7/03/2016

Rozdział VII: Troje idiotów w łazience

        Cześć, Słoneczka. Pryskam sobie jutro nad morze – nie wiem, na jak długo, aż mi się nie znudzi – licząc na to, że szum morza i zimne piwko pomogą mi w pisaniu magisterki (taa, jasne). Ktoś w komentarzach napisał, żebym pisała Kontrapunkt w przerwach pomiędzy pracą – ja raczej piszę pracę w przerwach pomiędzy Kontrapunktem. I to właśnie próbuję zmienić. 
      Tak czy inaczej wrzucam rozdział już teraz, przed wyjazdem. Następny – pewnie po przyszłym weekendzie. Nie jestem w stanie przestać pisać nawet na chwilę, taki mam cudowny flow, ale będę musiała się trochę zmusić. Mam napisaną już ponad połowę następnego rozdziału, więc bardzo możliwe, że w którymś momencie w przyszłym tygodniu wkurzę się, zamknę dokument z magisterką i po prostu go dokończę i opublikuję. No ale zobaczymy.
      Dziękuję ślicznie za wszystkie komentarze i zapraszam do dalszego czytania. Oczywiście wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, ale czyż nie zawsze tak jest? Dajcie znać, co sądzicie i trzymajcie się ciepło.




Rozdział VII

Troje idiotów w łazience




        "Oh simple thing, where have you gone
        I'm getting old and I need something to rely on
        So tell me when you're gonna let me in
        I'm getting tired and I need somewhere to begin

        And if you have a minute why don't we go
        Talk about it somewhere only we know
        This could be the end of everything
        So why don't we go
        Somewhere only we know?"*


         13 listopada 2015 r.

        To był jeden z dni, podczas których Natalia mówiła alkoholowi „okej”. Wyznaczyła sobie bardzo wyraźne granice: trzy dni w tygodniu, nie mniej, ale też absolutnie nie więcej. Uważała się za na tyle dojrzałą, żeby mieć świadomość tego, gdzie kończy się zabawa, a gdzie zaczyna problem. Mimo wszystko jednak była studentką, a studenci tym właśnie się zajmowali. Jeśli teraz będzie miała wyrzuty sumienia z powodu dobrej zabawy to czy kiedykolwiek w jej przyszłym życiu one znikną? 
        – Ej, Natalia! – zawołał gość, który mieszkał z nią w akademiku i chyba miał na imię Jacek, wychylając się zza drzwi do salonu (o Boże, czyje to było mieszkanie...? Maćka? Marka? Jakiegoś gościa na „M”... prawdopodobnie). – Studiujesz medycynę, nie?
      Natalia zamknęła oczy i natychmiast tego pożałowała, gdy otaczający ją świat, którego nawet nie widziała, zaczął wirować. Mimo, że był listopad i był to dopiero jej pierwszy rok na uniwersytecie, doskonale wiedziała, do czego to prowadziło. Dlaczego wszystkim studentom wydawało się, że osoby, które w przyszłości zostaną lekarzami, są w stanie naprawić każdy ich problem, jednocześnie nie donosząc o nim ich rodzicom? Cóż, być może dlatego, że była to prawda. To się chyba nazywało studencka solidarność. Albo coś w tym rodzaju. 
        Naprawdę powinna tym hipokry... hipokratom... tym idiotom przemówić do rozumu. 
       – Nie – odparła, potrząsając głową. – Nie studiuję medycyny. – Nawet w jej własnych uszach nie brzmiało to przekonująco. – Studiuję... filologię angielską – oświadczyła pewnie, nieco dumna z faktu, że tak długo udało jej się nie zapomnieć, na jaki temat rozmawiają. Facet, który być może był Jackiem, zupełnie tego nie kupił.
     – Cóż... to po prostu trochę popieprzone... Słuchaj, nie znam się na takich rzeczach, a nie chcę, żeby on się udusił, więc mogłabyś spróbować coś zrobić. To dla ciebie dobry trening! – dodał Jacek zupełnie niepotrzebnie podniesionym głosem, bo właśnie usiadł na kanapie tuż obok przyszłej pani doktor, która w odpowiedzi skrzywiła się.
       – Właśnie dlatego powinnam to robić tylko z ludźmi ze swojego roku – wymamrotała do siebie, po czym w końcu z trudem podniosła się na nogi i skierowała w stronę drzwi mając świadomość tego, że Jacek podąża za nią.
      – Ej, laska, nie obchodzi nas twoje życie seksualne! – zawołał ze śmiechem ktoś, kto wcześniej opierał się o kanapę i kogo Natalia nigdy wcześniej nie widziała na oczy. Idioci. Wszyscy. 
      Kiedy przeszli przez kilka pomieszczeń pochodzący z gigantycznych głośników irytujący bit w końcu ucichł, dzięki czemu zaczęło udawać jej się odnajdywać w swoich myślach jakiś sens. 
        – Słuchaj, Natalia – zaczął nerwowo „być może Jacek”. – Znasz moją dziewczynę, Agę, nie? – Nie. Natalia potrząsnęła głową i skrzywiła się na ból, jaki wywołał ten niewinny gest. Gość zmieszał się. – To nie wiesz, czyja to chata? – Och. Natalia mogłaby przysiąc, że to mieszkanie należało do faceta. Mimo to pokiwała głową, zupełnie jakby od początku podejrzewała, że są w domu Agi. – Tak czy inaczej... jej siostra zajmuje się różnymi... rzeczami – wyjaśnił niezręcznie „Jacek”. Natalia oparła się o ścianę, próbując się skupić.
        – Rzeczami? – powtórzyła niepewnie.
        – No wiesz... – Facet rzucił jej znaczące spojrzenie. – Nielegalnymi rzeczami. 
        – O Chryste, czy ty mówisz o narkotykach? – jęknęła Natalia, przecierając ze zmęczeniem oczy. 
      – Dobra, nie udawaj już takiej świętej. – „Jacek” spojrzał na nią spode łba. – Po prostu zrób coś, żeby nie musiał jechać do szpitala. Jej rodzice zwariowaliby, gdyby się dowiedzieli. 
        – Jeszcze raz, kim jest „ona”? – zapytała rozkojarzonym tonem, próbując nadążyć za konwersacją.
        – Po prostu zrób, co możesz – wymamrotał zniecierpliwionym tonem, popychając ją w stronę łazienki. 
       Kiedy zatrzasnął za nią drzwi, Natalia oparła na moment czoło o zimne kafelki. Wirowanie w jej głowie nieco ustało, a chłód zadziałał na nią uspokajająco. Gdy w końcu zmusiła się do otworzenia oczu, odkryła, że na brudnej podłodze obok ubikacji leży facet na oko niewiele starszy od niej, nieco zbyt chudy i z szopą jasnobrązowych włosów. Całe pomieszczenie śmierdziało wymiocinami. 
        Natalia westchnęła, ale nagłe poczucie obowiązku i dumy ze swojej przyszłej profesji kazało jej zbliżyć się do nieszczęśnika i uklęknąć obok niego. Skrzywiła się i dla równowagi chwyciła muszli klozetowej, wewnętrznie wzdrygając się z obrzydzenia. Facet nie zareagował. 
      – Kurwa – wymamrotała, przyciskając dwa palce do jego szyi. Wyczuła puls. W jej opinii był nieco za szybki, ale całkiem w porządku. – Okej... – Wyciągnęła rękę, chwytając przewieszoną przez umywalkę szmatkę i przy okazji przewracając kilka produktów kosmetycznych. – Szlag! – zaklęła pod nosem, podnosząc się i próbując uspokoić swój żołądek, by nie zrobić tego samego co ćpun na podłodze, po czym podłożyła ścierkę pod kran.
      Delikatnie odsunęła faceta od ubikacji, po czym przewróciła go na plecy i przez chwilę przyglądała się jego twarzy. W końcu sięgnęła po mokrą szmatkę i z żołądkiem w gardle wytarła wymiociny z okolic jego ust. 
        – Jesteś moim dłużnikiem – wymamrotała. – Nie wiem, jak chcesz się za to odwdzięczyć.
      Czy powinna położyć go w bezpiecznej pozycji? Chyba tak, jeśli będzie leżał na plecach, może zadławić się wymiocinami. Rany, kompletnie niczego nie była pewna. To było tyle jeśli chodziło o kompetencje do pomagania ludziom.
     Dopiero ten ruch nieco ją otrzeźwił. Po raz pierwszy robiła to, kiedy jej partner nie starał się ze wszystkich sił utrzymać zamkniętych oczu i nie chichotać. Zupełnie nagle zdała sobie sprawę z powagi sytuacji, co sprawiło, że skupienie zaczęło przychodzić jej znacznie łatwiej. 
     Kiedy już udało jej się przewrócić go na bok, podniosła się z trudem na nogi i opłukała twarz, a następnie zwymiotowała obficie, na szczęście prosto do muszli. 
        Kurwa!
     Przez jakieś dwadzieścia minut Natalia stała oparta o zimną ścianę, nie będąc w stanie otworzyć oczu i wsłuchując się w nierówny oddech swojego nieświadomego towarzysza, aż w końcu do jej uszu dotarł dźwięk otwieranych na oścież drzwi. Z trudem otworzyła oczy i przez chwilę gapiła się w bezruchu na stojącego w wejściu faceta. Był dosyć wysoki, miał krótko przystrzyżone jasne włosy i bardzo niebieskie oczy, a ubrany był w czarną bluzę z kapturem.
        Natalia potrząsnęła głową, po czym wskazała ręką na wciąż nieprzytomnego chłopaka. 
      – Czy to twoje? – zapytała zachrypniętym i nieco drżącym głosem. – Ponieważ jeśli tak, wisisz mi... – Co takiego mogłaby chcieć? – ...chrupki serowe!
        Gość jedynie uniósł wątpliwie brew, nie zaszczycając jej odpowiedzią, po czym wszedł do łazienki i zatrzasnął za sobą drzwi. 
        – Kim jesteś? – zapytał cicho. 
      – Idiotką, która kiedyś zostanie lekarzem – odparła lekkim tonem, wciąż na wszelki wypadek nie odrywając się od ściany, mimo że wirowanie w jej głowie w większości ustało. – Kim ty jesteś? 
     – Idiotą, któremu ten idiota zwinął dragi – odparł beznamiętnie, po czym ze znudzoną miną pochylił się nad ćpunem i sprawdził, czy oddycha.
        Och.
       – Cóż, jeśli ci to pomoże... – Natalia miała wrażenie, jakby jej własny głos dochodził z oddali. – ...to nie sądzę, żeby zbyt dobrze się dzięki nim bawił.
        Chłopak na chwilę przerwał swoje działania, spoglądając na nią z ledwie dostrzegalnym uśmiechem. 
        – Trochę pomogło – przyznał.
        Po kilku minutach wyprostował się, wpatrując się krytycznie w leżące na podłodze ciało. 
        – Jak długo był nieprzytomny? – zapytał beznamiętnie. – To mój... znajomy – dodał takim tonem, jakby znajomość z tą osobą była dla niego osobistą urazą.
        – Zanim się tu pojawiłam – odparła cicho Natalia. – Wygląda na to, że wymiotowanie szło mu całkiem nieźle. 
        – Niezbyt zaskakujące. 
        – Więc nie lubisz go? – wypaliła prosto z mostu, co prawdopodobnie było spowodowane krążącym w jej żyłach alkoholem, po czym zupełnie nagle znalazła się pod ostrzałem pary przeszywających niebieskich oczu. 
        – Dlaczego tak sądzisz? – zapytał pozornie niewinnym tonem.
       – Parę minut temu pozwoliłeś jego głowie uderzyć o wannę – zauważyła, nie sprawiając wrażenia zbyt przejętej. Tym razem w jego oczach pojawiło się coś na kształt aprobaty. 
       – Nie, nie lubię go – przyznał. – Jednak lubię to, co będzie musiał dla mnie zrobić w ramach zadośćuczynienia. Może okazać się przydatny. Chce zostać maklerem.
     – W takim razie nie sądzę, żeby coś się stało, jeśli pozwolisz jego głowie uderzyć w coś jeszcze – oznajmiła, na co facet autentycznie zachichotał. Najwyraźniej nie był aż takim twardzielem, za jakiego próbował uchodzić.
        – Jak się nazywasz, skarbie? – zapytał, zmieniając temat.
        – Natalia – odparła wyzywającym tonem, niezbyt zadowolona z bycia nazywaną „skarbem” przez obcego faceta. 
        – Jestem Oskar – przedstawił się, mimo że Natalia wcale o to nie prosiła. – I jak dużo wypiłaś? 
        – Tylko troszeczkę – przyznała, w końcu się uśmiechając. – Teraz, kiedy się tu pojawiłeś i przejąłeś dowodzenie, nie czuję już, że muszę być tak bardzo trzeźwa.
    – Uważasz, że bezpiecznie jest być nietrzeźwym przy obcych ludziach? – wymamrotał pod nosem Oskar, brzmiąc na rozbawionego, po czym uniósł głowę, tym razem zwracając się bezpośrednio do niej: – Impreza się skończyła, nikogo już nie ma. Jak nie chcesz wracać sama do domu, możesz się z nami zabrać i przy okazji pomóc ogarnąć tego tutaj – oznajmił, wskazując podbródkiem na nadal leżącego na ziemi faceta, po czym wyciągnął z kieszeni komórkę i przyłożył ją do ucha. Natalia przeniosła spojrzenie z Oskara na nieprzytomnego faceta, którego nagle zrobiło się trzech. 
      – Jasne – rzuciła, zanim zdążyła się rozmyślić, jednak Oskar chyba tego nie usłyszał, bo osoba, do której dzwonił, właśnie odebrała.
        – Hej, słuchaj, potrzebuję pomocy – powiedział przyciszonym tonem do telefonu. – Mój... znajomy podpierdolił mi dragi i nie ma z nim żadnego kontaktu, muszę go jakoś przetransportować. Jesteś trzeźwy? – zapytał konkretnie, po czym przez chwilę słuchał swojego rozmówcy i w końcu odetchnął. – Okej, to dobrze. Przyjedziesz po nas na Hutę? Dzięki – rzucił, po czym rozłączył się, nie czekając na odpowiedź. 


***


       – Jest piątek, a ty nie poszedłeś na imprezę – oświadczył Julian, stając na palcach, żeby dosięgnąć do półki. Oliwer zmierzył go rozbawionym spojrzeniem. Nadal czasami zdumiewało go, jak inteligentny był ten dzieciak i jak bardzo chłonął wszystko, co się wokół niego działo. 
       – Z tobą mam najlepszą imprezę – odparł bez wahania, po czym odwrócił się przez ramię. – Czy jest jakiś konkretny powód, dla którego wysypujesz mąkę na stół? – zapytał poważnym tonem, unosząc brew. Julian wzruszył ramionami. 
        – Robię wzorki – oznajmił, zupełnie jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. 
        – Okej – zgodził się Oliwer dla świętego spokoju. – Rób wzorki, tylko nie wysyp za dużo, bo musi wystarczyć na naleśniki. Jak zrobisz ładne, to zrobimy zdjęcie – obiecał, na co chłopiec przygryzł wargę z determinacją. Oli potrząsnął głową ze śmiechem, po czym usłyszał dzwonek swojego telefonu. – Nie idź nigdzie, okej? – polecił Julianowi, wychodząc z kuchni i wyciągając z kurtki swoją komórkę.
        – Halo? 
        – Hej, słuchaj, potrzebuję pomocy – usłyszał głos Oskara i natychmiast przewrócił oczami, nastawiając się na najgorsze.
        – Co się stało? – zapytał beznamiętnie. 
        – Mój... znajomy podpierdolił mi dragi i nie ma z nim żadnego kontaktu, muszę go jakoś przetransportować. Jesteś trzeźwy? – powiedział szybko Oskar. Oli przymknął na chwilę oczy. Szlag.
      – Tak, ale mam Juliana. Poli nie ma, ale... dobra, coś wymyślę – obiecał niechętnie, ściszając nieco głos. Miał wrażenie, że Oskar odetchnął z ulgą. 
        – Okej, to dobrze. Przyjedziesz po nas na Hutę?
        – Tak – odparł krótko Oli. 
        – Dzięki – rzucił Oskar, po czym rozłączył się.
     W co ten idiota się wpakował? Cóż, wypyta go później, na razie musiał znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. Opuścił dłoń z telefonem, przez moment bijąc się z myślami, po czym zerknął ukradkiem do kuchni, przyglądając się skupionemu Julianowi. Pola nie wchodziła w grę... Kuba, jego gitarzysta? Nie no, nie było możliwości, żeby potrafił zająć się siedmiolatkiem. Swojej matki nawet nie brał pod uwagę, pewnie leżała gdzieś zapita. Wszystkich innych Julian albo nie znał, albo nie lubił. Za wyjątkiem... 
        Westchnął, po czym niechętnie ponownie odblokował komórkę, wyszukując numer w książce telefonicznej. Bardzo nie chciał tego robić, ale czuł, że nie ma wyjścia. Szlag by to. 
       Sygnał ciągnął się w nieskończoność, a Oli próbował udawać, że wcale nie miał serca w gardle, a jego oddech wcale nie był przyspieszony. Kurwa, już było dobrze, a teraz on znowu to wszystko rozbebeszy. Właśnie zamierzał się rozłączyć i zacząć obmyślać inny plan, kiedy usłyszał niezbyt zadowolony głos. 
       – Znowu dzwonisz sobie tak po prostu? – zapytał ostro Bartek. Oli wciągnął głęboko powietrze.
      – Nie, słuchaj, poczekaj... – zaczął, z góry zakładając, że Bartek za chwilę się rozłączy. Wcale by mu się nie dziwił. – Jesteś w domu? Jesteś... zajęty? – zapytał niepewnie na początek. 
       – Nie tak bardzo, a co? – odparł Bartek nieco wyniosłym tonem. 
      – Słuchaj, mógłbym podrzucić do ciebie Juliana? – wypalił Oliwer, postanawiając zapytać prosto z mostu. – Zająłbyś się nim przez jakiś czas? 
       Bartek przez chwilę chyba był tak zaskoczony, że nie wiedział, co odpowiedzieć. 
      – Julianem? – powtórzył głupio, jakby nie do końca to do niego dotarło. – Daj spokój, Oli, nie mam... – Bartek sam nie wiedział, dlaczego automatycznie zaczął się wykręcać i poczuł lekkie ukłucie winy, bo może to było ważne? 
       – Nie, czekaj... naprawdę nie mam z kim go zostawić – przerwał mu Oliwer nieco zdesperowanym tonem. – Poli nie ma, a ja muszę jechać pomóc Oskarowi. Proszę, Bartek... nie zaufam z nim nikomu innemu – wyznał z zażenowaniem.
     Bartkowi po drugiej stronie trochę ścisnęło się serce i przymknął oczy. To nie było tak, że nie chciał zostać z Julianem, uwielbiał tego dzieciaka, po prostu miał nadzieję, że nie będzie miał już do czynienia z Oliwerem. Najlepiej w ogóle. Ostatecznie jednak jego serce wygrało. 
       – Okej – wyrzucił z siebie. – W takim razie przywieź go. Ale Oli... – zaczął, wahając się nieco. – Robię to tylko dla Julka. Wiesz? 
        – Wiem – wydusił z siebie Oliwer. – Dzięki. Za chwilę u ciebie będę. Jestem twoim dłużnikiem – dodał z determinacją. 
        – Niczego od ciebie nie chcę – uciął Bartek suchym tonem, przez co Oliwer poczuł się, jakby dostał w twarz. 
       – Dobra, jak uważasz – mruknął z irytacją, po czym rozłączył się i oparł głowę o ścianę, przymykając na chwilę oczy. Kurwa. Bycie nienawidzonym przez kogoś, kogo się lubiło było gównianym uczuciem.


***


        Wynoszenie nieprzytomnego gościa z łazienki znacznie otrzeźwiło Natalię. W momencie, gdy wspólnie udało im się zatargać go do przedpokoju, zaczęła docierać do niej cała sytuacja: oto była w nieznanej jej części miasta, w którym mieszkała zaledwie od miesiąca, odcięta od swoich przyjaciół i w towarzystwie dwóch ćpunów, z czego jeden był nieprzytomny. Zdecydowanie nie tak planowała zakończyć tę noc. 
        Poszła do łazienki, żeby przemyć twarz i przepłukać usta, a to, jak trzeźwa dzięki temu się poczuła było dla niej szokującym doznaniem. Kiedy wróciła do korytarza zastała tam nie tylko Oskara i jego nieprzytomnego kolegę, ale również jakiegoś obcego faceta. No cóż, Oskar też przecież był dla niej obcym facetem. Ten nowy był jeszcze wyższy od Oskara i podobnie jak on miał niebieskie oczy i jasne włosy, choć nieco dłuższe, a ubrany był w skórzaną motocyklową kurtkę. Rozmawiali właśnie przyciszonymi głosami, ale głowa tego drugiego uniosła się gwałtownie, kiedy tylko Natalia weszła do pomieszczenia. 
     – A to kto? – zapytał, zerkając na nią podejrzliwie. – Naprawdę chcesz jeszcze kogoś w to mieszać? – dodał, tym razem zwracając się do Oskara. 
        – To Natalia. Daj spokój, pomogła – mruknął Oskar, brzmiąc na nieco urażonego. – Natalia, to mój brat, Oliwer.
        Natalia jedynie kiwnęła bez słowa głową, bo ten drugi – Oliwer – z jakiegoś nie wydawał się zachwycony jej obecnością.
        – Dobra, bierz go – polecił Oliwer, chwytając nieprzytomnego gościa pod ramiona i wskazując na jego nogi. Razem z Oskarem wynieśli go na zewnątrz, a Natalii nie pozostało nic poza pójściem za nimi.
       – Nie pokazuj im się na oczy przez jakiś czas, okej? – szepnął Oliwer, kiedy wtaszczyli ćpuna do samochodu, po czym przyjrzał mu się krytycznie. – Będzie żył – orzekł beztrosko. 
        – Widzę, że jesteś specjalistą – mruknęła pod nosem Natalia i natychmiast znalazła się pod ostrzałem niebieskich oczu. Rany, co było nie tak z tą rodziną?
        – Twierdzisz, że nie będzie żył? – zapytał Oliwer obojętnym tonem. 
        – Raczej będzie – przyznała, wzruszając ramionami. 
      – No właśnie. Przeszukaj go – polecił Oli Oskarowi, otwierając drzwi od strony kierowcy. Oskar natychmiast zajrzał do kieszeni nieprzytomnego gościa, po czym westchnął. 
       – Nic nie zostało, przynajmniej nie tutaj – stwierdził, krzywiąc się. – Tylko to – dodał, unosząc kilka zwiniętych banknotów, które następnie schował do kieszeni. 
     – Zabrałeś jego pieniądze – zauważyła Natalia, mrugając niepewnie. Nie dość, że była w towarzystwie ćpunów, to jeszcze złodziei? Nie no, ten wieczór robił się coraz lepszy. Miała nadzieję, że nie planowali brać jej jako zakładnika.
        – On zabrał moją amfetaminę – odparł Oskar, wzruszając ramionami.
      Natalię nagle uderzyła świadomość, że to od niego ten facet miał narkotyki. Co znaczy, że brał te same narkotyki co on. Mające takie samo działanie. Z jakiegoś powodu ją to zabolało, więc przybliżyła się do Oskara. 
        – Wiesz, że to nie jest dla ciebie dobre? – zapytała cicho. Przez chwilę wpatrywali się w siebie bez słowa.
        – Tak – odszepnął w końcu Oskar.
     – Okej – stwierdziła, odwracając wzrok, bo wydawało jej się, że ten moment był nieco zbyt intymny jak na studentkę medycyny i poznanego przez nią parę godzin wcześniej ćpuna.
        Oboje podnieśli głowy, kiedy usłyszeli chrząknięcie. 
      – Byłoby świetnie, gdybyśmy pojechali jeszcze dzisiaj, dzieciaki – oznajmił Oliwer zniecierpliwionym tonem, otwierając na oścież tylne drzwi. Natalia spuściła głowę z zawstydzeniem i wpakowała się do środka, a Oskar podążył za jej przykładem.
        – Co z Julianem? – zapytał cicho, kiedy Oliwer odpalił silnik. 
        – Zawiozłem go do Bartka. 
        – Do Bartka? – powtórzył Oskar z zaskoczeniem, unosząc wysoko brwi. – Myślałem, że ty i Bartek to już przeszłość. 
   – Nie ma żadnego ja i Bartek – uciął Oliwer, dostrzegając w lusterku, że Natalia przysłuchuje się ich rozmowie z zaciekawieniem. – Ale nie miałem za bardzo wyboru. Zaproponowałbym, żebyś to ty go odebrał, ale jest tam też Karolina, więc... – Oliwer przerwał sugestywnie, na co Oskar spojrzał na niego spode łba. 
        – Nawet nie zaczynaj – prychnął. Oli pokręcił głową z rozbawieniem, po czym odwrócił się do Natalii. 
        – Gdzie mieszkasz? 
      – Gdzieś tam – rzuciła dziewczyna, która nadal do końca nie wytrzeźwiała, wskazując ręką w nieokreślonym kierunku. Oli uniósł brew z rozbawieniem. 
        – Mieszkasz w Wiśle? – upewnił się z uśmiechem.
        – Pewnie nie – odparła krótko, wzruszając ramionami. – W miasteczku studenckim. 
        Kiedy zajechali na miejsce, Natalia wysiadła z samochodu, a Oskar razem z nią. Oli został w środku i odpalił papierosa. 
       – To co, zawsze ratujesz ludzi, którzy duszą się własnymi wymiocinami? – zapytał Oskar z krzywym uśmiechem, na co Natalia skrzywiła się z obrzydzeniem.
        – Tego nie wiem, robiłam to pierwszy raz. Jak mi poszło? – zapytała z zaciekawieniem.
        – Bardzo krótko widziałem cię w akcji, ale powiedziałbym, że profesjonalnie – odparł Oskar ze śmiechem.
        – Nie tego się spodziewałam wychodząc dzisiaj z akademika – przyznała cicho, poważniejąc. Oskar pokiwał głową. 
        – No cóż, w takim razie mam nadzieję, że nie będziesz więcej wpadać na ćpunów w łazienkach – odparł lekkim tonem. 
       – Czyli nie chcesz, żebyśmy jeszcze kiedyś na siebie wpadli? – zapytała niepewnie, sama nie wiedząc, dlaczego. To nie było tak, że ona chciała jeszcze kiedyś spotkać się z nim. A przynajmniej tak próbowała sobie wmawiać.
        Oskar zmarszczył brwi, zdezorientowany, a po chwili jego oczy rozszerzyły się. 
        – Och... nie jestem ćpunem – oświadczył bez wahania. Dziewczyna obrzuciła go wątpliwym spojrzeniem. 
        – Jasne – skwitowała z nieco wymuszonym uśmiechem. 
        – Nie, mówię poważnie – powtórzył uparcie. – To była... jednorazowa sytuacja. 
        Natalia przez chwilę wpatrywała się w niego bez słowa.
        – Okej, skoro nie jesteś... to może jeszcze kiedyś rzeczywiście na siebie wpadniemy – powiedziała, tym razem uśmiechając się z nieco większym przekonaniem, po czym odwróciła się i zaczęła zmierzać w stronę wejścia do akademika. Oskar odprowadził ją wzrokiem i wrócił do auta, zerkając ukradkiem na swojego brata, który przyglądał mu się z nieczytelnym wyrazem twarzy. 
        – Zamknij się – rzucił Oskar dla zasady, uśmiechając się pod nosem, jednak mina Oliwera się nie zmieniła. 
     – Nie obchodzi mnie twoja nowa dziewczyna – oznajmił ostrym tonem. – Obchodzi mnie to, co ty, kurwa, najlepszego wyrabiasz. 
        Oskar przewrócił oczami, zerkając na niego z lekką obawą. 
       – Daj spokój, nie potrzebuję wykładu. Miałem po prostu pecha, ale rozliczę się z nimi – obiecał. – To nie miało być nic na dłuższą metę, tak tylko... 
        – Tak tylko? – powtórzył Oli z niedowierzaniem. – Czy ciebie już do reszty popierdoliło? Pierwsza rzecz: na chuj zgadzałeś się, żeby im to rozprowadzić? – zapytał gniewnym tonem. – Druga rzecz: ja rozumiem, że Karolina dała ci kosza, ale jak chcesz się znieczulić to przyjdź do mnie i załatwimy coś sprawdzonego. Gdybyś to ty wziął to gówno, byłbyś teraz na miejscu tego idioty – rzucił, wskazując gestem na tylne siedzenie. 
        – Zgodziłem się, bo jestem spłukany, okej? – wysyczał Oskar, zaciskając zęby.
        – No to trzeba było mi powiedzieć, coś byśmy wymyślili! – zawołał Oli, powoli tracąc nad sobą panowanie.
        – Nie potrzebuję twojej pomocy – warknął Oskar, odwracając głowę. Oli zamrugał. 
        – Okej – rzucił obojętnie, wzruszając ramionami. – Okej, jak chcesz. Tylko zanim sam się z nimi nie rozliczysz, nie pokazuj się na Hucie. Możesz kimać u mnie, tylko mi tego gówna do domu nie przynoś, bo jeszcze Julian się na nie natknie. 
        – Nie jestem kretynem – prychnął Oskar, krzyżując ręce na piersi. – A ty nie bądź hipokrytą.
        – Co to niby miało znaczyć? – zapytał Oliwer, mierząc go gniewnym spojrzeniem. Oskar uniósł brwi. 
        – To, że może i byłem wtedy młody, ale pamiętam, w jakim byłeś stanie, kiedy wyjeżdżałeś do Anglii. Nie było sekundy, żebyś był całkowicie czysty. Nie wiem w ogóle, jak się tam utrzymałeś i jeszcze było cię stać na dragi. Dawałeś dupy? – zapytał złośliwie, a sekundę później dłoń Oliwera zacisnęła się na jego szyi. Przez chwilę wpatrywał się w niego zmrużonymi oczami, aż w końcu Oskar zaczął się krztusić, więc Oli niechętnie go puścił. Przez parę sekund mierzyli się wzrokiem. To Oskar odezwał się jako pierwszy. 
       – Co, trafiłem w czuły punkt? – zakpił nieco chrapliwym głosem. – Przecież obaj dobrze wiemy, że wśród nas jest tylko jeden ćpun i to nie jestem ja – dodał spokojnie. Oliwer przez chwilę nie odpowiadał.
        – Wypierdalaj stąd – rzucił, w końcu się od niego odsuwając. Oskar uniósł brwi. 
        – To mój samochód – oznajmił chłodno. 
     – Gówno mnie to obchodzi. Możesz pojechać autobusem. Nie martw się, odwiozę twojego „kolegę”, ale mam syna do odebrania, więc wybacz, że twoje narkotykowe przygody nie są zbyt wysoko na liście moich priorytetów – odparł, odpalając silnik. Oskar przez moment wpatrywał się w niego bez słowa. 
      – Ale tobie się już pojebało w głowie, Oli – wyszeptał w końcu z niedowierzaniem. – Wmawiaj sobie, co chcesz, ale to nie sprawi, że on zacznie być twoim synem – dodał, po czym uśmiechnął się kpiąco, kiedy zobaczył po wyrazie twarzy Oliwera, że rzeczywiście zabolało. Bez słowa wysiadł z samochodu.


***


        Bartek wszedł do salonu z miską chrupek. Nie mieli w domu niczego więcej, a zwłaszcza niczego, co zasmakowałoby małemu dziecku. Nie spodziewali się gości. Zobaczył, jak Karolina rozmawia z Julianem z przejęciem i uśmiechnął się do siebie. Przysłuchiwał im się przez chwilę, po czym wyciągnął swój telefon, a jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. 

        Od: Michał. Chcesz jutro pomarnować trochę czas? ;)

        Do: Michał. Z tobą zawsze :)

        Zawahał się przez moment, ale ostatecznie kliknął „wyślij”. A co tam. To nie było nic poważnego, nie byli w związku ani nic w tym stylu, ale miło spędzało się z nim czas, a na sam początek Bartkowi to w zupełności wystarczyło.
        Przewrócił oczami, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi, po czym podniósł się z kanapy i poszedł otworzyć.
        – Hej. Sorry, że tak długo to zajęło. 
      Bartek wpatrywał się w jego twarz jedynie przez ułamek sekundy, próbując zdecydować, czy cokolwiek się zmieniło. Nadal musiał zadzierać głowę, żeby na niego spojrzeć i nadal miał te wkurzające, przeszywająco niebieskie oczy, ale brakowało szerokiego, irytującego uśmiechu. Nie widział go od jakichś trzech tygodni, nie wyszedł do niego, kiedy przywiózł tutaj Juliana, drzwi otworzyła wtedy Karolina – tak, zrobił to specjalnie. Z jednej strony w ogóle nie chciał na niego patrzeć, z drugiej obawiał się, że kiedy go zobaczy, to wszystko wróci. 
        Dokładnie tak, jak teraz.
        – Nic się nie stało – odparł możliwie beznamiętnym tonem. – Wchodź – dodał, odsuwając się od drzwi. 
        Kiedy tylko Oli przekroczył próg, Julian pojawił się w korytarzu. 
        – Hej, jak się bawiłeś z Bartkiem? – zapytał Oli, pochylając się i tarmosząc mu włosy. Julian rozpromienił się. 
        – Super! – zawołał radośnie. 
        – To super – odparł Oliwer, starając się nadążyć za jego entuzjazmem. – Pójdziesz się pożegnać i wziąć swoje rzeczy?
    Julian pokiwał obowiązkowo głową i znowu zniknął w salonie. Oliwer przez chwilę stał na środku korytarza z dłońmi wciśniętymi głęboko w kieszenie, sprawiając wrażenie niezdecydowanego. Nie potrafił spojrzeć Bartkowi w oczy i wytrzymać jego niechętnego spojrzenia. Prawie fizycznie go ono bolało. 
        – Jeszcze raz dzięki – rzucił w końcu, gapiąc się w ścianę. Bartek westchnął ledwo słyszalnie. 
        – Coś się stało? – zapytał spokojnie. Oliwer wzruszył ramionami. 
        – Nie chcesz wiedzieć – odparł obojętnie. Bartek nachmurzył się. 
    – Nie wiem, po co odwracasz kota ogonem, skoro nie chcesz mi powiedzieć to nie mów – burknął. Oliwer westchnął, spoglądając na swoje buty. Przez chwilę bił się z myślami.
     – Słuchaj, wiem, że mnie nie znosisz, ale... – wypalił nagle, unosząc głowę i patrząc prosto na Bartka, który początkowo zamrugał z zaskoczeniem, a po chwili zmarszczył gniewnie brwi.
      – Tak, ponieważ właśnie to był nasz największy problem, że znienawidziłem cię bez żadnego powodu – prychnął, po czym zmusił się, żeby samemu spojrzeć mu w oczy i zastygł na chwilę. 
        Kurwa, te oczy doprowadzały go do szału. 
        – Nie mów tak – poprosił cicho Oliwer. 
      – To ty nie patrz tak – wysyczał Bartek, bo nie zamierzał znowu dać się nabrać. Odwrócił się na pięcie, ale poczuł dłoń na swoim nadgarstku. 
     – Poczekaj – poprosił Oliwer, wyraźnie się wahając. – Słuchaj, naprawdę nie chciałem, żeby to tak wyszło... – zaczął niepewnym tonem. Bartek uniósł brwi. 
       – Czym jest „to”? – zapytał chłodno, krzyżując ręce na piersi. Oli przez chwilę nie odpowiadał. W końcu Bartek pokręcił głową. – Zupełnie cię nie rozumiem – wyznał prosto z mostu. – Po prostu... nie wiem, o co ci chodzi, raz mówisz jedno, a za chwilę coś zupełnie innego. Czego ty w ogóle ode mnie chcesz, co? – dodał wyzywająco, nie spuszczając z niego wzroku. 
       – Chciałbyś gdzieś jutro pójść? – wypalił Oli. – Nie wiem, coś zjeść albo... wiesz, tak tylko w ramach podziękowania. Ja stawiam – zaproponował, zająkując się nieco. – Albo nie musimy nic jeść, możemy po prostu powłóczyć się nad Wisłą tak, jak kiedyś... – dodał niezręcznie, myśląc o tym, o ile życie byłoby łatwiejsze, gdyby potrafił po prostu utrzymać się z daleka.
        Bartek przez chwilę gapił się na niego bez słowa. Przez długi czas oddałby bardzo wiele, żeby wrócić do momentu, w którym się poznali, zanim jeszcze Oli zaczął go z niewyjaśnionych powodów unikać, i nagle on tu sobie tak po prostu wchodzi i pyta beztrosko, czy Bartek chciałby gdzieś wyjść? Gdyby Bartek był idiotą, zgodziłby się natychmiast. 
        – Okej – wyrwało mu się bez udziału jego woli. A więc przesądzone. Bartek był idiotą.
        W końcu cała twarz Oliwera, wcześniej markotna, rozpromieniła się, a wraz z nią cały korytarz. Z tym uśmiechem wyglądał o wiele bardziej jak on.
     – Okej. To... napiszę, dobra? – rzucił cicho, pochylając się do Juliana, który właśnie z powrotem wbiegł do korytarza. – Podziękuj Bartkowi – polecił, biorąc go na ręce. 
     – Dziękuję – wymamrotał Julian rozespanym tonem, uśmiechając się uroczo uśmiechem, którego Bartek nie potrafił nie odwzajemnić.
        – Nie ma problemu, mały – odparł ciepłym tonem. – Wpadaj, kiedy tylko chcesz. 
        Oliwer oparł głowę Juliana na swoim ramieniu i otworzył drzwi wejściowe, po czym odwrócił się, unosząc brew.
        – To nie było do ciebie – szepnął surowo Bartek. 
      – Jasne – rzucił Oli z szerokim uśmiechem i mrugnął, po czym zniknął za drzwiami. Rany boskie, ten facet naprawdę miał jakieś rozdwojenie jaźni połączone z huśtawkami nastrojów. Bartek powinien uciekać od niego jak najszybciej. Problem tkwił w tym, że kiedy widział Oliwera, ucieczka zdecydowanie nie była jego pierwszym odruchem. Bartek przymknął na chwilę oczy, opierając się o ścianę i przeklinając się w duchu. Po chwili jednak uśmiechnął się delikatnie do siebie, a jak już zaczął się uśmiechać to nie był w stanie przestać. Kiedy wrócił do salonu i spojrzał na swój telefon, nagle zdał sobie sprawę z tego, że nawet przez myśl mu nie przeszło, że umówił się jutro z Michałem. Szlag by to.
    – Co tam tak szeptaliście? – zainteresowała się Karolina, zerkając na niego ukradkiem. Bartek zmierzył ją niechętnym spojrzeniem. 
        – Nic – odparł obojętnie, wpatrując się z niezdecydowaniem w swój telefon. W końcu odblokował go. 
        – To powiesz mi w końcu, co się z tobą i Oliwerem dzieje? – drążyła upartym tonem. – Bo wygląda to naprawdę dziwnie... 

        Do: Michał. Hej, sorry, ale jednak nie dam rady się jutro spotkać. Zupełnie zapomniałem o kolosie w poniedziałek. Nadrobimy to, ok? 

        Wysłał, tak naprawdę nie wiedząc czy dobrze robi. Z jednej strony mógł mu powiedzieć, że ma plany z kimś innym – w końcu to nie było tak, że byli wobec siebie w jakikolwiek sposób zobowiązani. Z drugiej strony czy to nie wyglądało tak, jakby wodził go za nos? W końcu gdyby z Oliwerem cokolwiek się udało, zrezygnowałby z Michała bez mrugnięcia okiem. To było straszne, ale prawdziwe. Nie widział jednak sensu w zakładaniu, że cokolwiek może wyjść z tego jutrzejszego spotkania. Teoretycznie podczas wszystkich ich rozmów coś wisiało w powietrzu i padały jakieś sugestie, ale na dobrą sprawę nic nigdy nie zostało powiedziane wprost. 

        Od: Michał. Szkoda :( w takim razie do zobaczenia po weekendzie! Ucz się grzecznie ;)

       Kurwa, czy Bartek był teraz tym typem, który żongluje facetami i ściemnia im, żeby zostawić sobie otwartą furtkę? Kiedy to się stało?
        – Bartek? – rzuciła niecierpliwie Karolina, na co Bartek z roztargnieniem uniósł głowę. Myślami był zupełnie gdzie indziej. – Zapytałam, co się dzieje z tobą i Oliwerem – powtórzyła z irytacją. Bartek zamrugał.
      – Nic, a co miałoby się dziać? – odparł możliwie niewinnym tonem. – Ostatnio miałem mało czasu, on zresztą też, ale wszystko jest w porządku – dodał, choć było to tak dalekie od prawdy, jak to tylko możliwe. Karolina przez chwilę wpatrywała się w niego podejrzliwie. 
        – Aha... no to okej – stwierdziła ostatecznie, ale Bartek nie był pewny, czy mu uwierzyła, czy nie. – A wiesz może, co się dzieje z Alą? – dodała ostrożnie, ściszając głos. Bartek uniósł brwi. 
        – Z tego co wiem to stresuje się, bo za parę dni ma po raz pierwszy poznać rodziców Pawła. Co jest przedziwne, bo spotykają się od lat – dodał z zastanowieniem. Karolina nie sprawiała wrażenia przekonanej. 
       – I myślisz, że to wszystko? Nie wiem, po prostu ostatnio jest taka... nieswoja – stwierdziła, sama nie do końca wiedząc, co miała na myśli. Bartek przez chwilę rozważał jej słowa. 
        – Ja bym się raczej nie martwił – oświadczył w końcu. – To Ala, na pewno ma wszystko pod kontrolą – dodał bez wahania, na co Karolina pokiwała głową, wyglądając na nieco uspokojoną. 
       Zresztą Bartek nie miał teraz czasu na przejmowanie się Alą. Przecież działo się tyle innych rzeczy. W końcu zobaczył się z Oliwerem i jutro znowu miał się z nim spotkać. Rany, czy to była randka? 
        Dobra, Bartek, uspokój się. Nie wolno ci tego nadinterpretować. 
      Nie był jednak w stanie zetrzeć z twarzy głupawego uśmiechu, przez co Karolina zerkała na niego co chwilę podejrzliwie. Zupełnie nagle wszystko zaczęło wydawać się nieco jaśniejsze. 
       Ciężko było mu zasnąć tej nocy, bo cały czas odtwarzał w myślach wszystko, co Oliwer powiedział i co mogłoby wskazywać na to, że to zaproszenie nie było z jego strony jedynie grzecznością. Wydawał się autentycznie przejęty i zasmucony tym, że Bartek mógłby żywić do niego urazę. Wydawał się... szczery. Bartek sprawdzał swój telefon obsesyjnie co dwie minuty, jednocześnie powtarzając sobie, żeby nie zachowywał się absurdalnie. Przecież Oli nie powiedział, że napisze jeszcze dzisiaj. 
       Nadal był w doskonałym humorze, kiedy wstał następnego ranka, z czasem jednak zaczął się on pogarszać. Po południu Bartek zrobił się nieco przygaszony, ale miał jeszcze resztkę nadziei, która jednak szybko zgasła. Wieczór nadszedł i minął, a Oliwer nie odezwał się słowem.

_________________________________________________________________________________
* Keane – "Somewhere only we know"

6 komentarzy:

  1. Ach ten Oli ;( Chociaż wierzę, że nie spotkał się z Bartkiem z jakichś poważnych powodów. Baaardzo go polubiłam <3 Relacja pomiędzy nim a Bartkiem? Tylko czekać aż wskoczą sobie w ramiona hahaa ;d Może młody powinien się spotkać z tym Michałem tak żeby Oli wiedział? Wzbudził by w nim zazdrość i Oli w końcu by się przyznał do swoich uczuć ;) A co do Oskara to aż się zdziwiłam :o On i narkotyki? Wydawał się być poukładany, ale każdy ma słabsze momenty w życiu. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział! Pokochałam to opowiadanie. Miłego wypoczynku i weny!! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. No no, to teraz Oliwier ma przechlapane i po takim numerze Bartek już mu tak łatwo nie wybaczy... chociaż nie mogę się doczekać, co sprawiło, że Oli się nie odezwał...
    A Oskar... oj mała szujka, a raczej wielka wredna szuja, bo najpierw "pomóż", a za chwilę dowala tam gdzie boli. Oli powinien przestać niańczyć brata i siostrę, to już nie są dzieci. wziął odpowiedzialność za Julka i wystarczy. szkoda tylko, że ciągnie się za nim taka opinia, a w gruncie rzeczy to wrażliwy i oddany facet... tylko upośledzony komunikacyjnie;)
    miłych wakacji, tylko żeby piwo i morze nie sprawiły, że zapomnisz o opku!:)
    Ipi

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, takie zaległości w komentowaniu....:/Nieładnie z mojej strony(zważywszy, że czytam z wielką przyjemnością!!!). Co by tu dodać? Chmm, a tak.....czekam na ciąg dalszy!(naprawdę nie umiem pisać komentarzy ;-;). Pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    tytuł bardzo mnie zainteresował, ta rozmowa z Oliverem, mam nadzieję, że miał dobry powód aby nie skontaktować się, obydwu zależy, czemu się wtrącili...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    świetnie, mam nadzieję, że mia powód aby się nie kontaktować... czemu wszyscy się wtrącają...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    mam nadzieję, że mają dobry powód aby się nie kontaktować... wkurza mnie to, że wszyscy się do nich wtracają...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń