7/11/2016

Rozdział VIII: Kalejdoskop

      Cześć, Kochani. Wróciłam ze swoich wojaży – powłóczyłam się po wybrzeżu, nadrobiłam zaległości w pracy magisterskiej i jestem gotowa do powrotu do normalnego życia, i oczywiście do Kontrapunktu. Jest późno i wszyscy jesteśmy wykończeni, więc nie będę przeciągać – mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu i liczę na odzew. Dobranoc, trzymajcie się ciepło!
        A, no i... końcówka tylko dla dorosłych, jakby co. 





Rozdział VIII

Kalejdoskop




        "He drowns in his dreams
        An exquisite extreme, I know
        He's as damn as he seems
        And more heaven that a heart could hold
        And if I try to save him
        My whole world could cave in 
        It just ain't right
        It just ain't right

        Oh, and I don't know
        I don't know what he's after
        But he's so beautiful 
        Such a beautiful disaster
        And if I could hold on
        Through the tears and the laughter
        Lord, would it be beautiful
        Or just a beautiful disaster?"*


        15 listopada 2015 r. 

       Bartek nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej był taki wściekły, ale autentycznie nie mógł uwierzyć, że ktoś mógł być do tego stopnia chamski. Na to nie było już żadnego wyjaśnienia i żadnych kolejnych szans. Po prostu nie. To zresztą była wina Bartka, że dał sobie po raz kolejny zamydlić oczy. Tylko po co w takim razie ten facet to robił? Po co się z nim umawiał, żeby potem po raz kolejny go wystawić, czerpał z tego jakąś sadystyczną przyjemność? Na to pytanie Bartek nie znał odpowiedzi. 
       Do czasu aż nadeszło niedzielne popołudnie Bartek miał już nowe postanowienie – absolutny koniec z Oliwerem Beściakiem. Był tak bardzo wkurzony, że nawet nie było mu przykro z tego powodu, nie myślał ani o jego uśmiechu ani o tych cholernych niebieskich oczach, jedynym, o czym był w stanie myśleć było to, że podczas gdy Bartek przez cały dzień przejmował się i analizował każde wypowiedziane przez niego słowo, Oliwer prawdopodobnie nie poświęcił mu nawet jednej myśli. 
        O nie. Tak na pewno nie będzie. 
       Wszedł do klubu, w którym czuł się już coraz pewniej i skierował się do części, w której było więcej stolików i mniej parkietu. Zamówił piwo przy barze i usiadł samotnie w kącie, gapiąc się bezmyślnie w przestrzeń. Nie, wcale nie było mu przykro, był wkurwiony. Miał też poczucie winy względem Michała, ale wściekłość nieco je przyćmiewała. Po prostu musiał jakoś oderwać swoją uwagę. 
     – Hej, długo czekasz? – rzucił Michał, kładąc torbę na pufie obok i pochylając się. Bartek bez zastanowienia uniósł głowę i cmoknął go w usta. Jakie to było romantyczne i słodkie i... jakby byli w związku albo coś. Bartek zmarszczył brwi, ale nie zastanawiał się nad tym dłużej. 
     – Nie, tylko chwilę – odparł, myśląc, że może jednak to nie był dobry pomysł. Spotykanie się z kimś tylko po to, żeby zapomnieć o kimś innym. 
        – I jak, nauczony na kolokwium? – zapytał Michał, rozwalając się na kanapie i biorąc łyka Bartka piwa. 
       – Co? – rzucił Bartek z roztargnieniem, ale natychmiast sobie przypomniał. – A, tak. To znaczy... raczej powinno być okej – dodał z przekonaniem, znowu czując to okropne ukłucie winy. 
       – Mm, to dobrze, ja mam projekt do zrobienia na środę, którego jeszcze nawet nie ruszyłem... – Michał zaczął opowiadać o swoim projekcie, a Bartek słuchał go jednym uchem, starając się usilnie myśleć o tym, że Michał miał dwadzieścia trzy lata i był na czwartym roku czegoś bardzo nudnego, jak marketing i zarządzanie, przez co był o wiele lepszym materiałem na chłopaka niż ten, którego imię zaczyna się na literę O. 
       Natychmiast nakazał sobie w duchu przestać poświęcać mu prawie każdą myśl. Kurwa, to naprawdę zaczynało być niezdrowe. 
      Jakieś dwie godziny później Bartkowi udało się trochę rozluźnić, zaangażować w konwersację i nieco oderwać swoje myśli. Przynajmniej na tyle, żeby ramię w ramię z Michałem opuścić klub, „bo nudno” i skończyć w Michała samochodzie. 
    Bartek w ogóle nie potrafił włożyć w to serca, myślami był zupełnie gdzieś indziej, a wszystkie czynności wykonywał kompletnie bezmyślnie, jak na autopilocie. Zaplótł dłonie na jego karku i automatycznie oddawał pocałunki, próbując wyłączyć myślenie i jedynie czuć, ale z jakiegoś powodu nie potrafił. Kiedy wargi Michała oderwały się od jego ust i przeniosły na jego szyję, Bartek odruchowo odsunął głowę do tyłu, przymykając oczy i zastanawiając się panicznie, w jaki sposób odsunąć go tak, żeby go nie urazić, bo chyba jednak Bartek nie był w stanie tego teraz robić. Chyba zresztą nawet nie chciał. 
    Na szczęście Michał wyczuł jego nastawienie, bo kilkanaście sekund później odsunął się, zdezorientowany jego brakiem współpracy. 
        – Hej, co się dzieje? – zapytał cicho nieco zaniepokojonym tonem, wpatrując się uważnie w Bartka, który spuścił wzrok nieco zażenowany. 
       – Sorry, ja... sam nie wiem, co jest ze mną nie tak... – wymamrotał, choć nie była to do końca prawda. Nadal nie był w stanie podnieść głowy, bo było mu tak strasznie głupio. 
     – Ej, daj spokój... wiesz, że możesz ze mną pogadać, nie? – zapytał Michał pokrzepiającym tonem, na co Bartek w końcu spojrzał na niego, uśmiechając się bez przekonania. 
        – Wydaje mi się, że nie ma o czym – westchnął, opierając głowę o zagłówek fotela. 
        – Myślę, że jednak jest – nie zgodził się, uśmiechając się jeszcze szerzej, po czym dodał nieco poważniej: – Słuchaj, naprawdę nie musisz czuć się winny, to nie jest tak, że ja czegokolwiek oczekiwałem. Okej, było przez chwilę fajnie, ale umówmy się, iskry w powietrzu nie latały. 
      Bartek początkowo zamrugał ze zdziwieniem i chyba poczuł się nieco urażony, bo może dzisiaj rzeczywiście nie, ale kiedy spotykali się wcześniej to przecież angażował się w to i wydawało mu się, że było w porządku... O Boże, a co jeśli po prostu był w tym beznadziejny? 
        Michał chyba dostrzegł i poprawnie zinterpretował wyraz jego twarzy, bo zaraz zaczął wyjaśniać. 
        – To znaczy nie bierz tego do siebie... Chodzi bardziej o chemię, wiesz? 
        – Może masz rację... – przyznał Bartek z wahaniem, uśmiechając się nieco przepraszająco. 
     – Więc... chcesz mi powiedzieć, o kim myślisz, czy nie? – zapytał Michał lekkim tonem, nie naciskając. Bartek wzruszył ramionami. 
        – No... jest taki jeden facet – zaczął niepewnie, zastanawiając się, co mógłby mu powiedzieć. 
        – Spodziewam się, że nie kobieta – wtrącił Michał, unosząc brwi. – W takim razie dlaczego jesteś teraz ze mną, a nie z nim? – dodał z autentycznym zaciekawieniem. 
        – Bo on ma mnie gdzieś – odparł Bartek bez wahania, bo taka w końcu była prawda. 
        – To znaczy, że jest kretynem – oznajmił Michał, szczerząc zęby. Bartek spojrzał na niego spode łba, choć sam nie był w stanie zapanować nad uśmiechem. Pokręcił głową. 
        – Może, ale niezbyt mi to pomaga – przyznał. Michał pokiwał głową ze zrozumieniem. 
        – Okej, w takim razie dlaczego uważasz, że ma cię gdzieś? – dopytał, na co Bartek wzruszył ramionami. 
        – Przez jakiś czas się do siebie nie odzywaliśmy, ale widzieliśmy się w piątek i umówiliśmy się, że spotkamy się w sobotę. Miał napisać i kompletnie mnie olał, a to on miał powód, żeby się starać, bo to on zjebał, a nie ja – wyjaśnił Bartek defensywnym tonem. Michał przez chwilę wpatrywał się w niego zmrużonymi oczami. 
      – Umówiliście się w sobotę, hm? – upewnił się, unosząc wysoko brwi. Dopiero wtedy Bartek zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. 
        – O rany, sorry – wypalił, przerażony i zawstydzony jednocześnie. Michał zaczął się śmiać. 
        – Hej, w porządku. Gdybym się w kimś bujał, też wybrałbym jego, a nie ciebie – oznajmił uspokajająco. Bartek wpatrywał się w niego przez moment, aż w końcu parsknął śmiechem. 
        – Dzięki, pocieszyłeś mnie – stwierdził, udając urażony ton. 
       Kiedy wracał do domu, miał w głowie kompletny mętlik. W ogóle miał wrażenie, że ostatnio ten mętlik towarzyszy mu przez cały czas. Co chwilę zmieniał zdanie, był pełen entuzjazmu, za chwilę smutny, za chwilę zdezorientowany i tak w kółko. Miał tego dosyć. Dowiedział się, że Michał był bardzo przyzwoitym facetem, a jednocześnie, że nie był tym facetem. I wiedział, że nie był w stanie zrobić nic, żeby to zmienić. To, jak błyskawicznie o nim zapomniał, kiedy tylko Oliwer dał znak życia było wystarczającym dowodem. 
      Naprawdę chciałby dać mu szansę, bo był przemiły i zabawny i wyrozumiały, a odrzucanie wszystkich innych dla gościa, u którego nie miał szans było bezsensowne. Musiał znaleźć jakieś rozwiązanie. 
     Na razie wiedział tylko tyle, że był cholernie wściekły. Wściekły na Oliwera za to, że był dupkiem, ale przede wszystkim wściekły na siebie, że pozwalał mu tak na siebie wpływać. Wedle wszystkich racjonalnych przesłanek powinien już dawno olać tego faceta i pójść w swoją stronę. 
       Kiedy wszedł do mieszkania, zatrzasnął za sobą drzwi chyba nieco za mocno, ale miał ochotę wyżyć się na czymkolwiek. Ten dźwięk najwyraźniej zainteresował Karolinę, która wyłoniła się ze swojego pokoju, patrząc na niego ze zdumieniem. 
     – Rany, co się stało? – zapytała ostrożnie. Bartek jedynie wzruszył ramionami i wyminął ją. Podążyła za nim do kuchni. – Bartek? Wszystko okej? – dodała z zaniepokojeniem. 
        Przeszedł przez pomieszczenie, po czym usiadł przy stole, opierając czoło na dłoni i przez chwilę nie odpowiadając. 
      – Chyba nie – przyznał, gapiąc się w wypolerowane drewno. Karolina przez moment sprawiała wrażenie, jakby nie była pewna, jak zareagować, ale po chwili przysunęła bliżej drugie krzesło i usiadła obok niego. 
     – Powiedz mi – poprosiła cicho, marszcząc brwi ze zmartwieniem. Bartek w końcu uniósł głowę, przez chwilę bijąc się z myślami. 
       Właściwie... dlaczego nie? To już zaszło tak daleko... Wcześniej, zanim przyjechał do Krakowa, to w zasadzie nie wpływało w żaden sposób na jego życie, niczego nie zmieniało. Ale teraz chodził do klubu dla gejów. Całował się z facetami (no dobra, z facetem). Zako... cholera, zakochał się. Więc teraz to było zupełnie co innego. 
        Przez chwilę wpatrywał się w swoją siostrę z niezdecydowaniem, po czym westchnął. 
      – Ale to takie głupie – powiedział tylko, ponieważ naprawdę nawet w jego własnych myślach to brzmiało głupio. Ot, facet powiedział, że się do niego odezwie i się nie odezwał. A Bartek robi z tego dramat. 
        Karolina uniosła brwi z rozbawieniem.
      – To nie będzie głupsze niż moje dylematy, uwierz mi – stwierdziła z przekonaniem. – Jestem mistrzynią głupoty – dodała, krzywiąc się. Bartek parsknął śmiechem, ale po chwili spoważniał. 
        – No nie wiem, to może być głupsze – ostrzegł, po czym wciągnął głęboko powietrze. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. 
      – Słuchaj, czy to ma jakiś związek z Oliwerem? – domyśliła się niepewnie Karolina, patrząc na niego podejrzliwie. Bartek zamrugał. 
        – Dlaczego tak sądzisz? – zapytał nieco zbyt szybko, na co jego siostra wzruszyła bezradnie ramionami.
      – Sama nie wiem, nie rozmawialiście ze sobą nie wiadomo ile, w piątek sprawialiście wrażenie, jakbyście się kłócili, potem przez chwilę wydawałeś się przeszczęśliwy, a teraz nagle znowu dół. To... dziwne – podsumowała niezręcznie. – W ogóle jakoś nie mogę... nie mogę rozgryźć, o co z wami dwoma chodzi – wyznała, wzruszając ramionami i patrząc na niego pytająco. Bartek przez moment nie odpowiadał, zastanawiając się, w jaki sposób wyjaśnić, o co chodziło z nim i z Oliwerem. W zasadzie sam nie był tego pewien. Zanim zdążył zdecydować się na jakąkolwiek odpowiedź, Karolina kontynuowała z wahaniem: – Słuchaj, bo wiesz... być może wiesz, być może nie wiesz, ale... Oliwer jest gejem – wypaliła w końcu, niepewna, czy w ogóle powinna o tym mówić. – Wiedziałeś? 
        Bartek przez chwilę wpatrywał się w nią ze zdumieniem, aż w końcu się otrząsnął. 
        – Skąd to wiesz? – zapytał ostrym tonem, który chyba zdziwił Karolinę. 
        – Od Oskara – odparła, wzruszając ramionami. Spojrzała na niego ostrożnie. – Nie wiedziałeś, prawda?
       – Nie, nie wiedziałem – odparł Bartek. Myślami był zupełnie gdzieś indziej, na pewno nie przy niej. Rany boskie, to znaczy... miał jakieś podejrzenia, jasne, ale nie wiedział na pewno. Ale skoro Oskar tak powiedział, to chyba musiało coś w tym być, prawda? Przecież to zmieniało... 
       Nie, to niczego nie zmieniało – poprawił się w myślach Bartek. Na pewno nie zmieniało faktu, że Oli nie napisał. To było chyba nawet jeszcze boleśniejsze, bo oznaczało, że Oliwer lubił mężczyzn, po prostu nie lubił Bartka. Zresztą nie było się co dziwić, był w końcu tylko dzieciakiem. 
      – Bartek? – zagadnęła Karolina, machając mu dłonią przed oczami. Spojrzał na nią z rozkojarzeniem. – Więc... nie przeszkadza ci to? – zapytała ostrożnie. – To, że możesz mu się podobać albo coś w tym stylu...? 
        Bartek westchnął, zniecierpliwiony. Cała ta rozmowa nie miała w ogóle racji bytu, dopóki ona nie wiedziała. 
       – Właśnie w tym tkwi problem, Karo, że mu się nie podobam – odparł bez zastanowienia. Karolina przez chwilę wpatrywała się w niego z nierozumiejącą miną. 
      – Ale... poczekaj, co? – wyrwało jej się. Najwyraźniej nie do końca załapała, co miał na myśli. Bartek jedynie uniósł brew, patrząc na nią wyczekująco. Wiedział, że za chwilę to do niej dotrze. Przez moment sprawiała wrażenie oszołomionej i zdezorientowanej, po czym zapytała powoli: – Czy ja dobrze rozumiem, że pojawił się jakiś facet i zupełnie nagle stwierdziłeś, że jednak nie jesteś hetero i mógłbyś coś z nim...? – zapytała z niedowierzaniem, najwyraźniej czekając, aż zaprzeczy. 
     – Masz mnie za idiotę? – obruszył się Bartek. Karolina wyglądała, jakby jej ulżyło, dopóki nie dodał: – Wiem o tym od piętnastego roku życia. 
        Przez moment wpatrywała się w niego z otwartymi ustami. 
        – Och – rzuciła w końcu. 
        – Właśnie, och – przyznał Bartek, nie bardzo wiedząc, co jeszcze mógłby powiedzieć. Przez chwilę oboje milczeli. 
      – Więc wiesz o tym od czterech lat i nigdy nie wpadłeś na to, żeby nam powiedzieć? – zapytała w końcu Karolina, brzmiąc, jakby nie mogła się zdecydować, czy jest zagniewana, urażona czy zdezorientowana. Przede wszystkim była po prostu zszokowana, że nigdy nawet nie przeszło jej to przez myśl. Powinna... powinna coś zauważyć. 
       – To nie jest takie proste – zaprotestował Bartek, nie patrząc na nią. – Po prostu jak dotąd nie było potrzeby, żeby wszystko komplikować. Poza tym... trochę spodziewałem się, że prędzej czy później się domyślicie. Abo ty, albo Ala. No bo... w końcu znacie mnie najlepiej – dodał, wzruszając przepraszająco ramionami. 
     Karolina przez chwilę nie odpowiadała, bo z jakiegoś powodu zrobiło jej się strasznie głupio. Rzeczywiście powinny się domyślić. Ale czy ktoś... czy ktoś w ogóle zwracał uwagę na życie miłosne Bartka? Szczerze mówiąc Karolina jak dotąd chyba nie sądziła, że ono istnieje, a już samo to powinno wydać jej się podejrzane, prawda? 
        Rany, były beznadziejnymi siostrami. 
       – No dobra, no to co z tym Oliwerem? – zapytała w końcu, zmieniając temat i wyraźnie nadal nie mogąc się do końca pogodzić z tym, że nie wiedziała o swoim bracie tak podstawowej rzeczy. Bartek w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami. – Bo jak dla mnie to wygląda tak, że obaj gracie w tej samej drużynie, ty lubisz jego, a on lubi ciebie... 
        – No i właśnie to nie jest prawdą – wtrącił z irytacją, bo z jakiegoś powodu to nie mogło do niej dotrzeć. Karolina spojrzała na niego jak na idiotę. 
        – Daj spokój, Bartek, to przecież oczywiste... – zaczęła bez wahania. 
        – I mówi to osoba, która przez dwa lata nie zorientowała się, że jej najlepszy kumpel jest w niej zakochany – prychnął kpiąco. Karolina przez moment rozważała jego słowa. 
        – Okej, masz rację – stwierdziła w końcu, wzruszając ramionami. – Ale nadal... 
       – Najpierw nie rozmawiał ze mną przez prawie miesiąc, po czym zaproponował, żebyśmy spotkali się w sobotę i że napisze, i nawet się nie odezwał – oznajmił Bartek zrezygnowanym tonem. 
      – Wow, okej – rzuciła jedynie Karolina, wzdychając ciężko, jakby miała do czynienia z bardzo ciężkim przypadkiem. Bartek pokiwał głową. 
        – Witam na rollercoasterze o imieniu Oliwer. Naprawdę tego chciałaś? – zapytał kpiącym tonem. 
      Karolina przez moment nie odpowiadała, bo dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że podkochiwała się w facecie, który w tym samym czasie kręcił z jej bratem. Rany, życie było popieprzone. 
        – Może coś mu się stało? – zastanowiła się na głos. Bartek pokręcił głową, choć gdzieś w głębi duszy poczuł zaniepokojenie. 
        – To Oliwer, co niby miałoby mu się stać? – prychnął. 
     – No... nie wiem – przyznała, wzdychając ledwo słyszalnie. Nie widziała za bardzo innego wyjaśnienia, ponieważ teraz to wszystko zaczynało nabierać sensu. Oli zachowywał się przy Bartku w nieco inny sposób niż przy pozostałych ludziach. Jakby bardziej się starał, bardziej mu zależało. Pomysł, że mógłby go olać bez konkretnego powodu niezbyt ją przekonywał. A teraz, kiedy na dodatek okazało się, że Bartek też był... 
      Karolina nie była pewna, co nie pasowało jej w tej idei. Przecież chciała dla Bartka jak najlepiej. Dla Oliwera zresztą też. Po prostu oni razem... Okej, Karolina już pogodziła się z tym, że Oli nie był i nigdy nie będzie nią zainteresowany. Nawet nie miała z tym większego problemu, bo wiedziała, że to nie było zależne od niej. Jak dla niej Oliwer mógł spotykać się z jakimkolwiek facetem, tylko... kurwa, nie z Bartkiem. Dlaczego akurat z Bartkiem? 
       Próbowała sobie wmówić, że myślała tak, ponieważ wiedziała, że obiektywnie Oliwer nie był dla Bartka najlepszą partią, ale w głębi duszy miała świadomość tego, że to nie była prawda. Po raz kolejny zdała sobie sprawę z tego, że była kiepską siostrą i na dodatek straszną egoistką. Bartek w tym samym czasie kontynuował: 
       – Myślałem, że może z Michałem coś się uda i to mi pomoże o tym nie myśleć, ale to w ogóle nie działa – oznajmił gorzkim tonem. Karolina uniosła głowę z zainteresowaniem. 
        – Kim jest Michał? – zapytała, zdezorientowana. Bartek wzruszył ramionami. 
        – Takim jednym facetem... 
       – Czyli co, nie tylko jesteś gejem, ale jesteś też gejowskim Casanovą? – przerwała mu, unosząc z niedowierzaniem brwi. Bartek spojrzał na nią jak na idiotkę. – No co? – dodała obronnym tonem. – Jesteś w tym mieście półtora miesiąca i już dwóch facetów... 
       – Nieważne, ilu byłoby facetów, to i tak wszystko sprowadza się do Oliwera. Myślę... – zaczął, po czym zawahał się, nieco bojąc się przyznawać to na głos. – Myślę, że mogę być w nim trochę zakochany – wyznał, nie patrząc na nią, tylko gdzieś w ścianę. Od kiedy on w ogóle używał takich wielkich słów? – Tak tylko troszeczkę – dodał defensywnie. 
       – Tylko troszeczkę – powtórzyła Karolina bezmyślnie, parskając niezbyt wesołym śmiechem. Wiedziała, co miał na myśli. Ona w końcu też była w nim zakochana „tak tylko troszeczkę”. 
        – Ostrzegałem, że to głupie – dodał Bartek. 
        – Nie ma w tym nic głupiego – odparła bez zastanowienia, nadal rozważając tę sytuację na wszystkie strony. A co tam, Bartek przynajmniej miał jakąś szansę, w przeciwieństwie do niej. – Powinieneś do niego zadzwonić. Albo pójść – oznajmiła nagle, na co Bartek spojrzał na nią jak na wariatkę. 
      – Chyba żartujesz? Nie zamierzam się o nic prosić – odparł zdecydowanym tonem. Karolina już miała mu powiedzieć, że zachowuje się jak uparte dziecko, ale nie dał jej dojść do głosu. – To jest sprawa honoru, Karo. Teraz to do niego należy następny ruch i lepiej, żeby błagał na kolanach, bo ja nie zamierzam pozwalać się tak traktować. 
        Karolina przez chwilę sprawiała wrażenie zaskoczonej, po czym pokiwała powoli głową. 
     – Może masz rację – przyznała w końcu, starając się nie myśleć o tym, że ona prawdopodobnie pozwoliłaby Oliwerowi jakkolwiek się traktować, gdyby tylko okazał jej jedną setną tego zainteresowania, które okazywał Bartkowi. Zupełnie nagle poczuła się żałośnie z samą sobą. 
      – Ja nie powinienem iść porozmawiać z Oliwerem, to on powinien przyjść do mnie – powtórzył Bartek, spoglądając na nią znacząco. – Ale ty za to powinnaś pójść porozmawiać z Oskarem. 
        – Próbowałam – odparła zrezygnowanym tonem, opierając policzek na dłoni. – Nie chce ze mną gadać. 
        – Zmuś go – poradził bez wahania Bartek. – Przyda wam się to. Nawet, jeśli nic z tego nie wyjdzie, trzeba to jakoś zakończyć. A może okaże się... – zawahał się przez chwilę. – Naprawdę nie chciałabyś chociaż spróbować? – zapytał delikatnie. 
     Karolina nie sprawiała wrażenia, jakby miała zamiar udzielić mu odpowiedzi jeszcze dzisiaj. Przez kilka dobrych minut siedzieli w ciszy. 
        – Chyba to zrobię – oznajmiła w końcu po długiej bitwie z myślami, powoli podnosząc się na nogi. – Pewnie nie odbierze ode mnie telefonu, ale wiem, gdzie mogę go znaleźć. Spróbuję być szczera, a potem... nie wiem, zobaczymy. Mogę go dyskretnie wypytać, czy Oliwer nie został przypadkiem porwany albo czy nie wydarzyło się coś, przez co nie mógł do ciebie napisać – dodała nieco weselszym tonem, w końcu się uśmiechając. Bartek parsknął śmiechem. 
     – Dzięki, doceniam to – mruknął, kładąc podbródek na stole i patrząc, jak jego siostra wychodzi z kuchni. Wiedział, że prawdopodobnie chciała dobrze, ale nie pokładał w tym zbyt wielkich nadziei. Nie był też pewien, czy udzielił jej dobrej rady i czy powinna to wszystko znowu odgrzebywać. Może oni wszyscy powinni po prostu odpuścić? Może tak byłoby łatwiej? 
        Nie był pewien, jak długo tam siedział, ale prawdopodobnie minęła godzina, zanim usłyszał ciche pukanie do drzwi. Przeszło mu przez myśl, że może Karolina już wróciła albo Ala zapomniała kluczy. Nie miał nawet pojęcia, gdzie Ala była, ostatnio ciągle gdzieś znikała w tajemniczych okolicznościach. 
        Dźwignął się z krzesła i powolnym krokiem ruszył do korytarza. 
        – Kto tam? – zawołał, kiedy zbliżył się do drzwi. 
        – To ja – odparł stłumiony, ale irytująco znajomy głos. Bartek zacisnął zęby. 
      – Spływaj stąd, Beściak – rzucił, skupiając całą swoją siłę woli na tym, żeby nie otworzyć, ponieważ na pewno nie pozwoli, żeby poszło mu tak łatwo. 
        – Bartek... proszę, otwórz. 
        Szlag by to. I co miał niby teraz zrobić? 
        Podszedł do drzwi i otworzył je zamaszyście na oścież, nawet nie zerkając na osobę po drugiej stronie. 
      – Słuchaj, nie wiem, po co w ogóle... – zaczął, ale w tym samym momencie Oliwer odwrócił głowę i spojrzał na niego, a Bartkowi głos uwiązł w gardle. – Rany boskie, co ci się stało? – zapytał ze zdumieniem, zupełnie zapominając o tym, że otworzył tylko po to, żeby kazać mu spadać. 
      – Mogę wejść? – zapytał niepewnie Oli, próbując się uśmiechnąć, ale to jedynie sprawiło, że jego twarz zaczęła wyglądać jeszcze gorzej. Była zmasakrowana, miał podbite oko, opuchniętą szczękę i rozcięty łuk brwiowy. Bartek był tak zszokowany, że bez zastanowienia odsunął się, otwierając drzwi nieco szerzej, po czym przyjrzał mu się uważniej. Przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy, a na dodatek śmierdział alkoholem. Bartek zmarszczył nos. To niby miał być ten jego cudowny obiekt westchnień? 
        – Co ci się stało? – powtórzył naglącym tonem, kiedy tylko zamknął za nimi drzwi. Oliwer wzruszył ramionami. 
        – Pobiłem się – odparł krótko. 
        – To widzę – rzucił kpiąco Bartek, krzyżując ręce na piersiach i patrząc na niego wyczekująco. – Z kim? 
        – Z ojcem Juliana – powiedział niechętnie Oliwer po kilku sekundach. Brwi Bartka uniosły się. 
     – Czyli dobrze rozumiem... dostałeś w mordę od swojego szwagra? – upewnił się. Oli przez chwilę wyglądał, jakby chciał zaprotestować, ale ostatecznie zrezygnował. 
       – No w zasadzie tak – przyznał niechętnie. – Ale on też dostał – dodał nieco bełkotliwie, żeby Bartek sobie przypadkiem nie pomyślał, że Oliwer idiotycznie dał sobie obić twarz. Bartek przewrócił oczami. 
        – Nie obchodzi mnie to – oznajmił z irytacją. – Więc... jak do tego doszło? – dodał po chwili zastanowienia.
    – Wrócił wczoraj do Polski i postanowił, że go zabiera – wymamrotał Oli, gapiąc się w podłogę. Bartek uniósł głowę, zaalarmowany. 
        – Julian jest teraz u nich? – zapytał z lekką paniką w głosie. 
        – Oczywiście, że nie – żachnął się Oliwer. – W życiu nie pozwoliłbym mu go tknąć – dodał nieco bełkotliwie. Bartek poczuł, że zasycha mu w gardle, a w jego umyśle zapaliła się czerwona lampka. Przez moment błądził wzrokiem po napiętych mięśniach Oliwera, jego defensywnej postawie i zaciętym wyrazie twarzy, po czym spojrzał mu niepewnie w oczy, błagając w myślach, żeby to była z jego strony jedynie pijacka skłonność do przesady. Oliwer jednak w odpowiedzi odwrócił wzrok i dodał niechętnie: – Olga jest po prostu bardzo, bardzo głupia i myśli tylko o sobie. Ale Krzysiek... to zupełnie osobna historia. A ta pizda prawdopodobnie od razu przyjęła go z powrotem z otwartymi ramionami, więc... – zaczął cicho. Bartek gapił się na niego przez chwilę bez słowa, po czym wziął się w garść, postanawiając podejść do tego rozsądnie. Może w ten sposób będzie w stanie jakoś pomóc. 
        – Słuchaj... masz świadomość tego, że to oni są opiekunami? – zapytał w końcu ostrożnym tonem. – Więc z prawnego punktu widzenia nie możesz po prostu nie pozwolić im go zabrać. 
        Miał wrażenie, że Oli po tych słowach jakby skulił się w sobie. 
        – Oczywiście, że tak – odparł. – Dlatego mam cholerną nadzieję, że ten człowiek jest zbyt tępy, żeby ogarniać coś takiego jak prawo – dodał drwiąco. Bartek poczuł, jak kąciki jego ust unoszą się wbrew jego woli, jednak po chwili opadły. 
        – A jeśli nie? – zapytał cicho. Oliwer wzruszył bezradnie ramionami. 
        – Jeśli nie, to pójdę do sądu – oświadczył z determinacją. Bartek przez moment przyglądał mu się uważnie. 
        – Mógłbyś im go jakoś zabrać? – zapytał cicho, ponieważ sam nie miał pojęcia, jak to działało. 
       – Jasne, że tak – odparł Oli z przekonaniem typowym dla pijanego człowieka, po czym najwyraźniej zdał sobie sprawę, że to jednak nie było takie proste. – To znaczy... być może – poprawił się z wahaniem. – Ale to byłaby tylko połowa sukcesu, bo nie ma żadnej gwarancji, że przyznaliby mi opiekę. 
        – A niby komu innemu? – zdziwił się Bartek, marszcząc brwi. Oliwer spojrzał na niego jak na idiotę. 
      – Na moją korzyść działa to, że jestem rodziną. Na moją niekorzyść działa to, że jestem dwudziestosześcioletnim singlem i muzykiem z najniższą krajową, nie mam mieszkania i na dodatek jestem pedałem. Nie mówiąc już o... innych rzeczach – dodał niezręcznie. 
      Bartek przełknął ślinę. Oczywiście wiedział już o tym, ale... Oli właśnie przyznał to bez żadnego wahania. Postanowił chwilowo zignorować te „inne rzeczy”. 
        – Przynajmniej nie wiedzą o tym, że jesteś pedałem – zauważył, starając się brzmieć pocieszająco. Oliwer potrząsnął głową ze śmiechem. 
        – No. Chociaż tyle – przyznał. – Ale nadal jest mnóstwo ludzi, którzy zapewniliby mu lepsze warunki – dodał gorzkim tonem. Na to Bartek nie wiedział już, co odpowiedzieć, więc w zamian zrobił dwa kroki do przodu, stanął tuż przed nim i zadarł głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Zapach wódki nieco się nasilił, ale Bartek kompletnie nie zwrócił na to uwagi. Oliwer przez moment odwzajemnił spojrzenie, po czym zerknął w dół, śledząc wzrokiem dłoń Bartka, która uniosła się i dotknęła delikatnie jego opuchniętego policzka. Zasyczał cicho z bólu, więc Bartek opuścił rękę, jednocześnie odrywając od niego wzrok. 
        – Dobra, księżniczko, zaraz cię ogarniemy – mruknął, uśmiechając się pod nosem, po czym odsunął się, próbując zmusić swoje serce, żeby przestało tak szybko bić. – Usiądź w salonie, okej? 
        Oliwer spojrzał na niego spode łba, ale z wysiłkiem odwzajemnił uśmiech i zastosował się do polecenia. 
       Bartek wszedł do kuchni i na moment oparł się o blat, próbując uspokoić panujący w swojej głowie chaos, po czym podszedł do zamrażarki i odkrył, że nie mieli lodu. Okej, mrożonka musiała wystarczyć. 
      Wrócił do salonu, gdzie Oliwer opierał się o komodę, żeby utrzymać równowagę. Bartek bez słowa wskazał mu kanapę, po czym usiadł obok niego i przyłożył zamrożone opakowanie do jego twarzy. Oliwer westchnął cicho z ulgi. Bartek wpatrywał się uparcie w swoje kolana. Przez chwilę żaden z nich się nie odzywał. 
      – To dlatego nie zadzwoniłem, wiesz? – rzucił w końcu Oli cichym głosem, który tak zaskoczył Bartka, że aż uniósł głowę. Kiedy upewnił się, że Bartek go słucha, spojrzał na niego i kontynuował: – Bo martwiłem się o Juliana i o to wszystko, i zupełnie nie myślałem o niczym innym. Ale gdyby nie, to... zadzwoniłbym, wiesz? – dodał z przekonaniem, mimo że nieco plątał mu się język. To chyba najbardziej zirytowało Bartka. 
       – Skoro tak twierdzisz – odparł suchym tonem, ledwo mogąc wytrzymać to błagalne spojrzenie. Po chwili westchnął, nie chcąc wyjść na dupka. – Nie no, rozumiem. Oczywiście, że w takiej sytuacji myślałeś o Julianie, a nie o mnie. – Zabrzmiało to o wiele bardziej gorzko niż planował. 
        – Nie, to nie tak... – zaczął Oliwer, ale Bartek mu przerwał. 
      – Oli, naprawdę nie chce mi się wysłuchiwać, że to nie tak, jak myślę – rzucił zirytowanym tonem. – Masz pojęcie, jakie to banalne? – Oliwer chyba nie wiedział, co na to odpowiedzieć. – Gdzie jest teraz Julian? – dodał Bartek tylko po to, żeby zapełnić ciszę. 
        – Z Polą u jej mamy – odparł cicho Oliwer. – Nie chciałem, żeby widział mnie w takim stanie. 
        – Z rozwaloną twarzą? 
        – Nie, to nie byłby pierwszy raz. Pijanego – poprawił go Oliwer. Bartek uniósł wzrok. 
        – A co, to byłby pierwszy raz? – zapytał ironicznie. 
     – Tak – odparł Oli. Bartek przyglądał mu się przez chwilę, po czym ze zdumieniem stwierdził, że mówił prawdę. Rany, naprawdę przy ilości alkoholu, jaką Oliwer w siebie wlewał, mały nigdy nie był tego świadkiem? Bartek musiał przyznać, że był pod niechętnym wrażeniem. 
        – Wiesz, że nie wszystkie problemy można utopić w alkoholu? – mruknął, ponownie opuszczając wzrok. 
        – Wiem – szepnął Oliwer, po czym uniósł rękę i wyjął Bartkowi z dłoni mrożonkę, którą przyciskał do jego twarzy. Odłożył ją na stojący obok stolik, podczas gdy dłoń Bartka opadła bezwładnie, po czym wyciągnął rękę i dotknął czubkami palców jego policzka. Ten dotyk sprawił, że Bartek wzdrygnął się, ponieważ były lodowate, i automatycznie uniósł głowę dokładnie w momencie, w którym Oliwer pochylił się i dotknął jego warg swoimi. 
       Wszystko w umyśle Bartka zatrzymało się na moment, po czym wznowiło swój bieg ze zdwojoną prędkością. Usta Oliwera były zimne jak lód i wilgotne od mrożonki, którą Bartek jeszcze przed chwilą do nich przykładał, i zaledwie otarły się o jego własne, po czym odsunęły się, ale ta sekunda wystarczyła, żeby Bartek zrozumiał doskonale, o co chodziło Michałowi, kiedy mówił o latających w powietrzu iskrach. 
        Uchylił powieki i odkrył, że twarz Oliwera znajduje się zaledwie kilka centymetrów od jego własnej, a jego oczy wpatrują się w niego z mieszaniną niepewności i obawy. Spojrzenie Oliwera było nieco zamglone, a Bartek miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Gdzieś w powietrzu unosił się ledwo wyczuwalny zapach alkoholu, krwi i miętowych papierosów, ale Bartek nie czuł niczego poza tymi lodowatymi opuszkami palców na swoim policzku i owiewającym jego wargi ciepłym oddechem. 
       Oliwer zrobił pierwszy ruch, więc Bartek nie zastanawiał się długo, tylko złapał go za kark i przyciągnął do siebie. Poczuł ocierający się o jego skórę miękki zarost i usta zasysające się na jego dolnej wardze i nie wiedział, czy powinien skupić się na tym, czy na dwóch silnych dłoniach, które zacisnęły się właśnie na jego biodrach i przyciągnęły go najbliżej, jak się dało, ale w chwili, kiedy język Oliwera znalazł się wewnątrz jego ust, Bartek przestał zastanawiać się nad czymkolwiek. W którymś momencie Oliwer znowu syknął z bólu prosto w usta Bartka, więc ten oderwał się od niego i spojrzał pytająco w nieco zblazowany sposób, bo nie był w stanie skonstruować żadnego sensownego zdania, ale Oliwer jedynie potrząsnął głową, zupełnie jakby mówił "nieważne" i wrócił do całowania. Bartek bardzo chciał więcej tych wszystkich rzeczy, więcej palców zaciskających się w jego włosach, ust błądzących po jego szyi, twardych, napiętych mięśni otaczających go z każdej strony i ciepłych dłoni wsuwających się pod jego koszulkę, unoszących ją do góry po to, żeby za chwilę się jej pozbyć. Otworzył na chwilę oczy, zdając sobie sprawę z tego, że przez cały czas były zamknięte, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić poczuł dłonie zaciskające się na jego nadgarstkach i przyciskające je do kanapy nad jego głową, unieruchamiając go. Przez moment zamierzał zaprotestować, ale kiedy wargi Oliwera skierowały się niżej, na jego klatkę piersiową, zapomniał o jakichkolwiek protestach i jedynie wyprężył się, bezwiednie wypychając biodra do przodu i ocierając się o niego. Z głębi gardła Oliwera wyrwało się ciche jęknięcie, ale zostało zagłuszone, bo jego usta z powrotem zaatakowały wargi Bartka. Wydawało mu się, że to był ten moment, kiedy Oliwer całkowicie stracił resztki kontroli. Wsunął kolano pomiędzy uda Bartka, rozchylając jego nogi, i zaczął poruszać niecierpliwie biodrami. Dopiero wtedy Bartek poczuł, jak bardzo Oliwer był twardy i niemal zakręciło mu się w głowie, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że to on to zrobił. Nie wyobrażał sobie, żeby mogło być cokolwiek lepszego, lepszego od tego tarcia, od zębów przygryzających delikatnie jego wargi i dłoni, która właśnie przesunęła się po jego plecach w dół, pod materiał bokserek, i zacisnęła się na jego pośladkach. Bartek miał wrażenie, że odejdzie od zmysłów, kiedy poczuł pomiędzy nimi palce Oliwera. Jego biodra poruszały się już dziko całkowicie niezależnie od jego woli, więc skupił się jedynie na oddawaniu pocałunków z taką samą żarliwością, z jaką je otrzymywał. To wszystko działo się niesamowicie szybko i było kompletnie niekontrolowane, przez co miał wrażenie, że za chwilę eksploduje. 
       Wreszcie w odmętach jego umysłu pojawiła się myśl, że jeśli zamierzali to zrobić, a Bartek był całkowicie gotów oddać mu się tu i teraz, to będą musieli zrobić to gdzie indziej, bo kanapa była stanowczo za wąska i już teraz miał wrażenie, że jak tak dalej pójdzie to za chwilę z niej spadną. A potem w jego umyśle pojawiła się kolejna myśl, że mógłby chociaż w maleńkim stopniu przejąć kontrolę, bo jak dotąd jedyne, co był w stanie zrobić to dać się przygwoździć do kanapy, wić się i jęczeć jak dziewica. Ale Oliwer był zbyt silny i zbyt duży, przez co Bartek nie miał w tym starciu żadnych szans, a chciał go tak bardzo, że to aż bolało. Miał wrażenie, że wszystko wokół niego było Oliwerem, ale chciał poczuć go jeszcze bardziej, więc oderwał się od niego z cichym mlaśnięciem. 
   – Do tego potrzebujemy łóżka – rzucił zdyszanym tonem nieco dumny z siebie, że udało mu się skonstruować tak skomplikowaną wypowiedź, po czym spróbował uwolnić ręce z zamiarem wstania i popchnięcia Oliwera w stronę swojego pokoju. Ta kilkusekundowa przerwa wystarczyła jednak, by ten nieco otrzeźwiał. Natychmiast puścił go, wyglądając niemal na zaskoczonego rozwojem sytuacji, i uniósł się nieco, podpierając się jedną ręką, a drugą, którą jeszcze przed chwilą trzymał nadgarstki Bartka w żelaznym uścisku, objął jego policzek.
        – Nie, poczekaj – wydyszał, najwyraźniej próbując się skupić. – Powinniśmy przestać.
        Bartek zamrugał ze zdumieniem, nie odrywając od niego wzroku. 
       – Co? – wymamrotał niepewnie, powoli czując, że i jemu zaczyna wracać rozsądek. Wcale mu się to nie podobało. – Dlaczego? – dodał, starając się nie brzmieć na zranionego. A był odrobinę zraniony. Oliwer pokręcił głową, po czym zacisnął oczy, najwyraźniej walcząc z samym sobą. 
     – Bo za bardzo cię szanuję, żeby zerżnąć cię po pijaku. Zasługujesz na coś zdecydowanie lepszego za pierwszym razem – stwierdził w końcu. Bartek przez moment wpatrywał się w niego bez zrozumienia. 
        – Nie jesteś aż tak pijany... – zaprotestował słabo. 
        – Nie – przyznał Oliwer. – Ale nie kontroluję się też w ani odrobinę wystarczającym stopniu. 
        Chwilę zajęło, zanim znaczenie tych słów dotarło do Bartka. W końcu otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk, więc zamknął je, próbując zapanować nad cisnącym mu się na twarz uśmiechem. Tak naprawdę nie był pewien, dlaczego nagle tak bardzo zachciało mu się uśmiechać. 
       Przez chwilę wahał się, co dalej zrobić i w końcu wypuścił głęboko powietrze, jednocześnie zerkając pytająco na Oliwera, bo nie chciał, żeby znowu zrobiło się między nimi niezręcznie. Oli wpatrywał się w niego przez moment bez słowa, po czym pochylił się. 
        – Ale w każdych innych okolicznościach zrobiłbym to bez zastanowienia – wyszeptał, ocierając wargami o jego ucho, głosem przepełnionym jakąś nieznaną Bartkowi emocją, która sprawiła, że zadrżał i poczuł, że jego spodnie zrobiły się jeszcze ciaśniejsze niż chwilę temu. Oliwer odsunął się, dodając już normalnym tonem: – Chodź. Powinniśmy pójść spać. 
        I Bartek nie wiedział, czy było to spowodowane sposobem, w jaki na niego patrzył, czy uspokajającym tonem jego głosu, czy jego dłonią, która nadal leżała na szyi Bartka, głaszcząc kciukiem jego policzek, ale uznał, że to w zasadzie też w zupełności mu wystarczyło.

_________________________________________________________________________________
* Kelly Clarkson – "Beautiful disaster"

9 komentarzy:

  1. Cudnie. Mówiąc szczerze to wczoraj myślałam o nowym rozdziale. Wstaję, patrzę i bum, jest. Jak poprawić czytelnikom jeden z gorszych tygodni - sposób niezawodny. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No cudnie. Ale nie ma co Oli ma kontrolę nawet po pijaku:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam to opowiadanie (chyba nawet bardziej niż "Zejdź na ziemię" - a to nie lada osiągnięcie!). Zaczynam nawet podejrzewać u siebie obsesję, bo pierwszą rzeczą, którą robię po przebudzeniu jest zajrzenie na Twojego bloga. A dziś spotkała mnie tak miła niespodzianka - oto jest świeżutki rozdział! I to JAKI! Nic tylko życzyć weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie, Bartek i Oli tacy świetni :3
    Czekałam na to długo i się doczekałam. Rozdział, jak zwykle - niesamowity.
    Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  5. opłacało się codziennie zaglądać na bloga:)ładnie,słodko, uroczo i... kiedy następny rozdział?:D fajnie, że Bartek ma już jasną sytuację i wtajemniczył rodzinę, ale pewnie zaraz coś wymyślisz, żeby im po komplikować;)no nic.. pisz, pisz
    ps. a i podobało mi się to co Oli powiedział, że go szanuje<3
    Ipi

    OdpowiedzUsuń
  6. Wczoraj wpadłam na tego bloga ponownie (wcześniej chciałam poczekać, aż trochę rozdziałów wstawisz) i przeczytałam wszystko :D Podoba mi się twój styl pisania.
    "Zejdź na ziemię" też czytałam jakiś czas temu i w sumie nie pamiętam, czy komentowałam. Jeśli nie, to wiedź, że mi się podobało xD To jedna z historii, które zostaną w pamięci.
    Co do tego rozdziału, bardzo mi się podoba jak Oli traktuje Bartka :) Czekam na ciąg dalszy!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Karolina w końcu się dowiedziała, że Bartek jest zakochany w Oliverze, może z Michałem będą się przyjaźnić, i pojawił się Oliver i się wyjaśniło czemus się nie odzywał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    świetne, Karolina w końcu poznała prawdę o Bartku i Oliverze, że są razem, może z Michałem będą przyjaciółmi, i się wyjaśniło czemu Oliver się nie odzywał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    wspaniały rozdział, Karolina w końcu poznała prawdę o Bartku i Oliverze, że są razem, może teraz już nie będzie wciąż o tym Beściaku myślała, może z Michałem będą przyjaciółmi, no i się wyjaśniło czemu Oliver się nie odzywał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń