bardzo. 
        Julian westchnął ze zrozumieniem w taki sposób, jaki dzielili ten sam tragiczny los. Bartek znowu musiał siłą powstrzymywać się przed parsknięciem śmiechem. 
        – Dobra, mały, weź swoje mangi i przygotuj się psychicznie do wyjścia, a ja idę się doprowadzić do ludzkiego stanu – polecił Oliwer, wchodząc z powrotem do środka. Bartek wziął jeszcze jeden łyk kawy, po czym wstał szybko. 
        – Dobra, to ja już idę i wam nie przeszkadzam... – zaczął, ale Oliwer całkowicie zignorował jego niezręczny ton. 
       – Okej. Jakbyś ogarnął się w domu i chciał do nas dołączyć to zapraszamy – rzucił z uśmiechem, wychodząc do korytarza i wyciągając z szafki ręcznik. 
       – Eee... no dobra – odparł Bartek, uśmiechając się nieśmiało. – Ale nie wiem, czy nie będę musiał czegoś robić w domu... – wykręcił się idiotycznie tak na wszelki wypadek. Oliwer uniósł brwi. 
       – Jest niedziela. Nikt nie ma planów na niedzielę – oznajmił, zupełnie jakby to było coś oczywistego. – Poza tym przestaje padać. Możemy też porobić coś później. Wypić piwko, pójść na siłownię, zaplanować zamach, obalić rząd? – wymienił bardzo szybko takim tonem, jakby coś reklamował. Bartek wybuchnął śmiechem. – Mogę ci też poczytać poezję erotyczną mojego własnego autorstwa. Nie? – zapytał, kiedy Bartek jednocześnie parsknął śmiechem, zaczerwienił się i zakrztusił kawą. – To spadaj wypełniać domowe obowiązki – polecił z szerokim uśmiechem. Bartek zauważył, że śmiały się też jego oczy. I, jak już wcześniej zauważył, cały korytarz. Pokręcił głową z niedowierzaniem. 
      – Tą poezją erotyczną prawie mnie przekonałeś – rzucił pozornie obojętnym tonem, zgarniając swoją kurtkę z wieszaka. Oliwer uniósł głowę z zainteresowaniem. 
       – O, wiedziałem, że za tymi okularami kryje się perwersyjny umysł – stwierdził, poruszając sugestywnie brwiami, a Bartek zdążył jeszcze demonstracyjnie przewrócić oczami, zanim Oliwer zniknął za drzwiami łazienki. Parsknął śmiechem głównie po to, żeby ukryć swoje zmieszanie. 
       – Nie słuchaj go – rzucił rozkazującym tonem do Julka, który właśnie wyszedł z pokoju Oliwera niosąc w rękach jakieś trzy książki. Chłopiec spojrzał na niego pytająco, a po chwili wzruszył ramionami. 
        – Nie słucham – odparł poważnie, po czym dodał konspiracyjnym tonem: – Ale nie mów mu o tym. 
        Bartek znowu zaśmiał się pod nosem. 
        – Trzymaj się, mały – rzucił cicho, wyciągając rękę i głaszcząc dzieciaka po włosach, po czym wyszedł na klatkę i zamknął za sobą cicho drzwi. 
      Wracając Bartek z jakiegoś powodu czuł się przepełniony energią. Resztki jego kaca zniknęły i teraz był po prostu bardzo głodny, ale mimo to szedł dwa razy szybciej niż zwykle. Założył słuchawki i włączył „Zimę” Vivaldiego, a kiedy zamykał oczy tylko trochę wyobrażał sobie, że to Oliwer grał. Postanowił nie oddzwaniać do swojej siostry, biorąc pod uwagę, że za chwilę się z nią zobaczy. Czuł się wyjątkowo dobrze z samym sobą. Wracał do domu z imprezy w południe następnego dnia. Wypił wczoraj ogromną ilość alkoholu i włóczył się z praktycznie nieznajomym gościem po całym mieście, a następnie obudził się obok wspomnianego nieznajomego (okej, to brzmiało o wiele bardziej ekscytująco niż było w rzeczywistości). Czy nieznajomy znowu z nim flirtował? O tym Bartek nie był przekonany, ale jeśli tak to był prawie pewien, że odpowiedział tym samym. Tak czy inaczej to nie było coś charakterystycznego dla niego. Bartek zwyczajnie nie robił takich rzeczy, a mimo to stwierdził, że to było... okej. Nawet więcej niż okej. 
        Dotarł do swojego bloku, wdrapał się na trzecie piętro i po cichu przekręcił klucz w zamku. Na początku wydawało mu się, że było pusto, ale niemal natychmiast w korytarzu pojawili się Karolina i Oskar, a zaraz za nimi Ala i Paweł, który zaczął klaskać. 
       – No, no, powrót z imprezy w południe... Nie wiedziałam, że masz to w sobie – oświadczyła Karolina z szerokim uśmiechem. Bartek spuścił głowę, zażenowany. – Nawet mi to się bardzo rzadko zdarza – dodała ze zdumieniem. 
        – Dobra, dobra, nie róbmy z tego większego wydarzenia niż jest w rzeczywistości – poprosił, wzruszając ramionami. 
       – Czy mógłbyś mi powiedzieć, gdzieś ty się włóczył do tej pory? – zapytała Alicja, unosząc wyczekująco brwi. Bartek bardzo próbował nie dać się zastraszyć jej groźnemu spojrzeniu. 
        – Nie no, wyszliśmy stamtąd koło piątej, ale potem jeszcze trochę łaziliśmy po mieście – wyjaśnił, choć to wcale nie brzmiało tak dobrze wypowiedziane na głos jak w jego myślach. – A potem poszliśmy do Oliwera, bo było bliżej... 
        – Do Oliwera? Serio? – powtórzyła Ala, krzyżując ręce na piersi. 
        – O, jakie najlepsze przyjaciółki się zrobiły – skomentował Paweł, parskając śmiechem. 
        – No widzicie, mówiłem – rzucił Oskar, wzruszając ramionami.
        – A teraz sorry, ale naprawdę muszę się umyć – oznajmił Bartek, przepychając się pomiędzy nimi w stronę swojego pokoju. 
        – Żeby tylko nie weszło ci to w nawyk – powiedziała jeszcze Ala cichym głosem, sprawiając wrażenie zaniepokojonej. Bartek rzucił jej spojrzenie mówiące: „mam wszystko pod kontrolą”. 
        – Jesteś głodny? – zawołała Karolina z kuchni. – Bo chyba pójdziemy do jakiegoś wege baru albo gdzieś! 
      – Umieram z głodu! – odkrzyknął, po czym dodał już normalnym tonem, wchodząc do korytarza. – A później może będę szedł nad Wisłę, więc przydałoby się coś zjeść przed tym. 
        – Z Olim? – upewniła się Karolina nieco dziwnym tonem. 
     – No. I z Julkiem – odparł spokojnie. W końcu... został zaproszony, prawda? Miał cholerną nadzieję, że to nie był żart. Podobnie jak miał nadzieję, że to o poezji erotycznej to był żart. 
     Po tym, jak jej brat poszedł pod prysznic, Karolina stała jeszcze przez chwilę w bezruchu w kuchni, próbując zrozumieć targające nią emocje. Wiedziała, że to było absurdalne, ale po prostu nigdy, nawet w najbardziej idiotycznych snach nie spodziewała się, że kiedykolwiek znajdzie się w sytuacji, w której ze wszystkich ludzi na świecie będzie zazdrosna o Bartka.

_________________________________________________________________________________
* Snow Patrol – "Take back the city"

9 komentarzy:

  1. Cudne, szkoda że trzeba będzie poczekac troche dłużej ale co tam. Jescze nie wiem, który z bohaterów pociąga mnie najbardziej ale podobaja mi sie wszyscy:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To okropne uczucie, kiedy widzi się zakończenie rozdziału ;-;
    Puściłam sobie "Zimę" Vivaldiego. Bartek, serio? To naprawdę nie jest muzyka adekwatna do tego cudownego poranka...
    Co do Oliwera - gdzie jest ten przeklęty kolczyk? Strasznie mnie to nurtuje.
    Naprawdę polubiłam Oliwera. No i znowu poczułam ten wspaniały klimat z początku "Zejdź na ziemię"!
    Zyczę masy weny i czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież Vivaldi jest cudowny! Chyba Bartek odziedziczył moją obsesję na punkcie muzyki klasycznej...
      Co do kolczyka to pozostanie słodką tajemnicą jeszcze przez chwilę ;)
      Nie jestem pewna, czy to klimat "Zejdź na ziemię". Dla mnie to klimat beztroskiej młodości. I też za nim ostatnio tęsknię.

      Usuń
  3. Już uwielbiam to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Już uwielbiam to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przychodzi mi do głowy żaden konstruktywny komentarz, ale chciałam zostawić jakiś. Więc zostawiam. Czekam na ciąg dalszy! :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    szkoda, że nie wyznał, Karolina nic nie zauważa, a ten tekst mój bratnie jest, a właśnie jest, pierwsza imprezka Bartka i już wraca w południe, a Karolina ni cóż teraz to chyba będzie obserwować Bartka i Olivera...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    szkoda, że jednak nie wyznał, Karolina w ogóle nic nie zauważa, a ten tekst, mój brat nie jest a właściwie jest, pierwsza imprezka Bartka i już wraca w poludnie :) Karolina chyba teraz to będzie obserwować i Olivera i brata...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    barzo szkoda, że jednak nie wyznał, Karolina jest tak zaślepiona, że nic nie zauważa, a ten tekst, mój brat nie jest a właściwie jest, bardzo mi sipodobał, pierwsza imprezka Bartka i już wraca w poludnie :) Karolina teraz to będzie obserwować i Olivera i brata...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń