7/25/2016

Rozdział XI: Początki końca i końce początków

       Hej. Rozdział znowu niewyedytowany, ale trudno. Póki co jestem ciągle w trasie, więc poprawię to wszystko, jak tylko będę znowu przed komputerem. Inaczej się nie da. Jutro znikam za granicą, wracam pierwszego sierpnia i wtedy będzie kolejny rozdział. Jest super świetnie, bo mam niesamowity flow i napisane mnóstwo rozdziałów na zaś, więc spokojnie, nawet jak mnie nie ma to i tak jestem :)
        A w ogóle to jesteście okropni, bo nie komentujcie nic ;) buźki, miłego czytania :)





Rozdział XI

Początki końca i końce początków

        


        "If I told you things I did before
        Told you how I used to be
        Would you go alone with someone like me
        If you knew my story word for word
        Had all of my history
        Would you go alone with someone like me

        (...)

        Usually when things has gone this far
        People tend to disappear 
        No one will surprise me unless you do 

        I can tell there's something goin' on
        Hours seem to disappear
        Everyone is leaving, I'm still with you"*



        21 listopada 2015 r.

        Bartek nie przyszedł tutaj, żeby kogokolwiek poznać, przyszedł tylko po to, żeby wypić piwo z Michałem i z nim pogadać, bo co jak co, ale Michał miał dobre rady, a Bartek naprawdę już nie wiedział, co ze sobą zrobić. 
        Oliwer znowu się nie odzywał. To znaczy może nie, że się nie odzywał; Bartek napisał mu sms-a, na którego Oliwer odpisał niezobowiązująco następnego dnia. Nie załapał aluzji, że Bartek chciałby się spotkać albo załapał aluzję, ale sam nie chciał się spotkać, więc tym razem Bartek po prostu nie odpisał. Bez łaski. 
        To nie było też tak, że był w stanie choć na moment przestać o nim myśleć. To było absolutnie wkurzające, bo Bartek nie uważał się za typ faceta, który lubił się za kimś uganiać i narzucać, a mimo to miał wrażenie, że im bardziej nie wiedział, o co chodzi Oliwerowi, tym bardziej chciał się dowiedzieć. Dla Bartka to było trochę jak najciekawsza układanka w jego życiu i obiecał sobie, że kiedyś ułoży te puzzle, które nazywały się Oliwer Beściak. Nie zamierzał się poddać ani odpuścić. Nadejdzie taki dzień, kiedy dowie się, co siedzi w głowie Oliwera i zmusi go, żeby się otworzył. Jeśli kiedyś powie Bartkowi, żeby się odwalił, to Bartek posłucha, ale do tego czasu zamierzał próbować, bo nie był jeszcze gotowy na to, żeby odpuścić sobie Oliwera. Zbyt wiele się wydarzyło, a Bartek miał już taki charakter, że kiedy czegoś nie wiedział, to się dowiadywał. Miał wrażenie, że był trochę jak ćma, która leciała do światła, ale chwilowo po prostu postanowił być głupi. Jeśli się sparzy to trudno.
        Dostawał same sprzeczne sygnały i zaczynało mu się od nich kręcić w głowie. To nie było tak, że Bartka tam nie było tego wieczoru, kiedy Oliwer przyszedł do niego i kiedy... wydarzyło się między nimi to wszystko, co się wydarzyło. Bartek tam był i widział. Widział, że Oli nie był obojętny. Takie rzeczy były instynktowne, a sposób, w jaki Oliwer na niego patrzył i to, co mówił nie było udawane. Wiedział, że Oliwer chciał go przynajmniej w tamtym momencie tak samo, jak on chciał Oliwera, ale jego późniejsze zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Bartek zwyczajnie nie rozumiał. Nie robi się z ludźmi takich rzeczy, nie mówi im takich rzeczy i potem nie odchodzi się bez słowa. To było zupełnie nielogiczne, a Bartek nie znosił braku logiki w życiu. 
       Ale fakt, że wpadł na Oliwera Beściaka właśnie w klubie dla gejów, pijąc piwko z Michałem, też nie był logiczny, a jednak rzeczywiście się to wydarzyło. 
        – Bartek? – usłyszał znajomy głos, który jednocześnie brzmiał zupełnie jak nie on i obrócił się w miejscu. 
        Cholera. Jakie były szanse?
    – Cześć – powiedział niezręcznie. Zobaczył kątem oka, jak Michał odwraca się przez ramię i patrzy na niego z zainteresowaniem, ale póki co nie mógł oderwać oczu od tych niebieskich, cały czas nie mogąc do końca uwierzyć, że one naprawdę tu były.
        – Co...? – zapytał Oliwer, po czym zawiesił się na moment i odchrząknął. – Co tu robisz? 
        – A... przyszedłem z kolegą – odparł Bartek zdawkowym tonem. – A ty? – Oliwer zastanawiał się nad odpowiedzią nieco zbyt długo, rozglądając się w popłochu, więc Bartek kontynuował nieco złośliwie: – I co, widzisz kogoś, kto ci się podoba? 
        Ponieważ do klubu dla gejów chodziło się tylko w jednym celu (co z tego, że on przyszedł w innym?) i obecność Oliwera tutaj tłumaczyła dla Bartka wszystko. Wszystko
        Oliwer oparł się o bar i uniósł brwi.
        – Nie przyszedłem tutaj szukać kogoś, kto mi się podoba – oświadczył. – Przyszedłem ze znajomymi. 
        Bartek pokiwał głową, nie wiedząc, czy mu wierzy i nie wiedząc, jakie to ma tak naprawdę znaczenie. Oliwer zmierzył z kolei Michała oceniającym spojrzeniem, po czym zwrócił wzrok z powrotem na Bartka, sprawiając wrażenie naburmuszonego. Kiedy Bartkowi wydawało się, że dostrzegł w jego oczach pretensję, uniósł wyzywająco brew.
        – Co to za spojrzenie? – zapytał, zaciskając wargi. Oliwer żachnął się, ostentacyjnie odwracając wzrok. 
        – Patrzeć też już na ciebie nie mogę? – burknął. 
      – Nie – odparł dziecinnie Bartek, myśląc o tym, że ten gość wydobywał z niego wszystkie najbardziej irracjonalne i głupie reakcje. Zamknął na chwilę oczy. – Pójdę do łazienki, zaraz wrócę, okej? – rzucił w przestrzeń, jednak bardziej kierując swoje słowa do Michała niż do Oliwera, po czym obrócił się na pięcie i odszedł, nawet na nich nie patrząc. Było mu trochę głupio zostawiać tak Michała, bo przecież to nie była jego wina i naprawdę nie chciał wplątywać go w swoje dramaty. A Michał i tak zachowywał się super dyskretnie, bo przecież Bartek teoretycznie przyszedł do klubu z nim, a był przekonany, że on i Oliwer nie zachowywali się zupełnie normalnie. Miał tylko nadzieję, że Michał nie słyszał tego, co mówili, bo dla postronnego obserwatora to musiało brzmieć cholernie idiotycznie.
       Kiedy był w połowie drogi do łazienki, przyszło mu do głowy, że co będzie, jak Michał zacznie rozmawiać z Oliwerem albo Oliwer z Michałem? Bartek nie wiedział, dlaczego tak bardzo go to przerażało. Rany boskie, był gejem właściwie przez moment, a już zdążył wpaść w pułapkę spotkania się jego byłych-niedoszłych facetów? Kiedy to się stało?
       Oparł się o zimną ścianę w łazience i zupełnie dziecinnie postanowił tu zostać, bo Oliwer Beściak sprawiał, że czuł się jak dureń i serce mu łomotało, i nie panował nad sobą. Z jakiegoś powodu w jego obecności Bartek był zawsze boleśnie świadomy swojego wieku. Okej, więc był dzieciakiem, który spanikował i schował się w łazience, zostawiając niezręczną sytuację za sobą, żeby sama się rozwiązała. Miał ochotę się zastrzelić.
        Oliwer z kolei przysunął się do Michała, zerkając na niego ukradkiem. 
        – Kopę lat, Beściak – rzucił Michał, uśmiechając się znacząco. Oliwer spojrzał na niego krzywo. 
        – Widzieliśmy się tutaj dwa tygodnie temu – mruknął. Michał wzruszył ramionami. 
        – Ale nie rozmawialiśmy ze sobą od lat – zauważył. Oli pokiwał głową bez słowa.
        – Więc... skąd znasz Bartka? – zapytał pozornie beznamiętnym tonem. Michał spojrzał na niego z rozbawieniem. 
        – Stąd – oznajmił, wskazując gestem na klub. Oliwer uniósł brwi. 
        – Często tu przychodzi?
        – No, dosyć często tu przychodzimy – przyznał Michał, uśmiechając się szeroko. Oliwer zmierzył go gniewnym spojrzeniem, przeklinając w duchu swój brak dystansu do całej sytuacji. – Bartek jest bardzo spoko, nie? – zagadnął, wpatrując się w tańczących ludzi. Oliwer jedynie mruknął bez zainteresowania. – Strasznie fajny chłopak, od początku go polubiłem... 
        – Słuchaj, nie wiem, o co ci chodzi, ale Bartek jest zajęty, więc tracisz tylko czas – warknął Oli, w końcu spoglądając na niego ze złością, na co Michał uśmiechnął się jeszcze szerzej i machnął ręką. 
       – Hej, spokojnie. Po co te nerwy? – zapytał pogodnym tonem. – Nic mi nie wiadomo o tym, żeby był zajęty, ale skoro tak mówisz... mnie to nie dotyczy, tylko się kumplujemy. 
        – Ach tak? – mruknął Oliwer tonem pełnym wątpliwości. 
      – No tak. Słowo harcerza, nic mu nie zrobiłem. No, prawie – dodał, szczerząc zęby, po czym wzruszył ramionami. Oliwer poczuł, jak jego pięści się zaciskają i uznał, że lepiej zakończyć tę rozmowę zanim pozbawi dupka twarzy. Bez słowa odbił się od baru i odwrócił od niego. – Hej, wyluzuj. Złość piękności szkodzi! – usłyszał jeszcze za swoimi plecami, ale ani na niego nie spojrzał, ani nie odpowiedział. Michał z kolei pokręcił głową i wziął łyka piwa, a może minutę później pojawił się obok niego Bartek, przepychając się przez tłum i rozglądając się ukradkiem. 
       – Poszedł – oznajmił Michał, doskonale wiedząc, o co mu chodziło. Bartek nie był pewien czy był rozczarowany, czy odetchnął z ulgą. – Okej, mówiłeś, że jest jakiś facet, ale nie mówiłeś, że ten facet to cholerny Oliwer Beściak – dodał naglącym tonem, najwyraźniej oczekując wyjaśnień. Bartek uniósł brwi z zaskoczeniem. 
        – A powinienem? – zapytał bez zrozumienia. Michał pokręcił głową z politowaniem. 
      – Powinieneś – oznajmił z przekonaniem. – Wiesz, nie jestem pewien czy jestem pod wrażeniem, czy ci współczuję, ale... jakoś nagle stałeś się o wiele bardziej interesujący – stwierdził, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Bartek poczuł się nieco niezręcznie, a jednocześnie trochę urażony. 
       – Rany, dzięki – oświadczył drwiąco, odwracając się od baru i wgapiając w tańczących najbliżej facetów, bo nie miał nic innego do roboty.
       – Oliwer Beściak ze wszystkich ludzi na świecie... Słuchaj, młody, nie jestem pewien, czy wiesz, w co pogrywasz, ale... no, ostro. 
     Bartek przez moment zastanawiał się, czy to nie byłoby oszukiwanie i naruszanie cudzej prywatności, ale w końcu nie wytrzymał i odwrócił się w jego stronę.
        – Okej, gadaj – rzucił zniecierpliwionym tonem. Michał uniósł pytająco brwi. 
        – Ale co? 
        – Wszystko, co o nim wiesz – odparł Bartek bez wahania. Michał parsknął głośnym śmiechem, po czym zastanowił się. 
      – O Beściaku? Hm... trochę Casanova, a trochę potulna owieczka. Mocno popaprany, ale krzywdy ci nie zrobi. Jak na mój gust... – Przez moment wpatrywał się w Bartka uważnie, wyraźnie coś rozważając. – Brnij w to – zdecydował w końcu, mrużąc oczy. Bartek zamrugał ze zdziwieniem. 
        – Serio? – zapytał tonem pełnym wątpliwości. – Nie zamierzasz mi tego odradzić? 
       – W każdym innym wypadku bym to zrobił – przyznał Michał bez wahania. – Ale wiem, jak Beściak wygląda, kiedy mu zależy, a wygląda właśnie... tak – oznajmił, wskazując gestem gdzieś wgłąb klubu. Bartek uniósł gwałtownie głowę.
        – Skąd wiesz? – zapytał podejrzliwym tonem, na co Michał znowu się zaśmiał, unosząc pokojowo dłonie do góry.
     – Rany, no już nie trzymaj go tak pod pantoflem... Ja i Beściak? Boże, co za straszna wizja –zaśmiał się, po czym nagle spoważniał. – Spotykał się kiedyś z moim najlepszym przyjacielem – wyjaśnił, wzruszając ramionami. – On co prawda nie wie, że ja wiem, bo był wtedy jeszcze bardzo głęboko w szafie i to był super wielki sekret, ale... Filip mówił mi różne rzeczy. Przez co wiem, że Beściak potrafi być słodziakiem, jeśli bardzo chce, bo normalnie nigdy bym w to nie uwierzył. W gruncie rzeczy myślę, że to porządny facet, tylko trochę przygnieciony przez rzeczywistość. Z emocjami to on sobie zbytnio nie radzi, ale generalnie chce dobrze. Wiesz, niby typ twardziela, ale okaż mu trochę miłości i możesz robić z nim, co chcesz. Co Filip skrzętnie wykorzystywał, nie powiem. To nie była zbyt zdrowa relacja, ale Beściak najwyraźniej lubi, jak się nim pomiata, więc można powiedzieć, że sam się o to prosił. Trochę mi go szkoda.
        Bartek wsłuchiwał się uważnie w każde jego słowo, marszcząc brwi. 
      – Co się z nimi stało? – zapytał ostrożnie. Nigdy jakoś nie zastanawiał się nad poprzednimi facetami Oliwera, a przecież jakichś musiał mieć, nie? A to, co Michał mówił nie brzmiało za bardzo jak Oliwer... prawda? 
        Michał przez moment nie odpowiadał, aż w końcu wzruszył ramionami, udając nieprzejętego.
       – Filip zaćpał się półtora roku temu – odparł obojętnym tonem, gapiąc się w jeden punkt i przełykając ślinę. Bartek zamrugał, czując jak to, czego właśnie się dowiedział, przygniata jego umysł. 
      – Och – rzucił jedynie, bo nie wiedział za bardzo, jak inaczej to skomentować, żeby nie wyjść na nietaktownego. – Sorry – dodał jeszcze, bo w końcu Michał powiedział, że to był jego dobry kumpel, nie? 
        – Spoko. Był w tym gównie tak po uszy, że to była kwestia czasu – odparł cicho, jakby z rezygnacją. Bartek zaczął zastanawiać się, czy o narkomanie można powiedzieć, że „sam tego chciał” i czy ktokolwiek robi to ze świadomością tego, że któryś raz może być tym ostatnim. Było to dla niego kompletnie niewyobrażalne, ale z drugiej strony... wielu rzeczy na tym świecie Bartek nie potrafił sobie wyobrazić. Przez moment trochę się zawiesił, ale w końcu usłyszał, że Michał kontynuował: – Nie wiem w ogóle, co Beściak z nim robił, przecież sam był już wtedy parę lat po odwyku, więc to jakby wodził się na pokuszenie. Jak dla mnie to cud, że do tego nie wrócił. – Myśli Bartka zatrzymały się w jednej sekundzie, powodując w jego głowie małe, chwilowe zwarcie, kiedy spojrzał na Michała szeroko otwartymi oczami. Ten jedynie zmarszczył brwi. – Co? 
       – Powiedziałeś coś o odwyku – przypomniał mu, nie wiedząc za bardzo, czy rzeczywiście wolałby, żeby Michał rzucił teraz coś w rodzaju „a, nie, miałem na myśli coś zupełnie innego”.
        – No tak – przyznał Michał lekkim tonem, po czym uniósł wysoko brwi. – A, okej, czaję. Rany, ty naprawdę nic nie wiesz, co? 
    Nie mógł chyba powiedzieć niczego gorszego, ponieważ Bartek naprawdę miał wrażenie, jakby nic nie wiedział, a jednocześnie poczuł się cholernie źle, bo nie sądził, że ta rozmowa potoczy się w takim kierunku. Nie chciał wyciągać z obcych ludzi żadnych tajemnic Oliwera, chciał, żeby on sam mu powiedział. To już było poważne naruszenie prywatności i zaufania. Ale z drugiej strony... przecież i tak już wiedział, prawda? Teraz już nie mógł w żaden sposób pozbyć się tej wiedzy.
        – A skąd miałbym wiedzieć? – żachnął się. – Znam gościa ledwo od dwóch miesięcy. 
        Michał pokiwał głową z zastanowieniem. 
        – Wiesz, stary, to nie jest żaden koniec świata, w końcu każdy z nas ma ze sobą jakiś bagaż, nie? – zapytał retorycznie. – Co prawda Oliwer ma parę ton tego bagażu, no ale cóż... jeśli jesteś w porządku, faceta bierzesz z całym jego bagażem. – Najgorsze było właśnie to, że Michał cały czas mówił, a Bartek nie mógł się zdecydować czy chce zatkać uszy, czy chciwie spijać każde słowo. Jakoś nie potrafił powiedzieć mu, że „nie, jednak nie chcę wiedzieć”. – Narkotyki to jedno, ale jest jeszcze ten jego dzieciak, nie...? – powiedział Michał, zawieszając nieco głos i wpatrując się w Bartka niepewnie, jakby próbował zorientować się, czy o tym też nie wiedział. 
        Bartek jednak pokiwał jedynie głową. 
        – Julian – potwierdził bez zastanowienia. 
        – O! Poznałeś go? – zdziwił się Michał.
        – No jasne – odparł, marszcząc brwi, bo przecież co było w tym takiego zaskakującego? 
        – To i tak brawo dla ciebie – stwierdził Michał, uśmiechając się krzywo. – Filipowi nawet nie pozwalał się do niego zbliżyć, co też było trochę chujowe, no bo co myślał, że mu zrobi? Zarazi go pedalstwem, wepchnie mu kokainę do gardła? Filip może święty nie był, ale był stosunkowo normalny, nie zrobiłby przecież krzywdy dziecku. No ale Beściak zawsze miał trochę pierdolca na punkcie tego dzieciaka. 
      Bartek rozważył to w myślach i tym razem stwierdził, że to już doskonale pasowało mu do Oliwera. W końcu powtórzył w myślach wszystko, co usłyszał do tej pory i poczuł się jeszcze bardziej ogłupiały niż na początku. Oparł podbródek na dłoni, wzdychając bezradnie. 
       – Nie mam pojęcia, co mam teraz zrobić – oświadczył w końcu, bo te wszystkie informacje nie zmieniały faktu, że nadal nie wiedział, jak cała ta sytuacja wygląda z perspektywy Oliwera.
        – Słuchaj, jeśli go chcesz, to bierz go. Gwarantuję ci, że jest zainteresowany... 
      – Skoro jest zainteresowany to dlaczego mi tego nie powie? Wie, że ja jestem – przerwał mu Bartek zirytowanym tonem. Michał wzruszył ramionami. 
        – A skąd mam wiedzieć? On miewa różne dziwne jazdy. Nie wybrałeś sobie najłatwiejszego celu. Ale powiem ci jedno, facet, który nie jest zainteresowany nie byłby zazdrosny o twojego znajomego i nie powiedziałby mu, że jesteś zajęty – odparł, uśmiechając się znacząco. Bartek zamrugał. 
      – Tak powiedział? – upewnił się zdezorientowanym tonem, po czym nagle poczuł, że zaczyna przepełniać go złość. – Nie wiem, jakim prawem tak mówi, ale na pewno nie jestem zajęty, więc... – zaczął gniewnie, ale Michał przerwał mu z uśmiechem: 
       – To idź i mu o tym powiedz – rzucił wyzywająco, w głębi duszy czując satysfakcję. Bardzo dobrze, że udało mu się trochę podpuścić Bartka, bo inaczej żaden z nich nie wykonałby żadnego ruchu. Michał tylko im odrobinkę pomoże, nic więcej.
      – A żebyś wiedział, że tak zrobię – warknął Bartek, prostując się i rozglądając, próbując wypatrzeć Oliwera w tłumie, co oczywiście mu się nie udało. Spojrzał na Michała przepraszająco, jednak ten tylko machnął ręką.
       – Idź, idź – rzucił, sugerując, że on nie obrazi się, jeśli zostanie sam. Bartek pokiwał głową z determinacją i zniknął w tłumie. 
       Nie wiedział, jak to sobie wyobrażał, ale znalezienie go było w tych warunkach zwyczajnie niemożliwe. W końcu westchnął i stanął gdzieś z boku, wyciągając telefon. 

        Do: Oliwer. Jesteś tu gdzieś jeszcze? 

        Raz kozie śmierć – pomyślał, wysyłając, a parę sekund później jego komórka zawibrowała. 

        Od: Oliwer. Spójrz w lewo. 

       Bartek uniósł gwałtownie głowę i przez moment przeszukiwał wzrokiem tłum, aż w końcu go zobaczył. Stał przy wejściu do palarni i patrzył prosto na Bartka z uniesioną brwią. Kiedy złapali kontakt wzrokowy, Oliwer pokazał mu gestem, żeby poszedł za nim, więc Bartek zaczął z trudem przeciskać się wgłąb klubu. W końcu zobaczył, że plecy Oliwera znikają za jakimiś drzwiami, więc podążył za nim i odetchnął z ulgą, czując świeże powietrze. Rozejrzał się z zaciekawieniem i zobaczył, że znajdują się chyba w zamkniętym ogródku piwnym, który jednak sprawiał wrażenie nieczynnego, pewnie dlatego, że było już zbyt zimno. Zamknął za sobą drzwi, robiąc kilka nieśmiałych kroków naprzód, podczas gdy Oliwer odwrócił się do niego i Bartek zdał sobie sprawę, że nie miał absolutnie żadnego planu tego, co chciał mu powiedzieć. 
        Oliwer przez moment wpatrywał się w niego z ledwo widocznym uśmiechem.
        – Wyciągnąłeś mnie tu w jakimś konkretnym celu? – zapytał nieco kpiącym tonem. Bartek spojrzał na niego z wyzwaniem w oczach. 
       – Tak – oznajmił bez wahania, unosząc głowę i przeklinając fakt, że w porównaniu z nim był taki niski. – Chciałem dowiedzieć się, o co ci, do cholery, chodzi.
        Oli przez chwilę gapił się na niego z nieczytelnym wyrazem twarzy. 
        – Co masz na myśli? – zapytał cicho. Bartek miał ogromną ochotę przewrócić oczami.
     – Mam na myśli, że okej, wygrałeś konkurs na najbardziej niezdecydowaną osobę na świecie, więc teraz mógłbyś się już określić. – Kiedy Oliwer przez moment nie odpowiadał, kontynuował tym samym tonem, który wskazywał na to, że miał już tego serdecznie dosyć. – A może dla ciebie to całkowicie normalne, że jednego dnia prawie idziesz z kimś do łóżka, kolejnego się nie odzywasz, a jeszcze następnego mówisz znajomemu tej osoby, że jest zajęta. Co nie jest prawdą – zaznaczył, krzyżując ręce na piersi i cierpliwie czekając na wyjaśnienia. 
        – Okej – stwierdził w końcu Oliwer, poddając się. – Nie powinienem tego robić. 
        – Której z tych rzeczy? – zapytał. 
        – Żadnej – odparł Oli bez wahania, a Bartek poczuł się, jakby uszło z niego powietrze. 
      – Dlaczego? – zapytał już nieco spokojniejszym, bardziej zrezygnowanym tonem. Oliwer spojrzał w niebo, najwyraźniej nie wiedząc, gdzie podziać wzrok i nie odpowiedział. – Słuchaj, jeśli... jeśli rzeczywiście chcesz, żebym się odpieprzył, bo, nie wiem... odmieniło ci się czy coś, to przynajmniej miej wystarczająco jaj, żeby spojrzeć mi w oczy i mi to powiedzieć. A wtedy odpieprzę się, obiecuję – dodał bez wahania. – Albo jeśli masz jakiś przekonujący argument, dla którego to miałoby nie zadziałać to też zamieniam się w słuch. Ale dopóki... – Bartek zawahał się przez moment. Sam już nie był pewien, co wypadało z jego ust i czy to miało jakikolwiek sens, ale Oliwer wydawał się słuchać go uważnie, więc kontynuował: – Dopóki tego nie usłyszę to nie zamierzam się odpieprzyć, więc możesz równie dobrze zacząć się do mnie przyzwyczajać – oznajmił dobitnym tonem z rękami skrzyżowanymi na piersi, prostując się, jakby chciał powiedzieć: „nie ruszam się stąd, dopóki nie powiesz mi, co i jak, nawet gdybyśmy mieli tu stać do jutra”. 
        Miał wrażenie, że dostrzegł na twarzy Oliwera cień uśmiechu, który ten bardzo próbował ukryć.
        – Zawsze jesteś taki uparty? – zapytał cicho.
      – Zawsze – potwierdził Bartek bez zastanowienia. Oliwer parsknął śmiechem, po czym przeczesał włosy palcami, najwyraźniej nie mając pojęcia, jak z tego wybrnąć. Nie spodziewał się konfrontacji. Nie spodziewał się, że Bartek będzie taki... nieugięty.
        Chyba Oliwer zwyczajnie nie docenił Bartka. 
        – Po prostu... nie rozumiem, dlaczego uznałeś, że to jest warte twojego zachodu – oznajmił, powtarzając wcześniejsze słowa Karoliny. – Marnujesz na mnie tylko czas. Na świecie jest jakieś trzy i pół miliarda facetów, z którymi z pewnością byłbyś szczęśliwszy, po prostu wybierz sobie jednego i nie pakuj się w coś, czego później będziesz tylko żałował. 
        Bartek po tej przemowie przez moment wpatrywał się w niego w milczeniu. Rany, on... on mówił poważnie. 
        – Tak właśnie myślisz? – upewnił się spokojnym tonem. 
      – Tak właśnie myślę – przyznał Oliwer, na co Bartek jedynie mruknął przytakująco, nie odpowiadając ani nie ruszając się z miejsca. Oliwer czekał jednak na jakąś reakcję, no bo dlaczego Bartek jeszcze nie odszedł, aż w końcu zniecierpliwił się. 
        – No więc? – zapytał naglącym tonem. 
     – No więc co? – zdziwił się Bartek ostentacyjnie. – Powiedziałem, że czekam albo na to, żebyś mi powiedział, żebym się odpieprzył, albo na przekonujący argument. Na razie nie usłyszałem ani jednego, ani drugiego – oznajmił, wzruszając ramionami.
        Oliwer poczuł, że jego cierpliwość się kurczy. Co za chłopak...! Przez chwilę miał ochotę powiedzieć mu, żeby się odpieprzył, skoro trzeba było mówić do niego wielkimi literami, ale ostatecznie zrobił dwa kroki naprzód. 
        – Dlaczego po prostu nie zostawisz mnie w spokoju? – syknął, na co Bartek pomyślał, że ten facet miał chyba nie po kolei w głowie.
        – Ja? – zawołał z niedowierzaniem. – To ty najwyraźniej nie możesz zostawić mnie w spokoju, ciągle wracasz i mącisz mi w głowie, a później mnie odpychasz! Masz jakieś cholerne rozdwojenie jaźni? Ja proszę cię tylko o prostą odpowiedź, naprawdę nie ma w tym nic trudnego, albo w jedną stronę, albo w drugą! Gdybyś jeszcze prosto z mostu powiedział mi, że nic do mnie nie czujesz, to chociaż wiem, że byś kłamał, zaakceptowałbym to, bo to byłaby z twojej strony przynajmniej jakaś decyzja. Ale najwyraźniej nawet to przekracza twoje możliwości! Ile ty masz lat? Bo myślałem, że z nas dwóch to ja jestem nastolatkiem... 
      – Bo jesteś nastolatkiem i dlatego nie jesteś w stanie zrozumieć, że... – wtrącił cicho Oliwer, który sam zaczynał być rozeźlony, ale Bartek nie dał mu dojść do głosu. 
      – Jeśli nie przestaniesz traktować mnie jak dziecko, kiedy to ty zachowujesz się jak dwunastolatek, to przysięgam, że ci przywalę – ostrzegł. 
        – Spróbuj – rzucił wyzywająco Oliwer, uśmiechając się nieco kpiąco. Bartek jeszcze nigdy nie miał ochoty wyżyć się na nikim tak, jak teraz na nim, więc wyrwał do przodu, popychając go i zamachując się. Oliwer uderzył plecami w ścianę i zrobił unik, a potem kolejny i kolejny, bo z jednej strony nie chciał znowu oberwać, ale z drugiej nie mógł przecież uderzyć Bartka, bo to byłaby kompletnie nierówna walka, więc postanowił pozostać przy bronieniu się. W którymś momencie, kiedy Oliwer znowu się odsunął, pięść Bartka zamiast w jego twarz trafiła w mur tuż za nim, przez co Bartek jęknął i zaczął machać dłonią z bólu, rozbryzgując dookoła krew. Oliwer uznał, że to koniec zabawy i wykorzystał ten moment, żeby obrócić go i przygwoździć do ściany, jednocześnie wykręcając mu ręce do tyłu i przyciskając jedną dłoń do jego knykci, żeby zatamować krwawienie. Bartek wyrywał się jeszcze przez moment, a Oliwer sam nie wiedział, w którym momencie zaczął się uśmiechać, widząc to przedstawienie. Rany, ale było z niego niezmordowane, zaciekłe i wojownicze cudo. Kiedy tak na niego patrzył, do jego umysłu zaczęły napływać zupełnie inne myśli i przyszło mu do głowy, że Bartek wcale nie był aż taki uległy, jak mu się wcześniej wydawało i że pewnego dnia, jak tylko trochę się ośmieli i przestanie się wstydzić, to na pewno z tym całym swoim zapałem będzie fenomenalny w łóżku, i rany boskie, nie myśl o tym teraz, kiedy twoje krocze jest przyciśnięte do jego tyłka, ty debilu.
     – Hej, ćśśś... spokojnie – wyszeptał mu do ucha, cały czas trzymając go w żelaznym uścisku, bo Bartek najwyraźniej nie zamierzał przestać się wyrywać. W końcu zaczął powoli nieruchomieć, bo najwyraźniej zaczęło docierać do niego, że przegrał, więc Oliwer zapytał cicho: – Lepiej ci? 
       – Nie, bo twoja twarz nadal jest w nienaruszonym stanie – warknął Bartek. – No, powiedzmy – poprawił się złośliwym tonem, mając na myśli wszystkie inne uszczerbki na niej niespowodowane przez niego. Oliwer parsknął krótkim śmiechem i pochylił głowę, praktycznie dotykając nosem jego ramienia. W pewnym momencie poczuł, że Bartek spiął się, a jego oddech zaczął być nieco drżący. Oliwer wciągnął głęboko powietrze, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że w którymś momencie najwyraźniej się podniecił, a nie było żadnej możliwości, żeby Bartek tego nie poczuł.
      – Puść mnie – poprosił cicho Bartek, nie patrząc na Oliwera, a jedynie gapiąc się w ścianę, do której był przyciśnięty. Oli przełknął ślinę, myśląc, że to był ten moment, kiedy Bartek odejdzie, prawdopodobnie przytłoczony ilością dramatu i zażenowany twardością przyciskającą się do jego pośladków, mimo że przecież nic nawet nie zrobili. Jego uścisk powoli zelżał, a on już zamierzał zrobić krok do tyłu, ale Bartek jedynie obrócił się w miejscu twarzą do niego, spojrzał w górę, położył obie dłonie na jego policzkach i przyciągnął jego usta do swoich. 
        Trwało to może sekundę, zanim Oliwer otrząsnął się i w jednym szalonym momencie postanowił wyrzucić wszystkie podjęte przez siebie wcześniej decyzje do kosza, bo Bartek był po prostu niepozbywalny, a skoro tego właśnie chciał, to proszę bardzo. Chwycił jego biodro, z powrotem przyciskając go do ściany, a drugą dłoń wsunął w jego włosy i pociągnął, zatapiając się w jego ustach. Nie był już w stanie wytłumaczyć się krążącym w jego żyłach alkoholem, ale Bartek był tak samo chętny i tak samo gorący, jak tamtego wieczora i ocierał się o niego w tak rozkoszny sposób, że Oliwer tracił resztki rozumu. Czy jemu kurwa odbiło, żeby z własnej woli rezygnować z czegoś takiego? Od kiedy był takim cholernym altruistą? 
      Nieokreśloną chwilę później dłonie Oliwera błądziły po jego plecach, czasami przenosząc się niżej, a usta Bartka zawędrowały za jego ucho, badając każdy skrawek jego skóry. Oli odchylił głowę do tyłu, bo ten ciepły, mokry język na jego szyi i małe, jędrne pośladki pod jego palcami były absolutnie perfekcyjnym połączeniem, i bez zastanowienia przeniósł jedną z dłoni na przód jego dżinsów, zaczynając rozpinać jego rozporek. Tym razem to Bartek otrząsnął się jako pierwszy i uniósł głowę, kładąc dłoń na jego biodrze, żeby go od siebie odsunąć. Oliwer miał ochotę zawyć z frustracji. 
        – Oli, jesteśmy w miejscu publicznym – zauważył cicho Bartek, sprawiając wrażenie, jakby uważał po prostu, że któryś z nich powinien to powiedzieć, żeby mogli spokojnie wrócić do obmacywania się. Oliwer odetchnął głęboko, powoli wracając do siebie i rozglądając się.
        – Słuszna uwaga – stwierdził, czując, jak trybiki w jego głowie zaczynają znowu się poruszać. 
      – Z drugiej strony jesteśmy w klubie dla gejów – zasugerował Bartek, unosząc pytająco brew. Oliwer poczuł, jak jego usta rozciągają się w uśmiechu. 
        – Nie – zadecydował za nich obu, bo nie będzie bzykał się w cholernym ogródku piwnym. Być może był napalony, ale nie był aż takim desperatem. – Chodź – rzucił, chwytając Bartka za rękę i ciągnąc z powrotem w stronę klubu. 
        Wejście tam było ogromnym szokiem, bo nagle zrobiło się okropnie głośno i byli otoczeni przez ludzi. Zaczęli przepychać się przez tłum, a Bartek skupił się na tym, żeby ani na moment nie puścić ręki Oliwera. Kiedy przeszli przez cały klub i z powrotem znaleźli się na powietrzu, obaj odetchnęli z ulgą, Oliwer jednak nie zatrzymywał się i pociągnął go dalej w stronę pobliskiego parkingu. Kiedy tylko Bartek zorientował się, co było grane, zatrzymał się raptownie. Oliwer obejrzał się przez ramię. 
      – Daj spokój, chyba się nie boisz – podpuścił go z uśmiechem, po czym puścił jego dłoń i podszedł do motoru. Odpiął kask i wrócił do Bartka, po czym delikatnym ruchem ściągnął mu z nosa okulary i schował je do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki. Bartek przez moment przenosił nieufne spojrzenie to na niego, to na kask, i w końcu westchnął wewnętrznie. 
        – U mnie w domu nikogo nie ma – oznajmił, zakładając sobie to cholerstwo na głowę i niechętnie sadowiąc się za Oliwerem. W momencie, kiedy usłyszał ryk silnika i zacząć czuć pęd wokół siebie, szybko owinął Oliwera ramionami w pasie i przycisnął policzek do jego pleców, stwierdzając, że jeśli ma zginąć na tej okropnej maszynie, to woli zginąć przytulony do Oliwera Beściaka.


***


        22 listopada 2015 r.

       – Prędzej czy później będziemy musieli się podnieść – wymamrotał Adam, łaskocząc oddechem jej ramię. Ala zaśmiała się cicho, przyciskając twarz do poduszki. 
      – A może być później? – zapytała z nadzieją, po czym westchnęła. – No dobra, dobra... dam dobry przykład – postanowiła, podnosząc się do pozycji siedzącej. To nie była sytuacja, do której byłaby przyzwyczajona, ale o dziwo wcale nie czuła się niekomfortowo. Zmierzyła tylko Adama groźnym spojrzeniem, kiedy uniósł sugestywnie brwi, wpatrując się w jej nagie plecy i wychyliła się za łóżko, żeby podnieść swoje stringi z dywanu. Na szczęście nie leżały daleko. Wsunęła je na siebie pod kołdrą i uznała, że teraz mogła już wstać. To przecież nie było tak, że nie widział wczoraj wszystkiego.
        Odwróciła się przez ramię i uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym zniknęła za drzwiami. 
       Zamknęła się w łazience i rozejrzała po małym pomieszczeniu, po czym usiadła na klapie od sedesu, zamknęła oczy i poczuła, jak na jej usta wpływa szeroki uśmiech. 
        Okej, wyrzuty sumienia: odrobinę, ale tłumaczyła to sobie tym, że takie rzeczy po prostu czasami się zdarzały. Czasem ktoś pojawiał się w twoim życiu i nie dało się go zignorować. Postanowiła nie czuć się źle z samą sobą. Za chwilę opanuje całą tę sytuację, zrobi to, co było właściwe, zamknie jeden rozdział w swoim życiu i otworzy drugi. Zrobi to za chwilę, a teraz chciała się tym po prostu nacieszyć. 
        Ta noc była nie do opisania. Ala wcale tego nie planowała i wydawało jej się, że on też tego nie planował, ale po prostu... tak wyszło. Tak wyszło, że wylądowali w jego mieszkaniu i tak naprawdę kompletnie tego nie żałowała. Nigdy jeszcze nie czuła się w niczyim towarzystwie tak... dobrze. Był taką jakby idealną mieszanką: najpierw coś w niego wstąpiło, rzucił ją na łóżko i wycałował każdy fragment jej ciała, jakby nigdy nie miał jej dość, ale później, jak już doszło co do czego, wyszedł z niego dżentelmen i co moment pytał, czy wszystko było w porządku, i był taki delikatny i opiekuńczy. Perfekcyjny.
      Ala mogła wmawiać sobie dalsze zastanawianie się, ale tak naprawdę wiedziała, że już zdecydowała. Było jej przykro ze względu na Pawła, ale uznała, że to było lepsze niż gdyby miała zostać z nim na siłę. Postanowiła, że niezależnie od tego, jak to wyjdzie z Adamem – ponieważ nadal pozostawała kwestia tego, że była jego studentką i nie mogli sobie po prostu tego zignorować, teraz już musieli o tym porozmawiać – nie zamierzała ciągnąć z Pawłem czegoś, co w jej myślach już nie miało sensu. To była jedyna właściwa rzecz, jaką mogła zrobić. 
        Z tą myślą umyła ręce i po cichu wyszła z łazienki, rozglądając się, ale najwyraźniej Adam nadal nie wstał. Chciała wejść do kuchni, żeby może zaparzyć mu kawę albo coś, bo nie wiedziała, co jadał na śniadanie, ale w zamian trafiła do salonu. Już zamierzała się wycofać, kiedy coś przykuło jej uwagę. Zbliżyła się powoli do komody, przyglądając się zdjęciom ze zmarszczonymi brwiami. 
        Było ich kilka, z sześć albo siedem ramek różnych kształtów i rozmiarów, a w każdej zdjęcie przedstawiające Adama, kobietę z prostymi blond włosami sięgającymi jej do podbródka i małą, może trzy- lub czteroletnią jasnowłosą dziewczynkę o okrągłej twarzy i dużych brązowo-zielonych oczach. Cała trójka się uśmiechała. Dwa zdjęcia chyba były z jakichś wakacji, trzy zrobione w domu, a jedno gdzieś w ogrodzie na hamaku. Ala poczuła, że serce podchodzi jej do gardła, choć jeszcze do końca nie dotarło do niej to, co wiedziała już podświadomie. 
      Usłyszała z drugiego pokoju przytłumiony dzwonek swojego telefonu, ale nie zareagowała, bo nie była w stanie oderwać wzroku od zdjęć.
      – Ala? – rzucił Adam, uchylając drzwi do salonu. Ala odwróciła się i tak, jak jeszcze przed chwilą czuła się całkowicie komfortowo ze swoją nagością, zupełnie nagle stwierdziła, że to niewłaściwe i uniosła rękę, żeby choć w małym stopniu zakryć swój biust. Wpatrywała się w niego, nie wiedząc, co powiedzieć, ale on najwyraźniej nie czekał na jej reakcję. – Dlaczego nie powiedziałaś mi, że masz chłopaka? – zapytał. Jego ton był trudny do zinterpretowania, a brwi zmarszczone. Uniósł telefon Ali, na którego wyświetlaczu jak wół widniał napis „Kochanie”. 
        – Dlaczego ty nie powiedziałeś mi, że masz żonę i dziecko? – odpowiedziała natychmiast pytaniem na pytanie, zupełnie się nie zastanawiając, bo to brzmiało tak, jakby to on miał do niej pretensje, a w jej opinii nie miał do tego nawet w połowie tak poważnego powodu, co ona. 
        Adam zerknął mimochodem na zdjęcia, po czym spojrzał z powrotem na Alę. 
        – Od roku jesteśmy w separacji – wyjaśnił cicho. – Podjęliśmy już decyzję, rozwód to tylko formalność. Gdybym miał żonę, wiedziałabyś o tym, bo nosiłbym obrączkę – dodał spokojnym tonem. Ala ponownie spojrzała na fotografie, a potem na niego. 
        – To dlaczego ona tu jest? – zapytała zdezorientowanym tonem.
        – Bo Zuzia też tu jest – odparł, wzruszając ramionami. – Miałem wyciąć jej matkę ze zdjęć? 
        Ala przygryzła niepewnie wargę. Nie wiedziała, na ile to zmieniało sytuację. Nie była pewna, jaka moralnie różnica istniała pomiędzy byciem jeszcze oficjalnie w związku małżeńskim, ale już po decyzji, że nie chce się dłużej w nim być, a byciem po rozwodzie. Dla niej wciąż pozostawało faktem, że mężczyzna, z którym tej nocy uprawiała seks był żonaty. A późnej zdała sobie sprawę, że bardzo poważnie rozważała bycie w stałym związku z facetem, który, jak się właśnie okazało, będzie wtedy po rozwodzie. Nie mówiąc już o tym, że zupełnie w oderwaniu od tego wszystkiego pozostawała jeszcze kwestia tego, że jej o tym nie powiedział. A więc zataił to przed nią, co prawdopodobnie oznaczało, że tak samo, jak ona doskonale wiedział, że to było złe.
       Nie, jeszcze do końca nie wiedziała, co myśleć, ale już teraz coś bardzo, bardzo jej w tym wszystkim nie pasowało. Ostatecznie znowu przeniosła wzrok na zdjęcia, gapiąc się na drobną twarz malutkiej dziewczynki. Może to było po prostu zaskoczenie całą tą sytuacją, a może te jej cholerne zasady, ale zupełnie nagle poczuła, że chyba zaraz zacznie hiperwentylować. Nie mówiąc o tym, że... kurwa, stała na środku jego salonu w samych stringach rozmawiając z nim o jego żonie i czując zarówno nadchodzący ból głowy, jak i nadchodzące łzy, a bardzo nie chciała się przy nim rozpłakać, więc było tylko jedno rozwiązanie.
       – Muszę stąd wyjść – wymamrotała, spuszczając głowę, żeby nie zobaczył jej błyszczących oczu i wymijając go. Nawet na niego nie spojrzała, tylko skierowała się do jego sypialni i ubrała się szybko, byle jak. Nie poszedł za nią, za co była mu wdzięczna. Zarzuciła na siebie jedynie kurtkę i zgarnęła z korytarza swoją torebkę, po czym wyszła na klatkę, mając świadomość tego, że prawdopodobnie wyglądała koszmarnie.
        Dopiero będąc na dole zorientowała się, że on nadal miał jej telefon i zupełnie nagle poczuła, że wszystko w niej pęka, a po jej policzkach popłynęły łzy. Zapięła kurtkę, objęła się ramionami i ruszyła powoli w stronę przystanku. 


***


        Pierwszą rzeczą, jaka przyszła Bartkowi do głowy, kiedy się obudził, było to, że jeszcze nigdy tak bardzo wszystko go nie bolało. Druga myśl była taka, że nigdy jeszcze nigdzie nie czuł się bezpieczniej niż w ramionach Oliwera Beściaka. 
     Spróbował się poruszyć, ale po pierwsze chyba miał zakwasy (rany boskie, co prawda robili to wczoraj w różnych konfiguracjach, ale żeby aż tak?), a po drugie wszystko tam tak cholernie go piekło, że aż musiał zacisnąć na chwilę oczy i zęby, i odetchnąć kilka razy głęboko. Myślał, że nic nie było w stanie się równać z tym bólem z wczoraj, ale teraz było cztery razy gorzej, bo wczoraj było przynajmniej na dodatek podniecająco, a teraz po prostu cholernie bolało. Szlag by to. 
        Nie był w stanie jednak nie uśmiechnąć się, kiedy otworzył oczy i zobaczył przed sobą wytatuowane ramię, a zaraz za nim pogrążoną we śnie twarz Oliwera. Spędził chwilę na przypominaniu sobie absolutnie wszystkiego, co wydarzyło się poprzedniej nocy, każdego słowa, gestu i dotyku. To było jak mozaika urwanych momentów i odczuć, które ciągle się zmieniały. Najpierw były duże, silne, przytrzymujące go dłonie, uspokajające szepty, rozdzierający ból, absurdalna potrzeba ucieczki, łzy na policzkach Bartka i wpatrujące się w niego z zaniepokojeniem przeszywające, niebieskie oczy. Potem było ciężkie, chrapliwe sapanie za jego plecami, napięte mięśnie poruszające się wszędzie w nim i wokół niego, delikatne pocałunki na jego karku, warga przygryziona do krwi i przyspieszony oddech. A potem były już tylko zęby wbijające się w jego ramię, wpółprzymknięte oczy, wygięte plecy, zdarte gardło, drętwiejące kończyny i ta przejmująca potrzeba, żeby było bardziej, mocniej, szybciej, która przyćmiewała wszystko inne. Oliwer powiedział, że będzie bolało jak diabli i miał rację. Powiedział też, że będzie dobrze i też miał rację. Było obłędnie. 
        Bartek nie był pewien, czy jeszcze kiedykolwiek w życiu przestanie się uśmiechać. Miał ochotę wrzeszczeć, a raczej miałby na to ochotę, gdyby tylko wszystko go tak bardzo nie bolało. 
       Nagle usłyszał dzwonek do drzwi i zanim zdążył choćby zmarszczyć brwi, rozległo się głośnie walenie. Oliwer poruszył się obok niego i uchylił jedno oko, ale Bartek, zaciskając zęby, wysunął się już spod kołdry, założył spodnie od piżamy i bardzo powolnym i niezręcznym krokiem podążył w stronę korytarza. Otworzył drzwi na oścież dokładnie w momencie, w którym Pola najwyraźniej zamachnęła się, żeby ponownie uderzyć w nie z impetem, przez co straciła równowagę i niemal na niego wpadła, ale złapała się framugi, a Bartek w tym samym momencie wyciągnął rękę, żeby ją przytrzymać, dzięki czemu udało jej się utrzymać równowagę. Dojście do siebie zajęło jej niecałą sekundę.
        – Jest tu Oliwer? – zapytała szybko, a jej głos w uszach Bartka brzmiał bardzo dziwnie. Wyglądała, jakby niedawno płakała. 
        – Jest – odparł nieco zdezorientowany. Pola nie czekała na jego zaproszenie, tylko wyminęła go w wejściu, popychając go na ścianę, a Bartek pomyślał sobie w duchu, że może odrobinę grzeczniej. Zanim zdążył wskazać jej odpowiednie pomieszczenie dziewczyna już otworzyła wszystkie drzwi, szukając tych właściwych, po czym wparowała do pokoju Bartka. 
       – Gdzie jest twój telefon, ty kretynie?! – wydarła się na Oliwera, który podnosił się właśnie na łóżku do pozycji siedzącej. Bartek wślizgnął się za nią do pomieszczenia, na razie postanawiając się nie wtrącać.
        – Rany boskie, kobieto, co ci się stało? – zapytał Oliwer ze zdumieniem. Najwyraźniej nie był jeszcze do końca rozbudzony, bo dopiero teraz dotarło do niego jej pytanie, więc rozejrzał się głupkowato i zdał sobie sprawę, że w zasadzie to nie miał pojęcia. Ten fakt chyba nieco go skonsternował. – Nie wiem – odparł z zaskoczeniem. Zanim ktokolwiek zdążył na dobre przemyśleć sytuację, Pola uniosła dłoń do ust, a po jej policzkach znowu popłynęły łzy. 
        – J-Julian zniknął – wydusiła ledwo zrozumiale. Przez sekundę Oliwer wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami, po czym zerwał się z łóżka, zupełnie ignorując fakt, że był nagi. Pola też kompletnie nie zwróciła na to uwagi. Nic, czego nie widziałaby wcześniej. 
      – O czym ty mówisz, gdzie, kiedy? Gdzie ty wtedy byłaś? – zapytał ostrym tonem, olewając bieliznę i wciągając na siebie dżinsy. 
        – S-spałam – wychlipała. – Wszystko było d-dobrze, drzwi b-były zamknięte, położyłam go, w-wstałam rano i go nie było! – Po czym dodała cichym, zrozpaczonym tonem: – P-przepraszam... 
       – Hej, okej, cicho – rzucił Oliwer, zakładając koszulkę i nie brzmiąc ani trochę uspokajająco, bo sam wyglądał, jakby ledwo się trzymał. Rozejrzał się i chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę z obecności Bartka, który był już ubrany i gotowy do wyjścia.
        – Może powinieneś... – zaczął Oliwer rozkojarzonym tonem.
        – Idę z wami – przerwał mu Bartek tonem nieznoszącym sprzeciwu, krzywiąc się wewnętrznie, bo jego ciało właśnie dawało mu ostry opierdol za to, jak wczoraj pozwolił je potraktować. Ale to nie była kwestia dyskusyjna. 
       – Okej – rzucił tylko Oli, po czym wybiegł na korytarz i dopadł do drzwi wejściowych ze szlochającą Polą depczącą mu po piętach, więc Bartek nie miał innego wyjścia jak tylko podążyć za nimi.

_________________________________________________________________________________
* Peter Bjorn and John – "Young folks"

12 komentarzy:

  1. Właściwie jeszcze nie komentowałam tego opowiadania, więc może wreszcie to zrobię. Trochę z początku się bałam, że nie spodoba mi się tak jak ZNZ, ale na szczęście się myliłam. Podoba mi się i to jak piszesz w trzeciej osobie i ta wielowątkowość, co do samego stylu to tak jak w ZNZ jest świetny. Za to jeśli chodzi o bohaterów to nie wszyscy przypadli mi do gustu. Strasznie irytuje mnie Ala, jak na razie każdy wątek z nią, choć sądzę, że może się to zmienić, irytuje mnie też Oskar i to jak się odnosi do Oliwera, i trochę Karolina, choć sama do końca nie wiem czemu. Jednak nie zmienia to faktu, że opowiadanie jest świetne a wątki z nimi i tak lubię i będę czytać. No i oczywiście uwielbiam Bartka, Oliwera i Natalię :) W każdym razie możesz być pewna że czytam każdy rozdział i czekam z niecierpliwością na kolejny. A tak wgl to kupiłam ZNZ i zaczęłam czytać po raz trzeci co jest chyba trochę chore. Ale uwielbiam twoją twórczość :) Duuużo weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Za każdym razem jak myślę, że nie można Cię bardziej uwielbiać, dostaję coraz to lepszy rozdział i to w krótkim czasie. Chrzań magisterke, pisz te gejozy, bo wychodzi Ci to 10/10. Życzę Ci z całego serduszka, żeby ten flow trwał jak najdłużej, bo to miód na serce.

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja dostałam flowa po tym rozdziale! jest taki... uroczy! między chłopakami się wyjaśniło (Bartek my man:D) więc teraz to chyba Oli już nie będzie taki niezdecydowany. Mam nadzieje, że Julka nie porwał tatuńcio albo coś.. wykorzystuj flowa i pisz i dodawaj:D
    Ipi

    OdpowiedzUsuń
  4. Och wyszystko ok, ale Julian ....

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, mój pierwszy komentarz tutaj, ale chciałem wpierw przeczytać wszystkie rozdziały. Znalazłem to opowiadanie dzisiaj i przeczytałem je... no dzisiaj, nie da się ukryć. Początkowo nie oczekiwałem wiele, sam nie wiem, czemu. Może to dlatego, że tak dawno temu znalazłem w Internecie coś, co by mnie zachwyciło, że straciłem na to nadzieje. A tu proszę. Wszystko idealnie.
    No, prawie, bo ja mam tak, że nieświadomie na samym początku nakręcam się na jedną parę i chcę stale tylko ją. Tutaj oczywiście jest to Bartek i Oliwer. Czytanie o pozostałych osobach nie sprawia mi zbyt dużo radości. Patrząc także na to, że mimo wszystko szukając w Internecie czegoś dla siebie, nie szukam heteryków, bo oni nigdy nie sprawiają mi zbyt dużo radości. Więc czasem to już miałem ochotę przewijać fragmenty, w których nie ma Bartka i Oliwera, pomimo tego, że wszystko mi się tak podoba. No ale reszta to jednak nie Bartek i Oliwer.
    Cholernie pokochałem Twój styl. Czasem prostymi rzeczami potrafisz sprawić,że wybucham śmiechem, a uwierz mi, że zwykle ograniczam się do uśmiechów. Oliwer Beściak, uśmiech rozjaśniający pomieszczenie czy "rany boskie, nie myśl o tym teraz" sprawiają, że czuję się autentycznie szczęśliwy a'propos niczego.
    I dopiero w tym rozdziale przekonałem się do Michała. Wcześniej jakoś trochę działał mi na nerwy. W ogóle ten rozdział podobał mi się najbardziej, jak do tej pory. Tylko za jedną rzecz mam ochotę Cię udusić... Za jakie grzechy nie pozwoliłaś mi przeczytać pierwszego razu Bartka z Oliwerem, pomijając go?! Niech mi się to więcej nie powtórzy!
    Pozdrawiam i życzę weny oraz dalszej, tak wielkiej chęci do pisania. Podziwiam Cię za to i uwielbiam coraz bardziej, gdy nie muszę czekać na nowy, cudowny rozdział miesiąc.
    Aleks :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dzięki za wszystkie komentarze. Troszkę się poprawiliście, trzeba Wam przyznać :)
      Caius, jak ja bym chciała chrzanić magisterkę i móc pisać gejozy do końca świata...
      Melduję, że flow nadal trwa i cały czas pisze się w tempie ekspresowym (Kontrapunkt, bo magisterka nie).
      Aleks, sprawa wygląda tak, że ja generalnie nie przepadam za zbyt obrazowym opisywaniem scen erotycznych, a spowodowane jest to tym, że niezależnie od tego, że wszyscy doskonale wiedzą, jak bardzo chciałabym być gejem, bo lubię gejów bardziej niż geje lubią gejów, to niestety raczej nigdy nie będę jednym z nich, a jestem nieco przewrażliwiona na punkcie tego, że piszę o rzeczach, które znam i wiem. Ale dotarły do mnie opinie, że podobno robię to dobrze i w miarę subtelnie, więc prawdopodobnie przy okazji Kontrapunktu pozwolę sobie na nieco więcej, zwyczajnie dlatego, że mam w głowie mnóstwo znakomitych konwersacji, które będą musiały toczyć się przy okazji seksu, więc na pewno sobie tego nie odmówię. A pierwszy raz niech pozostanie słodką tajemnicą.
      A w ogóle to mimo, że tego nie opisałam, gwarantuję, że było ostro ;)
      Sorry za ten elaborat ;) Słuchajcie, przetrwałam wakacje, dotarłam do Berlina i mogę już odsapnąć, więc może rozdział pojawi się chwilkę wcześniej, może w okolicach weekendu ;)
      Całuję, M.

      Usuń
  6. Na dworze skwierczy, wyszłam tylko na chwilkę i mogę już nie wracać tam aż do jesieni. A twój rozdział pozwolił mi na chwilkę odwrócić uwagę od tego, jak bardzo chcę umrzeć z tego całego gorąca.
    Podoba mi się, że Bartek (nie wiem, czy dać mojej pieszczotliwości dojść do słowa i nazwać go „Bartusiem” jak pierwotnie napisałam, ale to chyba brzmi zwyczajnie... źle) nie jest ciepłą kluską, jak większość bohaterów nieszczęsnych opowiadań z blogosfery poruszających tematykę lgbt. Lubię to, że potrafi warknąć, a nie tylko użalać się nad sobą, przytulony do podusi i czekać na cud. Niesamowite z niego stworzenie, niezniewieściałe i prawdziwe.
    Miłość się ze mnie wylewa ❤︎❤︎❤︎

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow, robi się naprawdę bardzo ciekawie. Kontrapunkt to zdecydowanie najlepsze opowiadanie jakie czytałam.
    Życzę weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jesteś niesamowita. To już x blog, który czytam o tej tematyce, ale śmiało mogę powiedzieć, że najlepszy. Nie mogę tego stwierdzić na 100 %, ale Kontrapunkt chyba bardziej skradł moje serce ;) Wielowątkowość, która jak myślałam z początku będzie mi przeszkadzać, odpowiada mi. Każdy bohater jest ciekawy. Oliwier i Bartek......jejuu, są świetni. Ja nie umiem pisać komentarzy i nie wiem jak ubrać w słowa to co czuję, ale naprawdę robisz kawał dobrej roboty i twoje opowiadania są wyjątkowe ;) Jestem twoją fanką! Trzymaj się

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    Oliver zazdrosny, no w końcu coś się ruszyło, Ala co teraz? była już gotowa zostawić Pawła... gdzie jest Julian?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    wspaniały rozdział, och Oliver jest zazdrosny, pięknie,  no to w końcu coś się ruszyło, co teraz? Ala już była gotowa zostawić Pawła... a gdzie jest Julian?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    wspaniały rozdział, piękne Oliver jest zazdrosny,  w końcu coś się tutaj ruszyło, i co teraz? Ala już była gotowa zostawić Pawła...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń